Banksy powiedział kiedyś: Lubię myśleć, że mam odwagę stanąć anonimowo w zachodniej demokracji i wzywać do rzeczy, w które nikt inny nie wierzy – takich jak pokój, sprawiedliwość i wolność. Czy nie tego właśnie wszyscy chcemy? Pokoju, sprawiedliwości i wolności? Dlaczego więc, tak słabo nam idzie?
Tekst: Magdalena Maskiewicz / Courier 96
Zdjęcia: Małgorzata Bujalska / Courier 96
W świetle kryzysu humanitarnego rozgrywającego się właśnie na naszej wschodniej granicy, wspomnienie wystawy The Mystery of Banksy – A Genious Mind w Station Berlin wraca jak bumerang, który uderza prosto w twarz. Wchodząc w industrialną przestrzeń wystawienniczą wyłączonej z eksploatacji stacji kolejowej wiedziałam, że ukłucie będzie dotkliwe ale, że będzie uwierać tak długo, podsycane bieżącymi konfliktami w wielu sferach społeczno-politycznego życia, nie przewidziałam. Najwyraźniej wciąż się uczę i to ze zmiennym skutkiem.
Inne słowa Banksy`ego, które okazują się boleśnie aktualne tu i teraz brzmią: Największe zbrodnie świata nie są popełniane przez ludzi, którzy łamią zasady, ale przez ludzi wiernych zasadom. Ludzi, którzy wykonują rozkazy, zrzucają bomby i masakrują wioski.
Jeden z filmów wyświetlanych w ramach wideo instalacji dotyczył kryzysu w Syrii. Kryzysu, w którym 95 procent ludności stanowią cywile, i który wypędził niemal połowę ludności z domów. Setki, unoszących się w powietrzu nad ruinami zbombardowanych miast, dziewczynek z balonikami. Setki chłopców i całych rodzin. Jak Spielbergowska dziewczynka w czerwonym płaszczyku, animowane sylwetki dzieci w kolorze popiołu ulatywały w powietrze niesione przez czerwone baloniki, znak rozpoznawczy Banksy’ego. Pomysł na aperitif po wystawie, na piątym piętrze KaDeWe wyszedł ostrą szpilą gdzieś z głębi trzewi.
Nadzieja w mroku
Teraz sytuacja nie dotyczy odległej Syrii, dzieje się na naszym progu. Coraz trudniej odwracać wzrok. Na granicy polsko-białoruskiej potrzeba pomocy humanitarnej, opuszczenia broni, przerwania kordonu i obywatelskiego nieposłuszeństwa, by przerwać umieranie w lesie. Potem można zastanawiać się co dalej, z perspektywy politycznych gabinetów.
O tym mówi Banksy na murach miast. W tym samym stopniu, w jakim ludzkość potrafi być nieludzka, co kontestuje w swoich aktach twórczego nieposłuszeństwa, Banksy szarpie nas za rękaw mówiąc – otwórzcie oczy, bądźcie nieposłuszni, nie traćcie nadziei na zmianę, wy możecie być zmianą. Uruchamia w nas poczucie sprawczości, której podstawą jest nadzieja, w takim kształcie, jak opisuje opisuje ją Rebecca Solnit:… Nadzieja, która mnie interesuje, powiązana jest z szeroką perspektywą i ściśle określonymi możliwościami, które zachęcają nas do działania albo wręcz się go od nas domagają. Nie jest ona radosną paplaniną o tym, że wszystko zmierza ku lepszemu, choć może stanowić przeciwwagę dla utartej śpiewki o świecie schodzącym na psy. Można by ją nazwać opowieścią o zagmatwaniu i niepewności, z których wyrasta możliwość nowego otwarcia. (Rebecca Solnit, Nadzieja w mroku, wyd. Karakter 2019). Podążając za jej słowami, głęboko zgadzam się również z tym stwierdzeniem: To, co przed nami, zawsze wydaje się nieprawdopodobne, gdy jednak należy już do przeszłości, wydaje się nieuchronne. W roku 1900 myśl o tym, że kobietom przysługiwać powinny prawa wyborcze była czymś rewolucyjnym, dziś myśl o ich odebraniu wydaje się szaleństwem.
