Please click here to read the interview in English.

 

Waldemar Dąbrowski jest wspaniałym gawędziarzem, więc kiedy tylko nadarzy się okazja, by porozmawiać z dyrektorem Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie, nie sposób się oprzeć. Tym razem przyszłość nie tylko sztuki operowej, ale nawet cywilizacji to tematy, które zaprzątają jego myśli. Spotykamy się na Zoomie po próbie Ukrainian Freedom Orchestra, którą współtworzył z Peterem Gelbem, dyrektorem generalnym Metropolitan Opera w Nowym Jorku.

 

Tekst: Jansson J. Antmann
Zdjęcia: Michał Zagórny

 

Jansson J. Antmann: Ostatni raz rozmawialiśmy tuż po uruchomieniu internetowej platformy streamingowej Operavision.eu, a potem jeszcze usługi VOD (wideo na żądnie) na stronie internetowej Teatru Wielkiego w Warszawie. Jak teraz, dziesięć lat później, widzisz rolę platform cyfrowych i czy są zagrożeniem dla frekwencji w teatrach?
Waldemar Dąbrowski: Magia teatru polega na tym, że zarówno artyści na scenie, jak i publiczność szukają takiego punktu, który jest nieoznaczony, jest gdzieś pomiędzy, tam gdzie spełnia się ta teatralna emocja. Widzowie wysyłają emocje, które odbierają artyści, a artyści, dając siebie i jeszcze więcej, wywierają wpływ na widza. Nic nie zastąpi żywego kontaktu.
Nowoczesne technologie są świetne. W sytuacji kryzysów dają szansę budowania i podtrzymania relacji z widzami, ale to jest tak, jakbyś szedł do cukierni, patrzył na ciasta za szybą i próbował wyobrazić sobie ich smak. Widzisz je, ale nie czujesz tej doskonałości pracy cukiernika. Dlatego ja osobiście nie uważam, że VOD jest konkurencją dla żywego teatru. Raczej niesie ze sobą parę walorów, a głównie walor popularyzacji sztuki operowej.
Oczywiście sztuka operowa jest z natury rzeczy pomyślana jako święto – święto dla tych, którzy siedząc w teatrze, mają poczucie, że świat został na zewnątrz i zaczyna się inny świat – ten, który my kreujemy, którego jesteśmy twórcami. A publiczność przeżywa chwile zawieszenia w czasie.
Kiedy oglądasz spektakl w domu – parzysz herbatę, smakujesz kawę, odbierasz telefon – nigdy nie poczujesz tej aury, atmosfery widowiska na żywo. Tak się dzieje od czasów starożytnych. Doświadczenie żywego słowa, piękna głosu ludzkiego czy wspaniałości muzyki słuchanej z dowolnego nośnika jest zupełnie inne.
Ja traktuję VOD jako zaproszenie do teatru operowego, a nie jako substytut.

