Po drodze do Książa zmieniamy zdanie i skręcamy do Sokołowska, żeby zobaczyć, jak mówią, śląskie Davos. Skręcamy, bo szybki research w internecie daje zaskakującą informację – to Sokołowsko było inspirację do powstania Davos, nie odwrotnie.
To dopiero początek zaskoczeń, bo Sokołowsko jest miejscem, które powoli staje się swoistą legendą. Tutaj powstało pierwsze sanatorium chorób płuc, doktor Brehmer zastosował znaną wkrótce na całym świecie skuteczną metodę leczenia gruźlicy, werandował Hauptman, robili zdjęcia bracia Lumière, trenowali do ostatniej przedwojennej olimpiady niemieccy sportowcy, Krzysztof Kieślowski spędził dzieciństwo, a Marek Hłasko umieścił akcję powieści Baza ludzi umarłych.
Na przekór autorytetom
Zaczęło się niefortunnie. W 1849 w Görbersdorfie (teraz Sokołowsku) Maria von Colomb założyła zakład leczniczy stosujący hydroterapię według metody Vincenza Priessnitza. Interes padł, hrabina trafiła do więzienia za długi, a zakład przejął jej szwagier, doktor Herman Brehmer, i otworzył nowy rozdział leczenia gruźlicy. Wbrew wszystkim ówczesnym autorytetom nakazującym ogrzewanie chorego i upuszczanie mu krwi, Brehmer stawia na ruch, świeże powietrze i chłód. Dlatego pod budynkiem poprowadzono rzekę (żeby obniżała temperaturę) i posadzono odpowiednie drzewa wspomagające obniżanie temperatury i wzmacniające mikroklimat. Nawet dzisiaj zdarza się, że w lipcu w dolinie leży śnieg, chociaż nie ma już po nim śladu na trasach zjazdowych i skoczni narciarskiej. Cierpliwie, krok po kroku, Brehmer rozbudowywał neogotycki budynek sanatoryjny, który ostatecznie mógł przyjąć ponad trzystu kuracjuszy, i pensjonaty dla ich rodzin. Wszystkie budynki miały nowoczesne urządzenia higieniczne, ogrzewanie i klimatyzację! Podobno sanatorium posiadało też pierwszy w Europie aparat rentgenowski. Na wzór Görbersdorfu powstało szwajcarskie Davos i zakopiańskie sanatorium doktora Tytusa Chałubińskiego. Dzisiaj o dawnej świetności miejsca świadczy nowa nazwa, Sokołowsko (nadana na cześć doktora Alfreda Sokołowskiego, asystenta Brehmera) pozostałe pensjonaty i okazały budynek sanatorium.
Na przekór zdrowemu rozsądkowi
W 2007 roku okazały budynek sanatorium był okazałą ruiną, strawioną dodatkowo pożarem. W takim stanie kupiła go wraz z parkiem i Villa Rosą (zwaną Różanką) Bożenna Biskupska, artystka, rzeźbiarka, malarka, choć najlepiej opisuje ją słowo wizjonerka, bo tylko ona widziała w zawalonej ruinie potencjał. Zamieszkała tu wraz z Zygmuntem Rytką, performerem i fotografem. Wcześniej przywrócili do życia Pałac Lilpopa w Podkowie Leśnej, gdzie animowali centrum działań artystycznych. Niczego nie żałuję. Zabrałam resztkę mebli rodzinnych, kolekcję i swoje rzeczy. Nic się nie liczyło, bo miałam wizję – mówi Bożenna Biskupska. A wizja była rozległa – kontynuacja działalności Fundacji Sztuki Współczesnej In situ – umożliwienie realizacji międzynarodowych interdyscyplinarnych działań artystycznych. Słowem – stworzenie przestrzeni dla sztuki dosłownie tam, gdzie się jest – in situ. Po czternastu latach walki z przeciwnościami losu, brakiem funduszy, ciągłych awarii, łatania dziur i ciężkiej fizycznej pracy nadal nie jest lekko, ale wizja urealnia się codziennie, udowadniając, że w tym szaleństwie była jednak metoda. Zamiast pisać tysiąc pism, prosić, kajać się i przedstawiać setny raz ja wolę sprzedać moje prace i powoli robić swoje.
W odbudowanym skrzydle sanatorium mieści się przestrzeń wystawiennicza oraz Międzynarodowe Laboratorium Kultury, które odpowiada za to, że kilka razy w roku spokojne miasteczko zamienia się w gwarny kolorowy tygiel ludzi i pomysłów.
