Pracownia szewska Kielmanów na Chmielnej jest od zawsze. Od pokoleń, wyrabiane tam buty, kojarzą się nieodłącznie z precyzją wykonania, jakością materiałów i eleganckim wzornictwem. Dzisiaj firma „Jan Kielman 1883” to marka znana na całym świecie. O sile rodzinnej firmy, konsekwencji działania i o tym, czym jest dzisiaj prawdziwy luksus rozmawiam z przedstawicielem czwartego pokolenia Kielmanów, Maciejem Kielmanem.

 

Tekst: Beata Brzeska
Zdjęcia: Archiwum firmy

 

W czym tkwi siła i wartość rodzinnej firmy?
Najważniejszą kwestią przychodzącą mi na myśl jest zaufanie. Choć wszyscy znamy powiedzonko o tym, jak i gdzie najlepiej wychodzi się z rodziną, to przecież wszystko zależy od relacji pomiędzy osobami ją tworzącymi. Fundamentem tych relacji zapewnie jest domowe wychowanie, tworzenie wspólnoty wartości, częsta obecność firmy w rozmowach, odwiedzanie firmy od młodości. Te i podobne sprawy sprawiają, że świadomość istnienia rodzinnej, zwłaszcza wielopokoleniowej, firmy jest stała i oczywista. Powstaje poczucie przywiązania do rodzinnego przedsiębiorstwa, niezależnie czy rozmiarami skromnego, czy rozwiniętego z rozmachem. Mam wrażenie, że dobre rodzinno-biznesowe relacje są odczytywane przez klientów i często skracają formalny dystans pomiędzy nimi a nami. W przypadku realizacji indywidualnych projektów jest to nad wyraz pomocne.

Jakie uczucia budzi w Panu spojrzenie na szyld Jan Kielman 1883?
Może wydać się sentymentalnym, lecz niemal codziennie przekraczając próg naszych szklanych drzwi z mosiężnym logo JK 1883 przez krótki moment mam poczucie, że wraz ze mną wchodzi ktoś jeszcze … może Jan zwany Pierwszym, może dziadek Wacław, może ojciec…? Ten szyld jest rodzajem wyzwania i przypomnieniem o odpowiedzialności za poziom naszych usług, jakość naszych wyrobów i ogólnie za utrzymanie naszej pozycji w sferze luksusowego rękodzieła.

W jaki sposób przenosi się zainteresowanie firmą z pokolenia na pokolenie?
Z tym chyba jest różnie, w zależności od charakteru i temperamentu osób powiązanych sukcesją. Chciałbym opowiedzieć jak wyglądało to w naszej firmie. W przypadku pierwszej sukcesji Wacław miał przez ojca postawione wysokie wymagania. Po pierwsze – ukończenie wyższych studiów, po drugie – odbycie praktyki u uznanego producenta obuwia. Do spółki z ojcem przystąpił dopiero po ukończeniu Szkoły Handlowej w Antwerpii oraz terminowaniu u szwajcarskiego Bally’ego. Trzecie pokolenie zajęło się sprawami firmy stosunkowo późno, być może ze względu na powojenną apatię panującą w „sanacyjnych” firmach nie będących pupilami ówczesnych władz. Mój ojciec, Jan II, nie wiążąc przyszłości z podupadającą firmą został radcą prawnym. Szczęśliwie dla naszego losu do firmy trafiła moja mama, Leokadia. Będąc osobą młodą i energiczną postanowiła stawić czoła codziennym trudnościom i urzędowym szykanom, odtwarzając jednocześnie przedwojenny, salonowy image firmy. Gdy nowa podwalina okrzepła i dała bezpieczne oparcie dla rozwoju pracowni do firmy dołączył Jan II. Ten małżeński tandem wprowadził nas w po okrągłostołowy czas wolnej Polski. Czwarte pokolenie, czyli ja, weszło do firmy w sposób zupełnie naturalny. Jako jedynakowi zawsze towarzyszyła mi świadomość przyszłego przewodzenia firmie. W młodości dużo czasu poświęcałem podróżowaniu, wychodzeniu na przeciw przygodzie i życiu blisko natury. Byłem bliski wyemigrowania i zostania farmerem na Antypodach. Zmiany roku 1989 ostatecznie uzmysłowiły mi niedorzeczność takich planów i postanowiłem związać się z rodzinnym interesem.