Będąc Polką, od dawna mam poczucie, że szaleństwo wlewa nam się w sferę życia społecznego, o politycznym nie wspominając, ale przed okopaniem się w swojej „splendid isolation”, powstrzymuje mnie nadzieja, że przyszłość jest nieprzewidywalna i w tej szczelinie niepewności jest przestrzeń do działania, nawet jeśli to działanie wyrośnie z żalu, straty, żałoby, furii na panujący porządek, który od dawna wymaga nowej opowieści.
Patrisse Cullors, jedna z założycielek Black Lives Matter, tak opisywała misję ruchu u jego zarania: Tchnąć nadzieję i zachęcić do zbiorowego działania po to, by zbudować zbiorową władzę, rodzącą możliwość zbiorowej przemiany, zakorzenionej w żałobie i gniewie, nastawionej jednak na nową wizję świata i na marzenia.Stwierdzenie to zakłada, że żal może współistnieć z nadzieją. (Rebecca Solnit, Nadzieja w mroku, wyd. Karakter 2019).
Virginia Jean, kuratorka wystawy The Mystery of Banksy – A Genious Mind, wierząc w siłę ludzkiego ducha przyznaje z goryczą, że zbyt wielu z nas i zbyt szybko odwraca wzrok lub zmienia temat w obliczu trwających wojen, niesprawiedliwości, ucisku i pozbawionej emocji ignorancji wokół nas. Zbyt wielu lekceważy przyrodę i otaczających nas ludzi, ślepo słuchając polityki i mediów lub po prostu nie dbając o to, aby ten świat był lepszym miejscem.
Czy jednak zorganizowanie takiej wystawy, oddanie przestrzeni ponad stu eksponatom, reprodukcjom najbardziej imponujących dzieł anonimowego, lecz również dzięki temu właśnie o ogromnej sile oddziaływania artysty sztuki ulicznej, nie jest wyrazem nadziei? Jeśli wciąż warto do nas mówić, wskazywać nam prawdę, którą umiejętnie omijamy w codziennym życiu, to znaczy, że jest przestrzeń na zmianę, na działanie, powstrzymanie się przed emigracją wewnętrzną i obywatelską apatią. Banksy atakuje naszą wrażliwość i wciąga do masowego, współdzielonego przejrzenia się w lustrze. Używa do tego swoich narzędzi: puszek z farbą w spray’u, szablonów, ciemności nocy i swojego genialnego umysłu. Jego anonimowość jest jego super mocą, jego nieuchwytność daje mu swobodę mówienia, jego ekspresja uruchamia w nas myśli, pozwalając utożsamić się z kimś, kto w społecznym odbiorze nie ma tożsamości, a jednocześnie nosi w sobie odłamki tożsamości każdego z nas. Dlatego tak do nas trafia i tak potrafi nas drasnąć, wykopując ze strefy pozornego lub raczej pozorowanego komfortu.
What are you looking at?
