Kolorowe rajskie ptaki, gałęzie uginające się pod ciężarem dojrzałych owoców, soczysta zieleń tropikalnej dżungli – wszystko to znajdziemy w twórczości Kasi Łubińskiej – ilustratorki znad Wisły.

 

Tekst: Katarzyna Kowalska, Lumarte Sztuka Online
Zdjęcia: Ola Golczyńska

 

Twoje prace zdobią wnętrza warszawskiego klubu oraz etykiety jednego z lokalnych browarów. Jaki jest związek między twoimi rajskimi ilustracjami a warszawskim życiem nocnym?

Studiując, jednocześnie pracowałam w jednym z warszawskich barów i tą właśnie drogą moje ilustracje wyszły w świat. Po godzinach rysowałam i malowałam, pokazując swoje prace wszystkim, którzy chcieli je oglądać. Przyjęłam założenie, że jak się lubi, to co się robi, warto się tym dzielić. Pewnego dnia mój serdeczny kolega powiedział: Chcę to na swoim piwie. Tak zaczęła się moja przygoda z browarem rzemieślniczym, z którym jestem związana do dziś. Nie tylko zawodowo – przyjaźnimy się. Za etykiety zostaliśmy docenieni przez Klub Twórców Reklamy KTR – zdobyliśmy srebro w kategorii design. Ta nagroda mnie otworzyła i sprawiła, że obrana przeze mnie droga stała się stabilniejsza.

Czy zajęłabyś się ilustracją zawodowo, gdyby nie ten zbieg okoliczności?

Myślę, że tak miało być, że to bardziej przeznaczenie niż przypadek. Moja przygoda z rysowaniem zaczęła się od dziecięcej pasji. Odkąd pamiętam, interesowałam się rysunkiem i malarstwem i większość wolnego czasu poświęcałam właśnie temu. Chodziłam na dodatkowe zajęcia, do klas plastycznych etc. W którymś momencie pojawił się komputer, w nim Photoshop, oraz tablet. Część mojego bzika przeniosła się w świat cyfrowy. Nie łączyłam jednak swoich planów na przyszłość z ilustracją. Wybierając studia, szukałam swojej drogi pośród bardziej interdyscyplinarnych kierunków.

Jesteś więc w pewnym sensie samoukiem?

Po części tak, ale studiowałam grafikę na Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych. Nie przekonałam się tam jednak do tego zawodu. Otworzyłam się natomiast na animację i tym właśnie chciałabym się zająć w przyszłości. Z każdego doświadczenia można wyciągnąć lekcję. Trzeba być jedynie na to otwartym.

Skąd czerpiesz inspiracje?

Z otoczenia, z natury. Skupiam się na roślinach i zwierzętach. To nieograniczona, niezwykle złożona, paleta barw i kształtów. Kiedyś natknęłam się w antykwariacie na stary album o owadach. Przeglądając makrofotografie robaków, wpadałam w coraz większy zachwyt. Fascynuje mnie złożoność ich anatomii. Lubię też obserwować, jak układają się pióra na ptakach, „nerwy” na liściach, strukturę przełamanych gałęzi, kory drzew. Otaczam się roślinami i czuję się bardzo dobrze w ich towarzystwie. Dlatego też spodobała mi się propozycja namalowania obrazów do warszawskiego klubu. Miało być rajsko, soczyście i kolorowo. Mogłam się w pełni otworzyć i zająć moim ulubionym tematem. Wielką inspiracją są także ulubieni artyści: dzieła Henriego Rousseau, ze względu na niebywałą ilość detalu i głębię, jaką kryją jego pozornie „naiwne” obrazy, czy niesamowite kolory u Paula Gauguina.

W twoich pracach nie znajdziemy świata ludzi. Mam poczucie, że pokazujesz świat sprzed ery człowieka, kiedy bujna natura miała całą ziemię do dyspozycji. Coś na kształt archetypicznego raju.

Kiedy uczyłam się rysunku studyjnego, przez kilka lat „katowałam” ludzkie sylwetki. Myślę, że mi się po prostu przejadły. Moje przedstawienia natury w pewnym stopniu wynikają z tęsknoty za nią. Nieczęsto mam przyjemność wyrwać się z miasta i poprzebywać w nieposkromionych przez człowieka okolicznościach przyrody. Ta „separacja” potęguje też we mnie poczucie, że takiej dziczy jest coraz mniej i jej wyniszczanie przez ludzi postępuje niebezpiecznie szybko. Przez to, że tęsknię do natury, przedstawiam ją w sposób totalny – wypełnia szczelnie moje prace, wszystko tam kwitnie i się rozwija, ciesząc jednocześnie i duszę, i oko.

Jaką metodą powstają twoje ilustracje? Zdradzisz nam swój warsztat?

Moje ilustracje są kolażem różnych elementów malowanych temperą. Ten rodzaj farby pozwala uzyskać świetny walor, można ją kłaść warstwami o różnej intensywności. Przeważnie zaczynając nową pracę, nie myślę o niej jako o zamkniętej kompozycji. Zeskanowane i wyretuszowane prace łączę ze sobą cyfrowo, dzięki czemu mogę się dowolnie bawić finalnym przedstawieniem. Z kilku pojedynczych elementów może powstać naprawdę wiele zróżnicowanych ilustracji.

Gdzie można zobaczyć twoje prace?

Moja indywidualna wystawa w kawiarni Tamka 43 na warszawskim Powiślu trwać będzie do końca września. Można na niej zobaczyć starsze i zupełnie nowe prace. Serdecznie zapraszam. |