W 1619 roku w zamkowej wieży złożono pewien pergamin. Czterysta lat później zapisane na nim informacje wpłynęły na to, co działo się na Zamku Królewskim przez cały 2019 rok. Prof. Wojciech Fałkowski, Dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie, podsumowuje Rok Wazowski i opowiada o planach na najbliższą i tę bardziej odległą przyszłość.

 

Tekst: Beata Brzeska
Zdjęcia: Michał Zagórny
Źródło: Zamek Królewski w Warszawie – Muzeum

 

Obchody Roku Wazowskiego na Zamku to pana autorski pomysł. Co było inspiracją?
4 lutego 1619 roku zamknięto w miedzianej gałce dokument, poświadczający zakończenie budowy Zamku. To był ten dzień, w którym uznano, że Zamek jest ukończony i gotowy. Już nieco wcześniej król tutaj pomieszkiwał, sprowadził dwór i kancelarię, ale dopiero wtedy oficjalnie uznano, że inwestycja jest zakończona.
Oczywiście potem były przebudowy, dobudowano budynki gospodarcze, na placu Zamkowym stały stajnie, składy na furaż dla koni. Wyjście paradne w stronę Krakowskiego Przedmieścia i miasta Warszawy było nieco mniej eleganckie i uporządkowane niż teraz, ale pobyt króla zaczął się właśnie wtedy. I postanowiliśmy przypomnieć tę datę 400-lecia ukończenia budowy Zamku z kilku powodów. Po pierwsze zależało nam, żeby pokazać ten pięciobok zamkowy położony na Skarpie Wiślanej jako ważny obiekt kultury i architektury, wielką i wspaniałą rezydencję króla. Z drugiej strony chcieliśmy, żeby odwiedzającym nas turystom i warszawiakom Zamek kojarzył się z okresem dłuższym niż tylko epoka stanisławowska, żeby okres baroku, początek XVII wieku, był również obecny w wyobraźni publicznej.

 

Fot. Volatus Media
Fragment wystawy Świat polskich Wazów

 

Warszawiacy zawdzięczają Wazom, że są mieszkańcami stolicy, ale w szerszej perspektywie wszyscy zawdzięczamy im dużo więcej.
Rzeczywiście Wazowie traktowali Warszawę, jako przyczółek do podboju Europy, dosłownie
i w przenośni. Chcieli wejść do tej grupy dynastii dworów najbardziej poważanych i prestiżowych na całym kontynencie, a równocześnie cały czas myśleli o rozszerzeniu swojego władztwa nie tylko na macierzystą Szwecję, ale także na kraje ościenne, ku wschodowi na Moskwę, też na Czechy i państwa Rzeszy. Mieli wielkie ambicje i plany, ale nie zawsze potrafili im sprostać. Prawdą jest, że Rzeczpospolita początku XVII wieku była państwem potężnym, europejskim, a Warszawa szybko stawała się metropolią na skalę całego kontynentu.

O Zamku było w tym roku bardzo głośno z powodu wydarzeń związanych z obchodami Roku Wazowskiego. Czy można się już pokusić o ocenę tego przedsięwzięcia?
Rzeczywiście to jest wydarzenie bezprecedensowe, 12 miesięcy nasyconych rozmaitymi wydarzeniami; pięć wystaw, kilkanaście sesji naukowych, kilkadziesiąt koncertów. Intensywność tych wydarzeń, swoistego pakietu propozycji dla miłośników historii, muzyki czy zwykłych turystów, była ogromna. To było też ogromne wyzwanie logistyczne, organizacyjne dla całej załogi Zamku, wszystkich pracowników. Wszystko trzeba było przygotować, zrealizować, wypromować i obudować całym pakietem wydarzeń naukowych i artystycznych. I wszystko się udało.

Wiadomo już, które wydarzenia wzbudziły największe zainteresowanie?
Trudno powiedzieć. Wystawę Świat polskich Wazów można jeszcze oglądać do połowy stycznia. Cztery pozostałe, które się zakończyły, były ogromnym sukcesem frekwencyjnym. Pierwsza w dziejach polskiego muzealnictwa wystawa biżuterii i sztuki zdobniczej Rządzić i olśniewać. Klejnoty i jubilerstwo w Polsce w XVI i XVII w. przyciągnęła 25 tysięcy osób i uważamy to za ogromny sukces. Ale równym sukcesem był też 36x Rembrandt, wystawa dwóch naszych portretów olejnych Rembrandta i 34 jego grafik. Wystawa trwała krócej, a obejrzało ją tyle samo osób, więc dzienna frekwencja była wyższa. No i oczywiście Król się żeni! Rolka sztokholmska – skarb Zamku Królewskiego w Warszawie, otwierająca obchody Roku Wazowskiego. Obejrzało ją ponad 20 tysięcy osób. I było mnóstwo pretensji, że wystawa tak krótko trwa. Z  jednej strony to jest miłe, z drugiej żal, że nie mogliśmy jej przedłużyć. Niestety w przypadku Rembrandta i Rolki sztokholmskiej właśnie, względy konserwatorskie były wartością nadrzędną, musieliśmy sprostać warunkom ochrony tych zabytków. Tego typu obiektów nie można eksponować dłużej niż miesiąc.