Czy młodsza publiczność przyjmie to zaproszenie? Tutaj, w Australii, zawsze żartuję, że dziesięć lat temu byłem najmłodszą osobą na widowni i teraz nadal jestem najmłodszy. Pamiętam, że w Warszawie była większa równowaga pomiędzy młodą i starszą publicznością. Jak to wygląda dzisiaj?
Mamy bardzo dużą część publiczności młodej, ale to wynika z dwóch działań.
My nie jesteśmy Austrią, Francją czy Włochami, gdzie miłość do sztuki operowej dziedziczy się z pokolenia na pokolenie, gdzie gwiazdy operowe mają swoje miejsce w czołówkach gazet i traktowane są tak, jak gwiazdy filmowe czy teatralne.
Tak w Polsce jeszcze nie jest, poza nielicznymi wyjątkami. Takimi gwiazdami u nas byli i są Aleksandra Kurzak, Piotr Beczała, Jakub Józef Orliński, Mariusz Kwiecień, Wiesław Ochman, Teresa Żylis-Gara. Trochę tych wielkich gwiazd mieliśmy. Ale najważniejszym problemem z dostępem do opery była bariera psychologiczna – niewiara, że tam będzie dla mnie coś ciekawego i wartościowego. Dzięki różnym działaniom, między innymi na platformach streamingowych, udało nam się nieco tę barierę osłabić.
Ale jest druga, ważniejsza rzecz. Ja to nazywam polityką kulturalną – utrzymanie cen biletów na takim poziomie, żeby były dostępne dla młodych ludzi. U nas najtańszy bilet kosztuje tyle, ile bilet do kina. Nikt mi nie może powiedzieć, że barierą w dostępie do sztuki operowej jest cena biletu. Bogu dzięki, tak nie jest. I to jest doceniane.
Ja sam, kiedy byłem ministrem kultury, bardzo zasadniczo traktowałem tę sprawę. Żadna opera na świecie nie jest finansowana z wpływów za bilety. Jako wartość społeczna musi być dofinansowywana tak, jak jest w Europie – ze środków budżetu państwa, czy jak w Ameryce, pewnie w Australii też, z budżetów prywatnych.
Nie wiem dokładnie, jak jest w Australii, ale wiem, jak jest w Stanach Zjednoczonych – ile Petera Gelba (dyrektor generalny Metropolitan Opera w Nowym Jorku) kosztuje zapewnienie odpowiedniego budżetu, żeby utrzymać poziom artystyczny, którego wszyscy się po Metropolitan Opera spodziewają.
My jesteśmy dosyć sowicie finansowani przez państwo polskie, za co Bóg zapłać. I możemy prowadzić to, co nazywam polityką kulturalną, czyli ułatwiać młodym ludziom dostęp do sztuki na najwyższym poziomie.
Dodam, że moi goście ze świata zawsze są pod ogromnym wrażeniem liczby młodych ludzi na widowni, bo tak nie jest w Londynie, tak nie jest w Paryżu, ale tak jest w Warszawie.

Polska przyciąga najlepszych artystów świata, takich jak Marin Alsop i Allan Clayton, czy wybitnych Australijczyków Barrie’ego Kosky’ego, Daniela Smitha i Simon Stone. To coś w rodzaju renesansu polskiej sceny operowej.
Tak, to prawda. Znaleźliśmy się w gronie wiodących teatrów świata.
Mamy stałe kontakty z Metropolitan, z Covent Garden czy operami włoskimi. Ta sztuka, która jest wynalazkiem europejskim, i która opanowała świat, jest jednak polem syntezy wszystkich talentów artystycznych, jakie Pan Bóg – że tak powiem – powołuje do życia. Jest dzisiaj językiem absolutnie międzynarodowym, bo z jednej strony ten kanon wspaniałości XIX czy XVIII wieku, a z drugiej strony naprawdę wybitne kreacje współczesne. Nie chcę absolutnie tego nazwać definicją opery, ale tak sobie myślę, że opera jest lustrem, w którym odbija się zarówno przeszłość, jak i świat współczesny.
Zmieniają się pejzaże społeczne, polityczne. Kolejne epoki historyczne mają swoją scenografię, ale jedno się nie zmienia, nie zmienia się psychika ludzka. I ta potrzeba przeżywania miłości, siania dobra wokół siebie, a z drugiej strony różnego rodzaju upiory, które są źródłem dramatów, tragedii, nieszczęścia. Krótko mówiąc, sztuka uruchamia wszystkie emocje, jakie są przynależne naturze człowieka. Więc jeśli do tego dołożysz jeszcze niezwykle piękną muzykę, w którą wpisana jest przede wszystkim dramaturgia dzieła operowego, piękne obrazy, dzisiaj już i kino, właściwie wszystkie formy artystyczne, które się pojawiają na scenie, to spowodujesz, że każdy coś dla siebie znajdzie.
A jak znajdzie coś dla siebie, to trochę z tego zabierze do własnego domu i uczyni swoje życie lepszym, a pejzaż swojej codzienności nasyci wartościami, które rozpoznał, i które go zainspirowały do czynienia własnego świata lepszym, ciekawszym, bardziej atrakcyjnym.
To jest niezwykła siła opery.
W języku włoskim opera znaczy ‘dzieło kompletne’ – żeby powiedzieć o obrazie, trzeba powiedzieć opera della pittura; żeby powiedzieć o rzeźbie, trzeba powiedzieć opera della scultura, ale o teatrze lirycznym, jak to czasami Włosi mówią, wystarczy powiedzieć opera.

Pełna wersja dostępna w wersji drukowanej magazynu w wybranych punktach sieci Empik, Inmedio, Relay.