Na przekór przeciwnościom
W Sokołowsku dzieje się równolegle tyle rzeczy, że po prostu nie ma czasu na zauważanie przeciwności. Co roku odbywa się Międzynarodowy Festiwal Sztuki Efemerycznej – Konteksty, Międzynarodowy Festiwal Muzyki Eksperymentalnej i Improwizowanej – Sanatorium Dźwięku i Festiwal filmowy Hommage á Kieślowski. Są wystawy, projekty edukacyjne, działa ośrodek rezydencyjny dla artystów. Na swoje miejsce w salach wystawienniczych czeka budowana przez trzydzieści lat kolekcja Bożenny Biskupskiej – sześćset dzieł sztuki współczesnej, między innymi prace Zygmunta Rytki, Zdzisława Nitki, Jana Mioduszewskiego, nagrania artystycznych prowokacji, filmy wideo, instalacje. Część prac Bożenny Biskupskiej już jest na swoim miejscu, niektóre stoją w pustych i zimnych korytarzach budynku sanatoryjnego, czekając na stałe miejsce. Fundusze na realizację projektów raz są, raz nie, ale jakoś to wszystko od tylu lat się udaje. Kluczem do sukcesu są ludzie – przyjaciele, zaprzyjaźnieni artyści, ludzie kultury, wolontariusze, rezydenci oraz mieszkańcy i kuracjusze. Wszystkim się chce i Sokołowsko zawsze jest po drodze. Kiedy przyjaciel Sokołowska, Jacek Bąkowski, zorganizował czytanie Czarodziejskiej góry Tomasza Manna, nawet o trzeciej w nocy stała kolejka chętnych do przeczytania następnego fragmentu.
Na przekór zapomnieniu
Okazało się, że do sprzedania jest kinoteatr Zdrowie. I dzwoni moja ukochana córka i mówi: Jak ty sobie wyobrażasz, żeby mieć taki ośrodek, a nie mieć sali kinowej? No, wyobrażałam sobie, tyle że w tym momencie jestem z Zygą, który nie chodzi, nic nie mamy, nie mam gdzie mieszkać i nie mam pieniędzy, bo wszystkie wydałam. A ona a to, że koledzy kupią i będziemy współpracować – mówi Bożenna Biskupska o Zuzannie Fogtt, która zajmuje się wszystkim, czego nie chce robić jej mama, czyli finansami, projektami, grantami, szukaniem sponsorów. Ukochanym projektem Zuzanny jest Archiwum Twórczości Krzysztofa Kieślowskiego, przekształcane właśnie w Instytut Krzysztofa Kieślowskiego. Celem jest zachowanie dorobku reżysera oraz umożliwienie twórcom z całego świata pisania scenariuszy pod jego niejako patronatem. Kieślowski mieszkał w Sokołowsku kilka lat, tu skończył szkołę podstawową. Jego ojciec leczył się tu na gruźlicę, pochowany jest na miejscowym cmentarzu. Przez otwór wentylacyjny na dachu kina Kieślowski oglądał pierwsze filmy. Z foyer kina Zdrowie widać balkon jego mieszkania. Za drzwiami szaf do sufitu jest dziesięć lat pracy, jeszcze nie skończonej. Wszystko, co Krzysiek w życiu zrobił, tu się mieści – uporządkowane, zarchiwizowane, zabezpieczone. Dokumenty, fabuły, szkice, a pod sygnaturą NZ – 67 niezrealizowanych scenariuszy. Zapisane pożółkłe już kartki, skreślenia, notatki na tekście, dopiski, znaczki, kolejne wersje. Amator, Dekalog. Wszystko widoczne. I już wyjątkowe, bo namacalne, a dziś scenariusze tylko na mailach – opowiada Zuzanna. Brakuje 350 tysięcy złotych na przetłumaczenie tego dorobku, inaczej pozostanie niedostępny dla świata. Niedawno byłam na festiwalu Kieślowskiego we Francji, bilety wyprzedane na dwa miesiące wprzód, sale pełne młodych ludzi. Tak jest na całym świecie.
W zgodzie ze sobą
Czas w Sokołowsku jest niemal namacalny, jakby stanął w miejscu – krój liter Kino Zdrowie, ornamenty na pensjonatach, maleńka cerkiew, oryginalne kafle na podłodze westybulu budynku sanatoryjnego, wielkie drzewa w parku zdrojowym, Villa Rosa – wspomnienia jednostkowych historii i świadectwa Historii. Tak jak w Czarodziejskiej górze, Czas wydaje się być głównym bohaterem Sokołowska, chociaż nadają mu dzisiaj kształt inni ludzie i inne sprawy. Przyjemnie jest się w nim zanurzyć, to miejsce, do którego ciągnie. Chce się tu wracać, jak do zapomnianych dawno zauroczeń.
Kiedyś Sokołowsko przywracało zdrowie, dzisiaj radość obcowania z ludźmi pełnymi pasji i sztuką. |