Trwa wystawa Świat polskich Wazów. Przestrzeń – Ludzie – Sztuka [zamknięcie w styczniu, przyp. red.]. Spodziewa się pan podobnego sukcesu?
Zobaczymy. W gronie specjalistów, muzealników, historyków, słychać bardzo pochlebne opinie, wręcz entuzjastyczne. Czas nie sprzyja oglądaniu wystawy, bo okres świąteczny i sylwestrowy – wszyscy myślą o  zupełnie innych rzeczach. Nie spodziewamy się rekordu frekwencji, ale liczymy na to, że wystawa zapisze się w wyobraźni naszych widzów i przyjaciół Zamku, jako poszerzenie obrazu Wazów właśnie o ich osiągnięcia w dziedzinie kultury, sztuki. Ten czas nazywano przecież srebrnym wiekiem. I to jest cel, który z pewnością osiągniemy, bo jak mówiłem, opinie są bardzo pochlebne, a katalog sprzedał się wyśmienicie.

W planach na przyszły rok jest pewna kontynuacja Roku Wazowskiego, można powiedzieć suplement.
Można tak powiedzieć, bo Tomasz Dolabella był najbardziej rozchwytywanym malarzem dworu, elity, arystokracji. Wenecjanin, który do Polski przybył na krótko, a potem został do końca życia i stał się Polakiem. Nigdy nie miał własnej wystawy, a od wiosny 2020 będzie ją miał właśnie w Zamku. To takie przedłużenie naszej opowieści o sztuce baroku, ale też o transferze mody, sztuki i ludzi z Wenecji do kraju nad Wisłą.

Panorama Warszawy, Erik Dahlbergh, fragment z Zamkiem Królewskim, 1656 r., Biblioteka Królewska w Sztokholmie.

Wydarzenia w ramach obchodów Roku Wazowskiego dla wielu osób, które nie są historykami, przyniosły sporo odkryć, na przykład to, że Władysław IV był wielkim melomanem. Chciał nawet sprowadzić Monteverdiego do Warszawy.
Dlatego równolegle do wydarzeń muzealnych odbyło się ponad 60 koncertów, poczynając od pierwszej barokowej opery Monteverdiego Orfeusz, przez utwory najbardziej znanego polskiego kompozytora tamtych czasów, Marcina Mielczewskiego. Królewicz Władysław odbył tzw. Grand Tour po Europie i z tej rocznej podróży przywiózł do kraju operę włoską. Kazał przebudować wnętrza Zamku Królewskiego i utworzył pierwszy na północ od Alp teatr operowy. Z czasem Warszawa wyprzedziła nie tylko Paryż czy Wiedeń, ale równała się ze scenami operowymi samych Włoch. A u nas w tym roku muzykę wykonywali najlepsi z najlepszych m.in. zespół Narodowego Forum Muzyki pod kierunkiem Andrzeja Kosendiaka.

Bez „wstawiennictwa” Wazów muzyka pozostanie na Zamku?
Z pewnością, ale nie tylko historyczna, również XIX-wieczna muzyka wielkich romantyków. Koncertów jest i będzie dużo, zarówno zewnętrznych, jak i cyklicznych zamkowych oraz towarzyszących wystawom czasowym. W Zamku odbyło się też kilka koncertów na jedynych w Polsce skrzypcach Stradivariusa. Skrzypce są w rękach prywatnych, ale mamy ten przywilej, że koncerty na tym instrumencie rozbrzmiewają w salach zamkowych w wykonaniu maestro Janusza Wawrowskiego, któremu instrument jest udostępniany. To właśnie w Zamku odbyło się uroczyste nadanie skrzypcom nazwy Polonia.

