Fot.: Sean Sinclair @ Forespoke
Hayden Tee, znany na całym świecie odtwórca wielokrotnie nagradzanej roli Javerta w inscenizacjach Nędzników w Australii, Nowej Zelandii, na Broadwayu, West Endzie i w Dubaju, niedawno ukończył tournée kabaretowe po Australii, promując swoją najnowszą płytę Face to Face. Przed wybuchem globalnej pandemii COVID-19 miał rozpocząć międzynarodową trasę musicalu Matylda, powracając do roli Agathy Trunchbull, w której wcześniej występował na londyńskim West Endzie. Rozmawiam z Haydenem w jego domu w Nowej Zelandii, gdzie, jak wszyscy członkowie społeczności teatralnej na całym świecie, czeka na powrót na scenę.
Tekst: Jansson J. Antmann z udziałem Carly Fisher i Lynden Jones
Kabaret nie jest ci obcy, zdobyłeś nagrodę na kongresie kabaretu w Sydney w 2002 roku, a debiutowałeś w Nowym Jorku na 46. ulicy dzielnicy Hell’s Kitchen w Don’t Tell Mama. Jaki był pomysł na twój ostatni program kabaretowy?
Napisałem go podczas wakacji na Tahiti, ale bardzo zmieniłem pod wpływem ćwiczeń z moim dyrektorem muzycznym Nigelem Ubrihienem. Faktem jest, że skompilowanie materiału do spektaklu zajęło mi 39 lat – chciałem połączyć wszystkie bliskie mi elementy – makijaż, występ, śpiew i grę aktorską. Nie robię tego zbyt często. Zajęło mi dużo czasu, żeby być na scenie sobą, a nie odtwarzać roli.
Kabaret promował twój nowy album Face to Face. Co było inspiracją przy wyborze piosenek, które się tam znalazły?
Cztery lata temu, mój wieloletni współpracownik Nigel Ubrihien i ja zdecydowaliśmy, że chcemy stworzyć taki album. Pracowaliśmy nad tym solidnie trzy lata. Po przeanalizowaniu utworów z ról, które grałem i zostały dobrze przyjęte, ułożyliśmy długą listę. Mieliśmy dwa kryteria: wielki kompozytor oraz role antagonistów i buntowników. Jeśli piosenka nie pasowała do tej formy – odrzucaliśmy ją.
Ostatni raz występowałeś w Australii w musicalu Only Heaven Knows w 2017 roku. Trasa kabaretowa była twoim pierwszym występem na australijskiej scenie od tego czasu. Co najbardziej podobało ci się w tym doświadczeniu?
Australia jest moim domem, przeprowadziłem się, kiedy miałem 18 lat i tu studiowałem. Tutaj mam przyjaciół, tutaj tworzę. Uważam, że australijska publiczność jest ciepła i serdeczna, lubi też te nieprzyjemne uczucia, które wzbudzają role czarnych charakterów. Brytyjczycy nie lubią tego tak bardzo. Ponownie współpracowałem z Nigelem, z którym pracowaliśmy wcześniej bardzo długo i rozumiemy się bez słów. Wynika to głównie z wielu wspólnych nocy przy fortepianie, spędzonych na komponowaniu piosenek przy dużej ilości wódki. Wspaniałym uczuciem była prezentacja piosenek z albumu przed publicznością na żywo. Mogłem nawiązać bezpośredni kontakt z publicznością, rozmawiać z nią. Radość z tej formy przedstawienia, jaką jest kabaret, polega na udziale publiczności.
Grałeś rolę Javerta w Nędznikach na całym świecie. Międzynarodowe gwiazdy, takie jak Rob Guest i Philip Quast, wcześniej stworzyły role Jana Valjeana i Javerta. Jesteś teraz częścią tego dziedzictwa. Jak się z tym czujesz?
Jestem bardzo wdzięczny za możliwości, jakie dał mi ten musical. Fakt, że Nędznicy są prezentowani na całym świecie i wszędzie odnoszą wielki sukces, dodaje każdemu, kto w nich grał, splendoru. Nie sądzę jednak, żebym kiedykolwiek mógł konkurować z tymi dwoma aktorami. Bardzo ich szanuję. Chodziłem do tego samego liceum co Rob Guest. Obaj zdobyliśmy nagrodę Puchar Dramatu, ale się z nim nie porównuję. Dorastałem, obserwując Roba i śledziłem karierę Philipa Quasta odkąd pojawił się na koncercie z okazji 10. rocznicy premiery Nędzników. Wciąż mam w głowie Javerta w interpretacji Philipa.
Masz ulubioną scenę w Nędznikach?
Moja ulubiona piosenka to Gwiazdy, ale najbardziej lubię sam koniec, gdy Valjean umiera, śpiewając Samotny czekam w ciemności. To piękny moment, przez cały spektakl budowaliśmy nastrój dla tej sceny. Dla mnie to emocjonalne i muzyczne podsumowanie spektaklu.
Jak udało ci się pokazać człowieczeństwo Javerta?
Chodziło mi o uzasadnienie tego, co robi. A robił złe rzeczy, mając dobre intencje. Nigdy nie kierowała nim tylko chęć sprawienia bólu, cierpienia. To generalnie dobry człowiek, który po prostu wykonuje swoją pracę. I jeśli skupisz się na tej prawdzie, reszta sama się o siebie zatroszczy.