Banksy to obecnie jeden z najbardziej kasowych artystów street-artu na świecie i z całą pewnością najbardziej tajemniczy. To, co uznaje się za pewne, to fakt, że urodził się w 1974 r. w miasteczku Yate we wschodniej Anglii, a karierę artystyczną zaczynał jako twórca graffiti w położonym niedaleko Bristolu. Jego murale stanowiące słodko-gorzki komentarz rzeczywistości pojawiają się zarówno w mało eksponowanych częściach miejskiej tkanki, jak i w bardzo znaczących miejscach, jak np. na murze wybudowanym pomiędzy Izraelem a Autonomią Palestyńską (mur od strony izraelskiej jest czysty, od strony Palestyny to kanwa zamalowywana przez artystów) czy w miastach kontrolowanych przez meksykańską Zapatystowską Armię Wyzwolenia Narodowego. Podobnie jak Jackson Pollock, który „dokańczał” swoje dzieła już na ścianach galerii czy muzeów, Banksy czasem „podrzuca” je do Tate Modern, British Museum czy nowojorskiej MoMy. Będąc nieuchwytnym jak cień, Banksy daje jednocześnie poczucie swojej ciągłej obecności, pisząc historię od czasu, gdy jego pierwsze prace pojawiły się na ulicach Bristolu pod koniec lat 90. Historię, której wszyscy jesteśmy częścią w takim zakresie, w jakim odważymy się ją współtworzyć. Jest jak anonimowy kronikarz, który zapisując czasem bardziej poetycko, czasem bardziej zjadliwie, komentarz teraźniejszości, jednocześnie prowadzi nas do przyszłości, która chcemy czy nie, leży w naszych rękach. W 2010 roku Time Magazine po raz pierwszy umieścił go na swojej liście stu najbardziej wpływowych osób na świecie, obok takich osobistości jak Barack Obama, Steve Jobs i Lady Gaga.
Z szerokich wód mnie weź
Banksy nie ogranicza się jedynie do komentowania bieżących wydarzeń. Za zarobione na sprzedaży swoich dzieł pieniądze, których nie chce zatrzymać, kupił 31-metrową łódź, należącą wcześniej do francuskich służb celnych, która pływa obecnie pod niemiecką banderą, ratując ludzi desperacko starających się przybyć do Europy.
Przemalowany na różowy kolor statek został nazwany imieniem Louise Michel na cześć słynnej francuskiej XIX-wiecznej anarchistki i jednej z pionierek europejskiego feminizmu. Kapitanem została Niemka Pia Klemp, Statek ozdobiony został grafiką z szablonu Banksy’ego, przedstawiającą dziewczynkę w kamizelce ratunkowej, rzucającą boję w kształcie serca. Wielki napis RESCUE ma uspokajać ludzi na wodzie, informując, że statek niesie im pomoc. O swojej misji międzynarodowa załoga statku, pisze na stronie internetowej www.mvlouisemichel.org: Chcemy przestrzegać prawa morskiego i ratować każdego w niebezpieczeństwie, bez uprzedzeń. Na pokładzie Louise Michel wierzymy, że każdy jest ważny, narodowość nie powinna mieć wpływu na to, jakie przysługują nam prawa i jak się wzajemnie traktujemy. Odpowiadamy na wezwanie SOS ktokolwiek znajduje się w potrzebie, nie tylko po to, by ocalić jego dusze, ale także nasze własne. To, na ile dajemy siebie innym jest miarą naszego człowieczeństwa, dlatego pisząc o możliwych formach wsparcia jasno formułują swoje stanowisko: Ludzie na morzu nie są pechowymi ofiarami żywiołów. Ten kryzys nie jest klęską żywiołową. Jest wywołany decyzjami politycznymi i błędami ludzkości. Łodzie ratunkowe nie rozwiążą go. Jeśli chcemy na dobre zatrzymać utonięcia, musimy przestać wpychać ludzi na te łodzie. Jeśli więc chcesz wnieść swój wkład, walcz z rasizmem, przyłącz się do ruchów na rzecz sprawiedliwości klimatycznej, podejmij wszelkie działania, które na całym świecie będą wspierać szacunek dla wszystkich form życia. Dzisiaj, w Polsce wybrzmiewa to wyjątkowo donośnie.