Pokazywanie historii nie jest łatwym zadaniem. Pomysł na obchody Roku Wazowskiego wyróżnia kompleksowość, pokazanie tematu w wielu aspektach i w różny sposób. Czy to doświadczenie jest jakimś pomysłem na pokazywanie historii w ogóle?
Tak, pokazać historię w atrakcyjny sposób nie jest łatwo. Zwłaszcza, jeśli chcemy pokazać historię dawną. Ale jeśli będziemy zwracać uwagę nie na daty czy szczegóły, które mają zapełnić naszą pamięć i umysł, ale na procesy społeczne i polityczne, na to, jak przekształcała się rzeczywistość oraz będziemy wrażliwi na emocje, które tak dobrze widać na niektórych obrazach, portretach, to mamy szansę zainteresować odbiorcę. Na Rolce sztokholmskiej doskonale widać, kto komu zajeżdża drogę, kto sięga po karabelę, kto odwraca głowę, żeby na kogoś nie patrzeć. To jest jak film dokumentalny namalowany na czerpanym papierze 400 lat temu. Jest  nie tylko zapisem uroczystości związanych z zaślubinami Konstancji Habsburżanki, ale również pokazuje, że ludzie wtedy też żyli emocjami, poddawani byli tym samym bodźcom. Ta uświadomiona bliskość pomiędzy nami i nimi budzi chęć poznawania i porównywania. I to może jest klucz do przybliżania historii i do opowiadania jej.

Czytając wpisy w księdze pamiątkowej wystawy Świat polskich Wazów, przeczytałam taką opinię: Wystawa super, ale puzzle jeszcze fajniejsze. Myśli pan, że udało się znaleźć sposób na zainteresowanie historią?
Musimy zabić postrzeganie muzeum jako nudnej, zakurzonej i uporządkowanej instytucji, a w zamian zaproponować instytucję żywą, atrakcyjną, otwartą i zapraszającą. Wieczory literackie, wjazd Cecylii Renaty, układanie puzzli na placu Zamkowym i na wystawach – każdy sposób na zainteresowanie jest wartościowy. Otwieramy się też bardzo wyraźnie na różne propozycje artystyczne. Będziemy gościć dobrą sztukę współczesną w postaci instalacji prezentowanych w ogrodach czy na Dziedzińcu Wielkim. Sztuka współczesna świetnie współgra z przestrzenią historyczną, przyciągnie innego widza, przekona, że Zamek nie jest instytucją skostniałą, ale żyjącą tempem i rytmem życia współczesnego. Zamek jest na dobrej drodze, żeby stać się przez wystawy, zbiory i kompetencje swoich pracowników wielkim muzeum. Żeby to osiągnąć musi prezentować się jako muzeum nowoczesne w najlepszym tego słowa znaczeniu – nie odrzucając historii i nie rezygnując ze swojego profilu – otworzyć się na świeży powiew nowych pokoleń, nowe trendy i nowe technologie.

Zamek ma wiele twarzy, można go zwiedzać na różne sposoby.
To prawda. Zamek ma mieć wiele oblicz i kusić propozycjami. Na pewno nie skusi wszystkich, bo nie każdy jest zainteresowany obcowaniem ze sztuką i patrzeniem na nią z perspektywy historycznej. Ale nasze propozycje muszą być zróżnicowane i atrakcyjne, żeby widz przynajmniej rozważył wizytę w Zamku.

Fragment Rolki sztokholmskiej z powozem królowej Konstancji i Marii Bawarskiej, po 1605 r., Zamek Królewski w Warszawie.

Choćby w zamkowych ogrodach.
O, tak. Serdecznie zapraszam, ogrody biją rekordy odwiedzin odkąd zostały otwarte. Można się zaszyć w grabowych labiryntach i mieć naprawdę chwilę wytchnienia. Zarówno otwarta przestrzeń w głównej osi parku, jak i boskiety z grabiny stanowią o wyjątkowości parku. Teren jest otwarty, dla wszystkich, a my liczymy, że przez ogrody spacerowicze trafią też i do Zamku.

