Józef Wilkoń, malarz, rzeźbiarz i scenograf, a przede wszystkim jeden z czołowych przedstawicieli polskiej szkoły ilustracji nie ustaje w swoich twórczych poszukiwaniach. Aktualnym środkiem jego twórczej ekspresji stał się ekran komputera, który pozwolił przenieść kreacje wyobraźni na grunt cyfrowej rzeczywistości. Jego zwrot ku nowym technologiom w sztuce dopełnia obecnie trwająca wirtualna wystawa pt. Wilkonia elektroniczne impresje zorganizowana przez Galerię Sztuki Limited Edition. Artysta opowiada o radości tworzenia, którą daje urządzenie iPad, „wilkoniowatości” oraz swojej przedstawieniowej abstrakcji.
Tekst: Marta Heiger
Jest pan artystą, który przez całe swoje życie malował, rysował i rzeźbił, używając do tego klasycznych środków wyrazu. Co się wydarzyło, że twórca tak silnie związany z tradycyjną formą obrazowania postanowił spróbować cyfrowych metod ilustrowania?
Dałem się ponieść ciekawości. Nie mając zielonego pojęcia, na czym polega technika elektronowa i nie rozumiejąc jej procesów, nauczyłem się podstawowych funkcji komputera, które pozwoliły mi na wywoływanie efektu ruchu na obrazie. Malowałem wyłącznie palcem. Później dostarczono mi rysik, ale on specjalnie mi nie pomagał. Obserwując, jak wiele możliwości daje twórcy komputer, cyfrowe projektowanie spodobało mi się do tego stopnia, że zajmowałem się nim dobre dwa tygodnie. Powstało wówczas sporo obrazów o niezwykle intensywnej, atrakcyjnej kolorystyce oraz dynamicznym przedstawieniu. Jeśli chodzi o tematykę, najpierw powstały ilustracje do książeczki pt. Zbuntowany elektron. Była ona efektem fascynacji powszechnością używania telefonu komórkowego oraz faktem, że przedmiot ten w przeciągu krótkiego czasu zdołał zmienić dotychczasowy sposób funkcjonowanie świata i ludzi, ich sposobu życia i pracy. Dzisiaj nasza codzienność jest dosłownie uzależniona od telefonu komórkowego. Aby wyrazić ten fenomen, wymyśliłem bajeczkę o zbuntowanym elektronie, czyli o tym, jak powstała komórka i jaki był tego skutek. Moje pierwsze obrazy elektroniczne nazywam układami scalonymi. Były to bowiem próby przedstawienia graficznego mechanizmów tej elektroniki. Jeśli dobrze rozumiem te małe komputery, to są w istocie układy scalone, które w moich obrazach przekształciły się w ruch graficzny.
Jakie możliwości, których nie daje artyście tradycyjne malarstwo albo rysunek, daje iPad?
Praca nad elektronicznymi obrazami dostarczyła mi sporo zabawy. Również jej rezultat końcowy, zwłaszcza po wydrukowaniu realizacji i przeniesieniu ich na płótno, okazał się szalenie efektowny, dynamiczny i silnie oddziałujący na widza. Nie wiem jednak, jak długo będę się tym zajmował, ponieważ środki graficzne związane z pracą ręki są dla mnie nadal niezwykle interesujące i myślę, że w jakimś sensie niewyczerpane. Ludzka ręka jest
najwspanialszym narzędziem, jaki stworzyła natura. Myślę, że zawsze będę wracał do malarstwa klasycznego.
Aktualnie trwa zorganizowana przez internetową Galerię Sztuki Limited Edition wystawa pana cyfrowych przedstawień pt. Wilkonia elektroniczne impresje. Jest ona nietypowa, ponieważ można oglądać ją jedynie wirtualnie. Co skłoniło pana do wzięcia udziału w tak zrealizowanej ekspozycji?
Zdecydowałem się na tę ekspozycję, ponieważ prace, które tam wystawiam, spotkały się na tegorocznych Warszawskich Targach Sztuki ze sporym zainteresowaniem i sukcesem.
Wirtualna ekspozycja uwidacznia także proces przejścia od figuratywności do abstrakcji. Dlaczego autor przede wszystkim obrazów i rzeźb animalistycznych postanawia odejść od tej formy przekazu?
Początek mojej pracy polegał na chęci ujęcia fenomenu elektronicznego, natomiast nie ma innego sposobu, jak ukazanie go wyłącznie w sposób abstrakcyjny. W mojej bajce rolę grają pewne postacie, takie jak elektron, jego dziadek czy babcia. Personifikowałem je i w miarę upodabniałem do sylwetki ludzkiej, ale w abstrakcyjny sposób. Można powiedzieć, że są to już nie figury biologiczne, ale abstrakcyjne. Owszem, wyróżniłem w ich przedstawieniach głowę i kończyny, jednak relacje tych elementów ciała wobec siebie tworzą już układy bliższe abstrakcji aniżeli realizmowi. Pomimo inności tych prac są w nich odwołania do Kandinsky’ego. Mają one własną abstrakcję, ale są również przekazem, bo w graficznej formie oddają to, co nazywamy układami scalonymi, a raczej sposób, w jaki ja sobie to wyobrażam.
Pomimo że sięgał pan do różnych technik obrazowania, cała pana twórczość jest bardzo spójna i odnaleźć można w niej cechy tej słynnej „wilkoniowatości”.
Bardzo się cieszę, że pani to zauważyła. Pomimo że prace te powstają w duchu abstrakcji, ich dynamika jest spójna z tym, czym zajmowałem się od dawna. Po studiach na akade-mii powstał szereg obrazów przedstawiających, które mają sporo cech malarstwa abstrakcyjnego. Być może kiedyś je zaprezentuję. Chodzi mi jednak przede wszystkim o dynamikę, która jest bardzo bliska temu, co wypowiadałem poprzez ruch biologiczny w naturze. Również, kiedy pracowałem nad Panem Tadeuszem albo książką Szum drzew Leopolda Staffa, tworzyłem krajobraz za pomocą abstrakcyjnej plamy. Jej kształt i ruch odzwierciedlały różne stany w naturze, o których pisał Staff. Moim celem było przenie-sienie ich na malarstwo, grafikę. I chociaż w tym przypadku obraz był przedstawiający, cały sposób oddania stanów natury był bliski abstrakcji.
Jakie są pana ostatnie działania związane ze sztuką?
W związku z moją fascynacją techniką elektroniczną powstało kilka książeczek dla dzieci. Jedna z nich, która w tej chwili ukazała się na rynku, to W to mi graj. Bajki muzyczne autorstwa pani Justyny Bednarek. Prezentacja tej publikacji odbędzie się na najbliższych targach w Krakowie. |