Lotniki ręcznie szyte metodą norweską, Jan Kielman Pracownia Obuwia

Silni mężczyźni rodziny Kielman wybierają silne kobiety, które potrafią jeśli trzeba poprowadzić firmę. Firma Jan Kielman od zawsze dopuszczała do biznesu kobiety – przypadek czy otwarta głowa i racjonalność?
Rzeczywiście – te męskie kielmanowskie głowy solidnie były wsparte na damskich szyjach swoich żon. Już Marianna, żona inicjatora firmy, pochodząca z zamożnej rodziny Doley’ów, twardą ręką sprawowała pieczę nad finansami. Podobnie było z Krystyną, żoną Wacława, która uważnie kontrolowała wydatki męża, zwłaszcza podczas zagranicznych wojaży. Leokadia, poczuwająca się do roli architektki obecnego kształtu firmy nigdy nie odpuściła sprawowania kurateli nad budżetem. O ile wiem, nikt z męskiej linii Kielmanów nie podważał tego obyczaju, co – jak sądzę – wynika z przekonania o wyższości kobiecej intuicji, zamiłowania do porządku oraz rozwagi (w tym brak skłonności do hazardu). Monika, moja żona, wyraźnie akcentująca swoje niezależne od teściowej poglądy, przyjęła troskliwą postawę w kwestiach ekonomicznych naszej firmy, co jest dobrym prognostykiem na przyszłość.

Jeden z pierwszych neonów i pływający but jako reklama firmy – nie tylko zręczne ręce, ale także kreatywny marketing. Masowa produkcja nadała wyrobom rzemieślniczym walor luksusu.
Proszę zwrócić uwagę, że w polskich miastach dziewiętnastego wieku powszechnym było zamawianie dóbr codziennego użytku w warsztatach rzemieślniczych. Nikt z nie robił wielkich ceremonii, gdy była potrzeba pójścia do krawca, szewca, modystki czy rękawicznika. W warsztatach dokonywano pomiarów i w ustalonym terminie dostarczano gotowy wyrób. Oczywiście jedni rzemieślinicy byli lepsi i obsługiwali zamożniejszą klientelę inni oferowali wyroby tańsze, a jeszcze inni zwykłą tandetę. Z biegiem czasu ci najtańsi nie wytrzymali konkurencji z coraz liczniejszymi fabrykami, później ten proces zaczął dotykać i średniaków. Ostali się ci, którzy zrozumieli, że zamiast konkurowania z przemysłem należy go wyminąć stawiając na ponadprzeciętną jakość i najwyższą personalizację swoich wyrobów oferowanych najbardziej wymagającym klientom. Wszystkie luksusowe pracownie zabiegały o uwagę zamożnej klienteli zatem należało się wyróżniać. (Dzisiejsi spece od marketingu wprost twierdzą: „wyróżnij się lub zgiń”). Zatem Wacław, wróciwszy ze Szwajcarii postanowił nieco wyróżnić rodzinny sklep. Miał masę wariackich pomysłów, ale tylko ten z pantoflem pływającym w mosiężnej wannie zyskał aprobatę ojca. Podobno w drzwiach stał, nomen omen, szwajcar uchylający drzwi przed wchodzącymi klientami, ale w tej kwestii pewności nie mam. A neon? Oczywiście był i skutecznie ściągał wzrok przechodniów, ale wkrótce Warszawa zaroiła się od podobnych, i zapewne przestał zwracać ich uwagę.

Półbuty z czarnego rekina, Jan Kielman Pracownia Obuwia

Buty firmy Jan Kielman nosił m.in. Charles de Gaulle, który zamówił oficerki. Dzięki niemu firma zaczęła produkcję oficerek. Jak firma reaguje na nowe potrzeby rynku?
Najsłynniejsze oficerki szyte w Warszawie pochodziły z pracowni Hiszpańskiego oraz Nidzińskiego. Kielman nie wchodził im w paradę ograniczając się do szycia butów wizytowych, zarówno damskich jak i męskich. Ten zwyczaj został zachwiany przez rzeczonego francuskiego oficera, który poza półbutami uparł się zamówić buty do jazdy konnej. Zawodowa ambicja Jana nie pozwoliła na sprawienie zawodu nowemu klientowi, wobec tego wszystko postawiono na jedną kartę i chyba … improwizowano. Ostateczny efekt przeszedł oczekiwania, a zamówienie de Gaulle’a otworzyło nam nowe pole do działania. Warto jednak wiedzieć, że w luksusowych pracowniach rzemieślniczych nie ma specjalnej gonitwy za najnowszą modą. Wyroby rąk mistrzów mają długą żywotność, zwracamy więc raczej uwagę na wykwintny styl, komfort i jakość niż ulotne trendy. Z drugiej strony jesteśmy otwarci na nawet zaskakujące potrzeby klientów i chętnie służymy radą w procesie powstawania nowych projektów.

