Ten model Mercedesa oferowany jest od kilku lat. Przy pierwszym spojrzeniu wydaje się idealnym modelem do poszukiwania żony… dla rolnika: wielki, drogi, krzykliwy i mocno uterenowiony. Potrafi zaimponować. Trzeba jednak przyznać, że w odróżnieniu od dziwacznych sportowych SUV-ów ma klasyczną sylwetkę, a kierowca nie będzie posądzany o to, że jeździ nim na pokaz.
Tekst: Jan Melloman
Jeśli zapytamy kierowców o Mercedesa GLE, większość z nich wskaże wersję Coupé. Bo usportowiona, z ładniejszym tyłem, nowoczesna i metroseksualna. Ale dokładnie te same cechy mogą skłonić konserwatywną część wielbicieli marki do odrzucenia tego modelu. Może dlatego Mercedes rozsądnie pozostawił swoim klientom wybór: „wyglądajcie” w GLE Coupé lub „niczego nie udawajcie” w GLE SUV.
Do testu otrzymałem wersję SUV i szczerze przyznam, że gdybym miał prywatnie wybierać, także zdecydowałbym się na konserwatywnego GLE. Być może z racji wieku, być może mając w pamięci opinię Jeremy’ego Clarksona, który usportowione SUV-y ze ściętymi dachami porównał do załatwiających się czworonogów… Ostre, ale nie można odmówić celności temu prześmiewczemu porównaniu.
Zatem GLE SUV jest prawdziwym, dużym, uterenowionym Mercedesem bez ściętego tyłu. Stylistyka nadwozia jest nowoczesna, ale klasyczna. Dodatkowy, aluminiowy próg o fakturze ruchomych schodów dodatkowo zwiększa wrażenie masywności sylwetki – to wysoki samochód i siedzi się w nim wysoko. W środku jest już bardzo klasycznie, a odtwarzacz audio z klawiaturą numeryczną przywodzi na myśl samochody z poprzedniej epoki. Jest także centralny ekran, klasyczne, okrągłe zegary i kremowe podświetlenie przycisków, charakterystyczne dla Mercedesa. Miłośnicy szklanych kokpitów będą zawiedzeni, ale kierowcy bardziej konserwatywni odetchną z ulgą. Do tego oczywiście wzorowa jakość materiałów, czarna podsufitka (modna i w tym wnętrzu wyglądająca wręcz ekstrawagancko), wyjątkowo wygodne fotele i cała masa nowoczesnych gadżetów zapewniających przede wszystkim bezpieczeństwo oraz komfort.
Należy pochwalić zwrotność i perfekcyjny system wspomagający kierowcę podczas parkowania. Dzięki niemu ten duży SUV jest wyjątkowo zwinny nawet w wąskich miejskich uliczkach. System audio mnie nie urzekł – choć na pewno brzmi poprawnie i jego montaż jest wzorowy (żadnych drgań, żadnych zbędnych dźwięków).
Gdzie zatem tkwi urok tego samochodu? Jest skryty pod maską. W dobie tzw. downsizingu nawet Mercedes oferuje oszczędne silniki o małej pojemności. W przypadku GLE nie ma o tym mowy! Do wyboru są tylko jednostki bardzo mocne lub supermocne (benzynowe bądź wysokoprężne). Jest też supermocna hybryda oferująca łącznie 449 KM (333 z silnika benzynowego plus 116 z elektrycznego). Taką właśnie osobliwość otrzymałem do testu. O możliwościach tej wersji, niezliczonej ilości zabaw zasięgami, ekologiczną jazdą, ładowaniem z gniazdka (co samo w sobie, przy tak dużym SUV-ie wygląda intrygująco), ładowaniem podczas jazdy itp. mógłbym pisać pewnie długo.
Ważny jest jednak wniosek: w Mercedesie GLE 500e – bo tak została nazwana testowana przeze mnie hybryda – to nie łączna moc jest najważniejsza. Ważne są wszechstronność i nowoczesność takiej konstrukcji.
Jeśli chcemy jeździć konserwatywnie, mamy do dyspozycji mocny silnik spalinowy, który w każdych warunkach spełni swoją rolę (przyspieszając, rozwijając wysokie prędkości, pracując kulturalnie i niezawodnie). Jeśli chcemy jeździć ekologicznie i przeszkolić się w zakresie futurystycznej e-jazdy, nie musimy kupować kolejnego, elektrycznego auta – ten sam, klasyczny i zwalisty SUV Mercedesa nada się do tego wyśmienicie. |
Fajnie, fajnie, a ile to kosztuje?
Około 500k – wg mnie za dużo