Złap mnie, jeśli potrafisz
Pojawia się i znika. Działa pod osłoną nocy lub w przebraniu. Kryje się pod ciemnymi okularami, w zakapturzonej bluzie, lub w kombinezonie pracowników służb porządkowych. Podczas jednej z edycji weneckiego biennale, rozłożył na via Garibaldi stoisko z obrazami. Gdy wywiesił dziewięć prac, okazały się kolażem układającym się w wizerunek ogromnego statku wycieczkowego, wpływającego na wenecką lagunę. Przewrotny tytuł: Venice in Oil, który można odczytać jako Wenecja na obrazie olejnym, ale również Wenecja w ropie, daje gotową interpretację,wskazując jednoznacznie na oskarżycielski charakter dzieła i krytykę turystyki masowej, przyczyniającej się do zagłady tego wyjątkowego miasta. Szybka interwencja policji w związku z brakiem zezwolenia na handel uliczny, nie pozwoliła instalacji dotrzeć do szerokiej grupy odbiorców, ale całość akcji została sfilmowana i umieszczona w internecie przez artystę. Londyn, tuż przed olimpiadą w 2012 roku wzbogacił się o mural ze skoczkiem o tyczce, przeskakującym nad drutami kolczastymi. W Disneylandzie wśród gór zabawek Banksy umieścił lalkę przebraną w strój więźnia z Guantanamo – pomarańczowy kombinezon i czarny worek na głowie. Tymczasem w londyńskim Sotheby’s w październiku 2019 roku jego płótno zatytułowane Devolved Parliament (co można tłumaczyć jako parlament zdecentralizowany, ale także zdegenerowany) zostało sprzedane anonimowemu nabywcy za rekordową kwotę 12,1 mln dolarów. Na obrazie Banksy przedstawił brytyjską Izbę Gmin, gdzie miejsca ministrów i posłów zajmują szympansy. Był to jego ironiczny komentarz do trwającego wówczas w parlamencie chaosu wokół umowy brexitowej. Kolejną pracą sprzedaną za gigantyczną sumę podczas aukcji jest obraz pochodzący z serii Crude Oil, zatytułowany Show me the Monet, będący nawiązaniem do obrazu Most nad stawem z liliami wodnymi Claude’a Moneta. Banksy do sielankowego stawu wsypał śmieci i pachołki drogowe, piętnując nadmierny konsumpcjonizm społeczeństwa, wpływający destrukcyjnie na środowisko naturalne. Sama nazwa obrazu to z kolei nawiązanie do popularnego hasła – Show me the money.
Pandemia była okazją do kolejnej prowokacji. Na nagraniu zrealizowanym w londyńskim metrze Banksy pokazał, jak maluje w wagonach zarażone koronawirusem szczury, które nie chcą nosić masek, z dopiskiem: If you don’t mask–you don’t get (w wolnym tłumaczeniu: Nie maskujesz – nie zyskujesz). Całej akcji przyglądali się zdziwieni pasażerowie, którzy przez kombinezon i maskę nie mogli jednak dojrzeć jego twarzy. W jednym z wagonów artysta zostawił nawet wielki podpis, po czym pośpiesznie wysiadł. Na samym końcu słychać słynny hit zespołu Chumbawamba Tubthumping, którego nieformalny tytuł odnosi się do manifestowania swoich poglądów w dziki i hałaśliwy sposób. Bo jeśli ludzie zdają się być głusi, pozostaje tylko Tubthumping – czyli walenie w wannę.
Opisywanie jego prac jest o tyle trudne, że dwuznaczności, które z nich płyną, największe wrażenie robią, gdy zostają zarejestrowane wzrokiem bez uprzedzenia, bez znieczulenia. Gdy spadają na odbiorcę z mijanej fasady, ściany stacji metra lub w swojej masie podczas ekspozycji krzyczą o tym wszystkim, o czym nie chcemy myśleć. O tym, dlaczego wyłączamy wieczorne programy informacyjne, by nie nasiąkać czarnymi treściami. Jak dziecinni i samolubni w tym jesteśmy, moglibyśmy zobaczyć unosząc się kilka metrów w górę. Z balonikiem lub bez. Wes Nisker z rozgłośni radiowej KSAN, żegnając się ze swoimi słuchaczami na antenie w latach 70. powiedział – Jeśli nie podobają ci się wiadomości, zrób coś, by były lepsze. |