Rozbudowa oferty o kolejne wyroby – czy to nie jest odejście od tradycji firmy, postrzeganej od pokoleń jako firma szewska?
O ile mam dobrą orientację, pracownie podobne naszej raczej się nie rozrastają. Powiększanie produkcji oraz przyspieszenie jej tempa nie sprzyja zachowaniu wysokiej jakości produktu. Zazwyczaj kolejnym krokiem jest szukanie podwykonawców lub przeniesienie produkcji na Daleki Wschód. Nie chcę używać konkretnych nazw, ale chyba wszyscy znamy takie przykłady. My, za radą licznych klientów, postanowiliśmy przenieść zainteresowanie na pokrewną branżę, czyli szeroko pojęte kaletnictwo. Zrobiliśmy to dziesięć lat temu otwierając nową markę Malton&Kielman. Pierwsze skrzypce powierzyłem Mikelowi Maltonowi, swojemu szwedzkiemu przyjacielowi, artyście o wielu talentach, prawdziwemu człowiekowi renesansu. Czas pokazał, że była to dobra decyzja, bo klientów mamy już na wszystkich kontynentach. Choć pracownia szewska i kaletnicza nie są pod jednym dachem to ściśle ze sobą współpracują. Pewna część klientów zamawiając buty również decyduje się na teczkę, torbę podróżną lub choćby portfel czy pasek. W salonie przy Chmielnej 6 mamy sporo gotowych modeli, lecz jest również możliwość uszycia zupełnie nowego, jednostkowego wyrobu. Na życzenie gotowy produkt opatrujemy osobistym logotypem lub monogramem.

Torba szyta na indywidualne zamówienie, skóra cielęca, Malton& Kielman

Precyzja wykonania, jakość materiałów, wzornictwo, marka – co jest najważniejsze, co stanowi o niezmienności wysokiej pozycji firmy Jan Kielman?
Żadnego z tych elementów nie mogę pozbawić pierwszorzędnego znaczenia. Mówiąc wprost, każdy produkt high-end wymaga: wyważonego projektu opierającemu się presji przemijających mód, doświadczonej ręki mistrza gwarantującej doskonałość wykonanej pracy oraz najwyższej klasy naturalnych materiałów będących wyróżnikiem pośród wątpliwej jakości materiałów na produktach fabrycznych. No i wreszcie – last but not least – moc naszej marki, sprawdzanej przez kolejne pokolenia miłośników wyrobów z pogranicza rzemiosła i sztuki użytkowej. W zeszłym roku zostaliśmy zaliczeni przez Hugo Jacomet’a , paryskiego guru męskiej elegancji, do niewielkiego grona producentów najlepszych butów na świecie. Przez miesiąc pękałem z dumy, później spłynęły zamówienia od nowych klientów, teraz spokojnie utwierdzam się w przekonaniu o rozpoznawalności naszej marki daleko poza granicami kraju. Niedawno usłyszałem od klienta, że od trzech dekad przychodzi do nas zamawiać buty z jeszcze innego powodu: „mam do was zaufanie, bo w tym galopującym świecie wasza firma tak mało się zmieniła, jest taka stabilna”. Słowa te traktuję jako wyraz uznania i zaufania dla naszej rzeczywistej tradycji rodzinno-biznesowej, o której wspominaliśmy wcześniej.

Kim są klienci firmy Jan Kielman?
Przekrój społeczny jest niezwykle szeroki: od farmerów z Podlasia, poprzez polityków, przedsiębiorców, przedstawicieli palestry, dyplomatów aż po gwiazdy z Hollywood. Z roku na rok przybywa nam coraz więcej klientów stosunkowo młodych wiekiem. Polacy stanowią zwykle dwie trzecie ogólnej liczby klientów, choć teraz w trakcie pandemii covid znacząco ubyło odwiedzających nas obcokrajowców. Sytuację poprawia przyjmowanie zamówień przez naszą stronę internetową.

W roku 2000 firma została wpisana na listę w angielskim almanachu Europe`s Elite 1000, Millenium Issue, w której wymienione są najbardziej ekskluzywne miejsca w Europie. Czy ekskluzywność jest miarą wartości współczesnego rzemiosła?
Można zaobserwować proces powolnego acz stałego przesuwania się jakościowych wyrobów wychodzących spod ręki rzemieślnika z poziomu zwykłego produktu do poziomu wysokiego prestiżu, czasami wręcz najwyższego. Nikt nad przebiegiem tej ewolucji nie pracuje, to dzieje się samoistnie. Coraz więcej osób nie dostrzega przyjemności w prostym kupowaniu powtarzalnych dóbr z oferty rynku, lecz znajduje autentyczną satysfakcję w świadomym udziale w procesie kreowania własnego wizerunku i przestrzeni w duchu slow life. Angażowanie własnej wyobraźni pobudzają emocje, a one są motorem napędzającym nasze działanie.

