On Włoch, przedstawiciel narodu romantycznych i namiętnych kochanków. Ona Polka, smukła jasnowłosa piękność. Spotkali się ponad 35 lat temu, by stworzyć jedno mocno bijące serce. Dziś mamy okazję skosztować aksamitnej jak włoska oliwa harmonii dwojga dusz przeplatanej pikanterią iskier krzesanych w starciu dwóch nietuzinkowych osobowości.
Doppio Cuore mieści się w Warszawie przy Gałczyńskiego 3, ulicy odseparowanej od głównego strumienia przechodniów. Taka lokalizacja powoduje, że jest to nieprzypadkowe miejsce spotkań – tych, którym lokal został przez kogoś wcześniej zarekomendowany lub tych, którzy mieli już okazję poznać jego wyjątkowość i do niego wracają. Wśród gości możemy spotkać wiele osobistości świata telewizji, dziennikarstwa czy sztuki.
Wielka namiętność
Kim są właściciele Doppio Cuore? Ich polsko-włoska historia zasługuje na książkę czy pełnometrażowy film – w żaden sposób nie da się jej zamknąć w jednym zdaniu.
Za początek można przyjąć 1979 rok, kiedy to młoda sportsmenka, medalistka wielu krajowych i międzynarodowych turniejów, zapowiadana jako największa nadzieja polskiej gimnastyki artystycznej, postanawia spowolnić rozwój swojej kariery i wyruszyć na wakacje do Włoch. W 1980 roku wyjeżdża wraz z koleżanką. Dziewczyny świetnie się bawią, aż któregoś dnia w Mediolanie w wakacyjny nastrój pań wkrada się nieprzyjemny zgrzyt. Problem z zębem sportsmenki.
Pojawia się stomatolog – Włoch, około trzydziestki. Jego gabinet zdążył już rozwinąć się do poziomu przyzwoitej wielkości kliniki. Czuje, że wsiadł na właściwego konia, który go z impetem niesie we dobrym kierunku. Odurzony sukcesem daje się wciągnąć w wir zabawy. Pojawiają się gadżety z najwyższej półki, w tym samochody marek stanowiących marzenie każdego faceta. Rosnąca renoma kliniki przyciąga coraz szerszą rzeszę pacjentów, w tym reprezentantów mediolańskiego establishmentu oraz piękne kobiety, np. wspomnianą młodą Polkę o nienagannej figurze. Trochę szkoda, że w zasadzie nie mówi po włosku. Chociaż z drugiej strony mowa ciała granicząca z pantomimą nadała tamtemu wieczorowi zabawny charakter.
Wizytę w klinice doradziła Polce farmaceutka, do której dziewczyny trafiły, szukając czegoś przeciwbólowego. Niezbyt przekonane, wystraszone koniecznością komunikowania się w mało znanym języku, udały się we wskazanym kierunku. Na szczęście ubytek okazał się niewielki, a stomatolog wydał się pacjentce niezmiernie męski i uczynny. Dziewczyna bez specjalnego namysłu zgodziła się na zaproponowane przez niego wieczorne spotkanie w restauracji. Lekka obawa pojawiła się dopiero po wyjściu z kliniki. „Dlaczego się zgodziłam na kolację z facetem, którego poznałam zaledwie przed chwilą? Zwłaszcza że mój włoski trudno nazwać nawet podstawowym”.
Życie jak z filmu
Minął tydzień bardzo intensywnego randkowania. Para wybrała się w weekendową podróż na Maltę. Słoneczny, gorący dzień. Białe chłodne wino płynące w żyłach obojga oraz piękny krajobraz rozciągających się przed nimi wzgórz. Mężczyzna rzuca jakby mimochodem, ale też całkowicie serio: „Kiedyś zostaniesz moją żoną”.
W Mediolanie spędzili razem około piętnastu lat. Prowadzili życie jak ze scen filmu La Grande Bellezza. Opowieści o mediolańskim etapie ich życia są niesamowite, jednak każdy zainteresowany szczegółami musi sam spróbować je poznać bezpośrednio u źródła. Ja nie otrzymałem autoryzacji do rozpowszechniania tych historii.