W czym tkwi tajemnica sukcesu Nędzników?
Czy znajdzie się ktoś, kto nie mógłby się odnaleźć w tej historii i utożsamić się z nią na jakimś poziomie? Chodzi o nadzieję i kondycję ludzką, z tym wszyscy możemy się identyfikować.
Skąd popularność teatru muzycznego?
Teoria leżąca u podstaw musicalu mówi o emocjach wznoszących się na taki poziom, że mowa już nie wystarcza. Hiperrealizm. To raj!
Jakie masz wrażenia z występów w roli Agathy Trunchbull w musicalu Matylda w Londynie?
Matylda to mój ulubiony musical wszechczasów. Widziałem prapremierę na Broadwayu i zakochałem się w tej roli. Wystąpienie w musicalu było spełnieniem marzeń. Dostałem wizę do Wielkiej Brytanii, żeby zagrać w ostatniej wtedy inscenizacji Matyldy, wciąż granej na całym świecie. To była jedna z pozycji na mojej liście zadań do zrobienia i wymarzona rola. Jestem bardzo wdzięczny za to doświadczenie. Jednocześnie była to najcięższa praca, jaką kiedykolwiek miałem i najtrudniejsza fizycznie i psychicznie rola, jaką kiedykolwiek grałem. Muszę powiedzieć, że nigdy nie kwestionowałem mojego zdrowia psychicznego tak bardzo jak wtedy, gdy pracowałem nad tym musicalem. Wiesz… strzeż się spotkań z bohaterami lub odgrywania swoich wymarzonych ról! Agatha Trunchbull robi złe rzeczy ze złych powodów. Czuje przyjemność z maltretowania dzieci! To nie jest łatwe do zagrania, nie daje satysfakcji aktorowi. W porównaniu z nią Javert jest naprawdę przyzwoitą osobą!
Jak wybierasz role, które grasz?
Granie jest jak terapia. Jeśli muszę coś przepracować, mogę znaleźć w roli coś, co mi w tym pomoże. Uwielbiam złożone postaci, pociągają mnie złoczyńcy. Lubię znaleźć powody, dla których robią te wszystkie złe rzeczy. Daje mi satysfakcję to, że zmuszam publiczność do polubienia takich postaci, tym bardziej, że poza sceną jestem człowiekiem przestrzegającym zasad.
Każda rola jest inna, ale zawsze lubię znaleźć co najmniej jedną cechę charakteru, którą dzielę z graną postacią. Na przykład to, co łączy mnie i Javerta, to dobroć. Po każdym przedstawieniu muszę uważać, by zostawić rolę w teatrze. Tak zwany kac po postaci naprawdę istnieje, cierpię na to i przez to byłem na terapii. Jednym ze sposobów radzenia sobie jest zapach – każda postać ma swój zapach, który można zmyć – kiedy wychodzę z teatru perfumuję się własną wodą kolońską. Na przykład Javert to Chanel Egoïste, a Agatha Trunchbull to Toskańska Skóra Toma Forda – to była naprawdę droga postać!
A jaki jest twój własny zapach?
Czarna Orchidea Toma Forda.
Masz hobby poza teatrem?
Tak, makijaż. To terapia na mój lęk. Sposobem na przezwyciężenie go jest codzienny makijaż i opublikowanie zdjęcia na Instagramie.
Które wydarzenia w twojej karierze uważasz za najważniejsze?
Rola Javerta to jedno z nich. Skończyłem grać tę rolę w grudniu ubiegłego roku, ale wiem, że to nie był ostatni raz. Granie tej pokręconej postaci było dla mnie dobre. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo tęsknię za Javertem, dopóki nie zagrałem Agathy Trunchbull w musicalu Matylda. Oczywiście takim wydarzeniem jest też mój debiut na Broadwayu. To było coś, o czym zawsze marzyłem i na co pracowałem. Nigdy tego nie zapomnę. Ważna jest też moja teatralna rodzina, którą mam na całym świecie. Uwielbiam pracować w różnych miejscach na świecie i cenię to, że mam teraz rodzinę londyńską, nowojorską, moją prawdziwą rodzinę nowozelandzką i oczywiście moją australijską rodzinę. Najważniejsi są zawsze ludzie wokół ciebie, na scenie i poza nią.
Jak podróżowanie wpływa na twoje życie?
Podjąłem świadomą decyzję, aby podróżować dookoła świata, bo chciałem zarabiać na życie, robiąc to, co kocham. Funkcjonując w czterech miejscach, dałem sobie cztery okazje do pracy. Ale to nie jest życie pełne przepychu i ma swoją cenę. Musiałem przywyknąć do bycia singlem. To było trudne, bo nie lubię skupiać się na sobie i swojej karierze.
Jakie masz marzenia na przyszłość?
Muszę przyznać, że rzeczy z mojej listy do zrobienia nigdy się nie dzieją. Kiedyś mówiłem, że chciałbym zagrać tytułową rolę w Upiorze w operze, a teraz opłakuję fakt, że prawdopodobnie to się nie wydarzy. Szczerze mówiąc, myślę, że moja wymarzona rola nie została jeszcze napisana. Jednak naprawdę chciałbym pewnego dnia zagrać w Carnegie Hall w Nowym Jorku – najlepiej z Nigelem Ubrihienem przy fortepianie. |