Wystawa obrazów Martyny Kliszewskiej w londyńskiej Galerii Sztuki POSK to opowieść o pamięci natury, pierwotnym zapisie zamkniętym w kamieniu. Malarka i aktorka na nowo odsłania znany z historii sztuki temat, jakim jest zmysłowy świat flory.
Tekst: Paweł Bukaj
Carrara Gardens to pani najnowszy malarski cykl prezentowany na wystawie w Londynie. Co było inspiracją jego powstania?
Oczywiście natura, która niezmiennie mnie zachwyca, z całą swoją złożonością. Oglądając
minerały i marmurowe płyty, dostrzegłam niezwykłe kompozycje linii i kształtów, florystyczną tkankę samoistnie nasuwającą skojarzenia z ogrodami pełnymi roślin. Trzeba jednak wejść w środek kamienia, by odkryć owo piękno, zanurzyć się w jego wnętrzu. Dokładnie tak, jak z ludźmi. Przemijanie, upływ czasu nie przekreśla wewnętrznej urody.
Naszych prywatnych ogrodów.
Pani obrazy są bardzo energetyczne, nasycone kolorami. Skąd taka potrzeba?
Pochodzę ze Śląska, tam się wychowałam. Pamiętam szary, byle jaki krajobraz, gdzie estetyka nie miała znaczenia. Taki był Śląsk lat 80. i 90. Dorastałam w szczególnym miejscu: z jednego okna widziałam las, z drugiego – szyb i budynki kopalni Emma. Moje
malowanie jest odpowiedzią na deficyt piękna i barw, jaki we mnie narastał w dzieciństwie. Kolor ma dla mnie znaczenie terapeutyczne. Jest jak słońce. Zestawiania barwne, przyglądanie się ich wzajemnym oddziaływaniom, to dla mnie kluczowe treści malarstwa.
Jest pani aktorką i malarką. Te aktywności wspierają się wzajemnie?
Na pewno się uzupełniają. Wrażliwość plastyczna pomaga w pełniejszym wyobrażeniu spektaklu – jako widowiska złożonego z obrazów, nie tylko ze scen. Często myślę o przedstawieniu właśnie w ten sposób. Z drugiej strony – forma, tak silnie obecna w teatrze, przydaje się przy kompozycji obrazu i jego treści. Skrót, przetworzenie na pewno służy malarskiemu działaniu. W prezentowanych na londyńskiej wystawie pracach bardzo wyraźnie widać coraz większe odejście od figuracji na rzecz form abstrakcyjnych. Emocje wywołane obrazami kamiennych ogrodów, jak je nazywam, same narzucają potrzebę przetwarzania i kondensacji.
W monodramie FRIDA. Życie Sztuka Rewolucja inspirowanym życiem i twórczością Fridy Kahlo, w którym wciela się pani w tytułową postać, doświadczenia obu aktywności twórczych chyba wybrzmiewają najlepiej?
Przybliżam się do jej osoby, a właściwie do problemów, które są po części problemami każdej z nas. Pewne podobieństwo zewnętrzne zyskuję dzięki charakteryzacji i kostiumom, ale to tylko punkt wyjścia. To, co mnie najbardziej interesuje, to pokazanie świata kobiety – malarki, świata, w którym aspekt płci silnie konkuruje z aspektem twórczym. Dzięki tekstowi Jakuba Przebindowskiego mogę przyjrzeć się kulturowym obciążeniom doświadczanym przez kobiety w przeszłości i współcześnie.
Czy na scenie, podczas przedstawienia, rzeczywiście pani maluje?
Proces powstawania obrazu to zajęcie czasochłonne, a jak wiadomo spektakl rządzi się swoimi prawami. Malowanie zastąpiliśmy obrazami wideo-art. Dzięki uprzejmości Muzeum Narodowego w Warszawie (Oddział w Nieborowie i Arkadii) udało nam się przywołać klimat meksykańskiej roślinności. Co ciekawe, w 1956 roku podczas kilkudniowej wizyty w Polsce, Diego Rivera mieszkał właśnie w Pałacu w Nieborowie, który już wówczas pełnił funkcję domu pracy twórczej. To szczególna dla nas historia, którą poznaliśmy dzięki obecnej dyrektor Pałacu. Ożywione obrazy to mój malarski komentarz, ale też i komentarz Fridy granej przeze mnie w tym spektaklu. Celowo podkreślam tę złożoność, gdyż myślę, że to wyróżnia naszą sceniczną opowieść.
Właśnie – spektakl od dwóch lat nie schodzi z afisza. Jest prezentowany na wielu festiwalach teatralnych w Polsce. Był grany również w Londynie.
To prawda, wszędzie jest odbierany z wielkim wzruszeniem. Widzowie po każdym przedstawieniu wpisują pełne entuzjazmu komentarze na Facebooku, spotykają się ze mną po spektaklu, nierzadko opowiadając mi swoje historie, co pozwala mi sądzić, iż mówię o sprawach ważnych, a tematy poruszane w sztuce mają swoje odzwierciedlenie w ich prywatności. Po którymś ze spektakli, jedna z kobiet na widowni długo jeszcze płakała.
Zaryzykuję pytanie – dobry obraz według pani to…?
To obraz szczery. Prawdziwy w swym wyrazie. Artysta musi być uczciwy wobec siebie i wobec odbiorcy. Najlepiej to widać w pracach, które są trudne. Nawet jeśli dzieło nam się nie podoba i go nie rozumiemy, jeśli odnajdziemy w nim szczerość, uznamy prawdę tego artysty. Sztuka powinna płynąć z wnętrza człowieka i wyrażać go na różnych poziomach. To jakby przyznanie się do siebie samego, swoich obsesji, lęków i swojego języka. W tym kontekście należy rozpatrywać także twórczość Fridy Kahlo. Mój najnowszy cykl obrazów jest pełen szczerych wyznań. To bliskie mi podejście wyniosłam ze Śląska, gdzie liczy się konkret, słowność i prawdomówność. |
www.martynakliszewska.pl