Po przeprowadzce do Polski założyli firmę sprowadzającą włoskie produkty do sieci supermarketów spożywczych, ówcześnie największych w naszym kraju. Następnie zmienili branżę na restauratorską i przejęli bar na Hożej 50, który cieszył się przez cały okres swojego funkcjonowania tłumem stałych gości, a raczej przyjaciół. Potem tworzą pod tym samym adresem klub nocny, uważany swego czasu za najlepszy i najmodniejszy w Polsce. W „Milch” chcieli się bawić wszyscy tzw. modni klubowicze, celebryci i klienci korporacyjni. Wśród imprez zdarzały się takie, które „nocna Warszawa” wspominała naprawdę długo. Trzyletni złoty okres działania klubu został nagle zakończony w skutek okoliczności niezależnych od właścicieli. Wreszcie nadszedł czas na otwarcie restauracji Doppio Cuore, przy Gałczyńskiego 3.
Więcej niż kuchnia?
Aby dowiedzieć się więcej o tym, jak Nando (Fernando) Baldoin i Eliza Olejniczak trafili z Mediolanu na ulicę Gałczyńskiego, musicie odwiedzić to miejsce, poznać ich kuchnię i ich samych.
Skosztować tych przysmaków to czysta przyjemność. Nando to absolutny fanatyk włoskiej kuchni, który nie tylko rozumie, na czym polega prowadzenie restauracji, ale i znakomicie wie, o jakich cechach dań nie można zapomnieć, aby mieć śmiałość restaurację nazywać włoską. Szefowa kuchni, po piętnastoletnim kursie gotowania u włoskiej mamy i babci – wielkich autorytetów każdego z włoskich mężów – oraz z już około trzydziestopięcioletnią praktyką gotowania dla rozpieszczonego kulinarnie Włocha i jego przyjaciół, od kilku lat odkrywa swój talent przed gośćmi restauracji, w skrócie nazywanej Doppio. Najmocniejszymi filarami menu są pasty i rissota, tworzone w kanonie włoskiej kuchni, nakazującym gotować potrawy al dente, z niewielką liczbą składników, o znakomitej jakości i perfekcyjnie dobranych proporcjach.
Grzechem byłoby nie spróbować również ravioli, przynajmniej w jednej z dwóch odsłon, tj. Nero z owocami morza lub Con Fegato z wątróbką gęsią, truflą i migdałami. Kolejną silną pozycją jest przystawkowa, niezmiernie chrupiąca focaccia, która zamówiona w akompaniamencie włoskich wędlin, serów lub dojrzewającej włoskiej słoniny zostaje podniesiona do rangi kulinarnego arcydzieła. Na bazie tak perfekcyjnego ciasta jest tu również przygotowywana pizza. Radzę wszystkim spróbować wersji ciasta z dodatkiem popiołu uzyskanego w drodze spalania ziół – uzależnia. Bardzo ciekawą pozycją jest także morskie carpaccio (tuńczyk, miecznik i ośmiornica). Bardziej głodni powinni zamówić kaczkę smażoną krótko, czyli na różowo, lub polędwicę wołową w kremie z octu balsamicznego. Na koniec wspomnę o daniu, które powala wszystkich, którym dane było go spróbować. To niezmiernie rzadko przyrządzane przez szefową kuchni lasagne z mięsem, na wręcz niespotykanie puszystym cieście. Określiłbym to danie mianem Mony Lisy włoskiej kuchni, tyle że tajemniczy uśmiech pojawia się w tym przypadku na zachwyconych twarzach gości..
Poznać właścicieli najłatwiej w piątek. Dlaczego? Bo to dzień, w którym po godzinie 22 rozpoczyna się impreza zbierająca przyjaciół restauracji, do której może dołączyć każdy. Jest to czas, w którym niegdysiejszy stomatolog i dzisiejszy manager wchodzi w rolę kompana do zabawy i DJ-a, a była gimnastyczka i dzisiejsza szefowa kuchni staje się duszą towarzystwa i świetną partnerka do tańca. Bywają również wieczory z żywym śpiewem i lub graną na żywo muzyką.
Po blichtr, modny design i obsługę kelnerów i sommelierów w liberiach powinniście pójść gdzie indziej. Jeśli jednak przyjdzie wam do głowy dobrze zjeść po włosku, w swojskim klimacie lub spędzić piątkowy wieczór w atmosferze zwariowanej prywatki zamiast w domu lub typowym klubie nocnym, musicie poznać to miejsce i doświadczyć jego oferty kulinarnej oraz towarzyskiej.
Ja będę tu przychodził, bo to miejsce, w którym z każdymi kolejnymi odwiedzinami człowiek czuje się coraz lepiej i coraz bardziej w swoim towarzystwie.
Z serca polecam… |