Zamek to jednak przede wszystkim kolekcja, jądro tego miejsca. Proszę się pochwalić sukcesami na tym polu.
Cały czas budujemy kolekcję i zachłannie szukamy nowych obiektów. Sięgamy po propozycje antykwariuszy i kolekcjonerów, oceniając wartość przedmiotu i negocjując ceny. Przez ostatnie dwa lata kolekcja powiększyła się o ponad 100 dzieł sztuki i rzemiosła dzięki subwencjom państwowym i sponsorom. Jestem takim kwestarzem, nieustannie poszukuję funduszy na kolejne skarby. Cieszy mnie niezmiennie zakup obrazu Bellotta Widok Kapitolu z kościołem Santa Maria in Aracoeli, który powrócił na Zamek po 200 latach. W planach mamy zakup dwóch pięknych wazonów z wytwórni belwederskiej Stanisława Augusta, wyprodukowanych w latach 70. XVIII wieku, dekorowanych postaciami Chińczyków – absolutna rzadkość. Wkrótce wejdzie do kolekcji nieznany portret pędzla Jana Matejki. Mamy też zarezerwowany, choć wciąż nie kupiony – liczę, że wkrótce uda się zgromadzić fundusze – obraz z kolekcji Stanisława Augusta, który został ofiarowany przez króla swojemu sekretarzowi, i pozostawał w rękach prywatnych przez 200 lat. Podobnie jest z popiersiami cesarza Karola V i króla Filipa II– już można je oglądać, chociaż wciąż poszukuję na nie funduszy. W pozyskiwaniu nowych obiektów, oprócz pieniędzy oczywiście, wszystko opiera się na zaufaniu i osobistej wiarygodności. Innych reguł nie ma. No i trzeba mieć trochę szczęścia. Mam też kilka niespodzianek, które w pierwszym półroczu 2020 roku wywołają niemałą sensację.

Nie chce pan zapeszać, mówiąc tak mało?
Wierzę, że trafią do nas, ale na wszelki wypadek nie zapeszajmy (śmiech). Będą to niespodzianki najwyższej rangi. Z pewnością zostaną dostrzeżone.

Ma pan już pomysł, zalążek pomysłu, na coś równie niezwykłego, jak Rok Wazowski?
Tak, będziemy mieli przed sobą Rok Bellotta, kolejnego Włocha, który stał się Polakiem. Chcemy zrobić kilka wystaw, które będą dostrzeżone w tych najlepszych centrach kultury europejskiej i światowej. Myślę m.in. o wystawie Rembrandta. I na pewno sięgniemy po sztukę włoską, ale plany nie są jeszcze gotowe do przedstawienia.

To pomówmy o tych najbliższych. W kwietniu Tomasz Dolabella, a poza tym…
Wystawa związana z setną rocznicą urodzin Jana Pawła II, którą chcemy wzbogacić o skarby Watykanu. Mamy już ładną, choć niewielką kolekcję, która przyjedzie z Watykanu, ale cały czas rozmawiamy o poszerzeniu tej kolekcji jeszcze o kilkanaście obrazów. Razem z inkunabułami z bibliotek papieskich i dziełami sztuki z Pałacu Biskupiego w Krakowie stworzą wystawę, łączącą biografię naszego wielkiego rodaka z dziełami sztuki, które go otaczały.

Mijają dwa lata odkąd przejął pan obowiązki dyrektora Zamku Królewskiego w Warszawie. Czy pomysły na prowadzenie Zamku, plany i zamierzenia pozostały te same,co na początku?
Zmieniło się wszystko! Plany trzeba dostosowywać i do możliwości, i do pracowników – ich oczekiwań, kompetencji, i do otaczającej rzeczywistości. Wszystko, z czym przychodziłem na Zamek dwa lata temu, musiałem poddać gruntownej rewizji. Na plus! Dzięki inspiracji moich współpracowników i szczęśliwego losu, który podsuwał mi różne możliwości zakupowe (o które trzeba było jednak zabiegać). I też dlatego, że rozwój Zamku i plany z nim związane, toczą się znacznie szybciej, niż sądziłem. Celem jest stworzenie wielkiego muzeum i Zamek w elitarnym gronie najlepszych rezydencji monarszych w Europie. I to jest całkowicie osiągalne.

Dużo jeszcze brakuje?
Brakuje nam jakichś 10 lat, kilkunastu zabytków do kupienia i kilku wielkich wystaw w skali europejskiej. Jak to zrobimy, Zamek będzie w gronie najlepszych, pomiędzy Prado, Wersalem, Windsorem. Będzie nie tylko dumą Polaków, ale wizytówką na świat, podziwianą i zrozumiałą na całym świecie.

Życzymy zatem powodzenia w realizacji planów i dziękujemy za Rok Wazowski. |

 

KAWA PO KRÓLEWSKU
Prezent, dzięki któremu poczujesz się jak gość na obiedzie czwartkowym u króla.
Te piękne klasyczne filiżanki powstały w jednej z najstarszych manufaktur porcelany w Polsce. Ozdobione są złotym monogramem ostatniego króla Polski – Stanisława Augusta.
Można je kupić wyłącznie w sklepie muzealnym Zamku Królewskiego w Warszawie.