Kamasze na dwie klamerki, Jan Kielman Pracownia Obuwia

Dlaczego warto zamówić buty na miarę zamiast kupić kilka par na jeden sezon?
Jest tego kilka powodów, a ich kolejność będzie przypadkowa. Pierwszym wyróżnikiem jest jakość materiałów. W naszym przypadku jest to zawsze naturalna skóra cielęca, zewnętrzna wyprawiana chromowo dla zwiększenia odporności przed warunkami atmosferycznymi, oraz wewnętrzna futrówka wyprawy roślinnej o korzystnym wpływie na stopy. Trochę dziwny może się wydać fakt, że w czasach lotów na Marsa i konstruowania komputerów o prędkości obliczeniowej milionów operacji na sekundę wciąż nie wymyślono na buty lepszego materiału nad naturalną skórę. Po drugie – tradycyjna technologia wytwarzania oparta na ręcznym zszywaniu kolejnych elementów buta a nie na łączeniu ich chemicznie agresywnym klejem. Kolejne miejsce przyznam kwestii trzymania się zasad związanych z ortopedią, które są często pomijane w produkcji masowej, czasem świadomie, a czasem po prostu z braku możliwości przewidzenia jakie „wymagania” będą miały stopy przyszłego użytkownika. Wymienione przyczyny wprost wpływają na wygodę i komfort używania butów robionych na miarę. Dzięki dobremu oddychaniu skóry (przez wierzchy i spody) nawet po wielu godzinach noszenia nie ma się uczucia potrzeby ich szybkiej zmiany na inne. Na koniec dodam kwestię nieuchwytnego i trochę subiektywnego uczucia prestiżu, ale takie rozważania zostawiam każdemu z osobna.

Czy nadal istnieje Cech rzemiosł skórzanych, dający uprawnienia mistrzowskie?
Oczywiście istnieje, ale jego rola z roku na rok maleje. Wraz poprzednim ustrojem odszedł obowiązek składania egzaminów potwierdzających predyspozycje do prowadzenia zakładu szewskiego. Społeczność starych rzemieślników się wykrusza, inni bardziej niż na wspólnocie skupiają się na własnych, codziennych problemach. Obecnie przydatność rzemieślnika na rynku bardziej weryfikują jego zdolności manualne i relacje z klientem niż formalna edukacja zawodowa zakończona odebraniem dyplomu mistrzowskiego. Szkoda na nią czasu, skoro za rok, dwa można się zająć czymś zupełnie innym na drugim końcu świata.

Maciej Kielman

Kto dzisiaj pracuje w firmie? Jak dobierani i rekrutowani są pracownicy?
W naszej firmie zatrudnionych jest dziesięć osób. Wszyscy osiągnęli wysokie kwalifikacje w trakcie praktyk w naszej pracowni pod okiem starszych majstrów. Osoby nie spełniające oczekiwań muszą się z nami pożegnać, zasilając swoimi umiejętnościami inne warszawskie pracownie, a wiem, że w każdej ktoś taki jest zatrudniony. Kluczową postacią jest główny majster, odpowiedzialny za branie miary, szykowanie kopyt i ostateczne dopasowanie butów do stóp klienta. Jest dwóch cholewkarzy przygotowujących wierzchy butów z wybranych przez zamawiającego skór. Mamy pięciu świetnych szewców różnej specjalności gotowych na każde wyzwanie, do tego dwie osoby odpowiadają za nieskazitelne przygotowanie butów przed wręczeniem ich klientowi lub ewentualnym wysłaniem pod wskazany adres. W firmie przy Chmielnej 6 stale są dwie lub trzy osoby z rodziny do kontaktów z klientami i zajmowania się aktualnymi projektami.

Po czym można poznać na pierwszy rzut oka, że warto wziąć but do ręki?
Jestem pewien, że nawet niewprawne oko jest w stanie dostrzec różnice między butami w naszym salonie a w innym sklepie. Szlachetny kształt butów, ich gładka i piękna skóra oraz solidne, skórzane podeszwy z charakterystycznym ręcznym szyciem są niezaprzeczalną differentia specifica naszych wyrobów. Wraz z upływem czasu, gdy większość fabrycznych produktów ląduje w śmietniku, buty z naszym logo starzeją się w sposób podkreślający swoją klasę. Tylko solidne i drogie rzeczy przechodzą ten proces z „godnością” i warte są kolejnych renowacji. Niektóre rodzaje skór zamiast pękać pokrywają się piękną patyną, a nawet jeśli lico skóry wymaga zacerowania, to wciąż wyglądają szykownie. |