Islandia, na której spędziła pół roku, wyzwoliła w Paulinie Walas nowe spojrzenie na naturę, choć ta od zawsze była dla niej źródłem inspiracji. Jej kolaże przyciągają uwagę, zderzając znaną nam codzienność z wizją nieodległej przyszłości.
Tekst: Maria Lewkiewicz
Zdjęcia: Paulina Walas
Fish Factory Creative Centre of Stöðvarfjörður
Islandię chciała zobaczyć od dawna, jest tam wszystko, co kocha: przestrzeń, pustka, mało ludzi. Kiedy znalazła informację o stażu w rezydencji artystycznej, od razu się zgłosiła. Wsiadając do samolotu nie wiedziała, jak bardzo odizolowane będzie miejsce, w którym zamieszka razem z pozostałymi 130 mieszkańcami miasteczka, nad jednym z fiordów na wschodzie wyspy. Pracowała w rezydencji artystycznej utworzonej przez grupę przyjaciół na terenie starej sortowni ryb. Czas spędzony na Islandii był wspaniały pod każdym względem, ale najważniejszy okazał się przypływ sił twórczych i odnalezienie dla siebie nowej techniki, która pomogła nabrać dystansu do własnego malarstwa, wniosła świeżość i lekkość do procesu twórczego.
Kolaż zamiast tempery jajowej
Przyjaciółka, z którą dzieliła pracownię w Warszawie, miała szafki wypchane gazetami: od starych numerów Stolicy po najnowsze wydania Cosmo. Uwielbiała jej kolaże, ale sama wolała wielkie płótna lub ściany i farby. I swoją ulubioną technikę – temperę jajową. Ale któregoś dnia, siedząc w swojej islandzkiej pracowni, znalazła kilka wydań roczników i stertę gazet turystycznych. Zaczęła wycinać zdjęcia, chcąc wypełnić czymś puste ramki na ścianach. Wtedy odkryła, że to, czego nie mogła wyrazić w malarstwie, w tej technice przychodzi jej z dużą łatwością. Do tej pory lubiła malować duże formaty, jej dwa murale (oczywiście roślinne) można oglądać w Malezji. Malutkie kolaże stały się rodzajem pamiętnika, zapisem myśli, emocji, poglądów na społeczno-polityczne tematy. Technika kolażu pozwala szybko reagować, nie wymaga dużo czasu ani tym bardziej przygotowania stanowiska, rozłożenia farb, światła. To zupełnie inny sposób komunikacji niż malarstwo. Idealny dla podróżującego artysty bez pracowni.
Co widzę, kiedy widzę naturę
Zawsze dużo podróżowała, najpierw uciekała z miasta do najbliższego lasu, potem już dużo dalej. Pierwsze obrazy powstały po podróży do Azji Południowo-Wschodniej, gdzie wręcz oszołomiła ją różnorodność i bogactwo roślinności. Rozpoczęła się trwająca do dzisiaj faza eksploracji natury, fascynacji jej kształtami, rytmami, geometryzacją, barwami, chaosem i porządkiem. Natura ją zmieniła, dużo zrozumiała, zmieniła nawyki, nauczyła się szacunku do niej. Zresztą mieszkając na Islandii, trudno się tego nie nauczyć, doświadczając sił natury i konfrontując się z jej niebezpiecznym obliczem na co dzień. Boli, kiedy uświadamia sobie, że to wszystko może zniknąć. Dlatego jej kolaże są głosem w dyskusji o ekologii, polityce, zmianach klimatu, świadomości społecznej, wartościach, którymi się kierujemy. Są zajęciem stanowiska i dotarciem z przekazem do zainteresowanych. Do nas wszystkich. |