Tajlandia – destynacja wycieczek, przystępny cenowo resort, masaż pod palmami, drink z palemką, seksturystyka. Tak kojarzy się zblazowanym Europejczykom ten zbliżony wielkością i zaludnieniem do Francji azjatycki tygrys. Jeśli poszperać głębiej w pamięci, wspomnimy, że jeszcze całkiem etykietka „Made in Thailand“ na zabawkach, ubraniach czy drobnej galanterii nie obiecywała co prawda jakości nie do zdarcia, za to praktycznie gwarantowała niską cenę. Koneserzy przypomną sobie też ciekawe zestawienia smaków i lekkie, acz sycące konsystencje dań na bazie ryżu, owoców morza i jajek. Jak pokazuje wnikliwy reportaż Urszuli Jabłońskiej, każda z tych uproszczonych etykietek jest jakoś prawdziwa, ale każda też jest tylko przykrywką dla realiów życia w przedziwnym, zaskakująco feudalnym, a zarazem libertyńskim społeczeństwie. Tajów charakteryzuje w zasadzie nieograniczona władza rodziców nad dziećmi, monarchy nad poddanymi i duchów nad ludźmi.
Ale, jak udowadnia Jabłońska, w takim społeczeństwie tez dość łatwo się ukryć, pieczołowicie zbudować sobie własną niszę wolności – poświadczy to zapewne każdy piękny Ladyboy. To nie jest książka dla osób o słabych nerwach, tylko kawał solidnej reporterskiej roboty. Kapuściński w spódnicy! |