Izabela Kopeć zdradza kulisy niezwykłego romansu z muzyką Ludomira Michała Rogowskiego.

 

Tekst: Katarzyna Skorska
Zdjęcia: Archiwum artystki

 

Całe moje życie składa się z epizodów zgoła fantastycznych, w zamożności i biedzie, w sławie i zapomnieniu. (…) włóczyłem się po całej Europie, przesiadując nieraz po lat kilka w którymś z jej miast. Pośród znajomych i przyjaciół miałem najwybitniejszych ludzi sztuki, polityki, dziennikarstwa, finansów całego świata. Zdawałoby się, że mówiąc o mym życiu powinienem opisać właśnie te wspaniałości sławy bogactwa i władzy, wśród których żyłem lat wiele. Tymczasem skusiło mnie do opowiedzenia moje obecne szare życie w szarym opuszczonym klasztorze na słonecznym wybrzeżu Dalmacji. Coś tam piszę, coś mi się marzy i kształtuje w głębi… dojrzeje to kiedyś, przecież jestem poza czasem, przede mną wieczność.
L. M. Rogowski

 


Kiedy zetknęła się pani z twórczością Ludomira Michała Rogowskiego?

Kilka lat temu, krótko po nagraniu płyty z tangami Astora Piazzolli „Show me your tango” szukałam tematu na nowy projekt. Pracowałam nad antologią pieśni polskiej XIX i XX wieku salonów literacko-muzycznych Warszawy. Wtedy natrafiłam na nazwisko Rogowskiego, bo choć wcześniej o nim słyszałam, to nie znałam jego utworów i intrygującej, niepokojącej biografii. Postanowiłam szukać.

Poszukiwanie rękopisów pieśni Ludomira Rogowskiego pewnie nie było łatwe?
Pierwsze kroki skierowałam do Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego, poznałam tam fantastycznego człowieka – Andrzeja Spuza, który pomógł mi się przekopać przez zakurzone manuskrypty. Jednocześnie skontaktowałam się z autorką jedynej książki o sylwetce i twórczości Rogowskiego, dr Ewą Wójtowicz z Akademii Muzycznej w Krakowie. Pojechałam do niej, a prosto stamtąd trafiłam do Dubrownika. W tamtejszym miejskim archiwum znajdują się manuskrypty mistrza. Oczywiście nie wszystkie. Wiele utworów zaginęło i być może nigdy nie zastaną odnalezione.

Ile czasu zajęło pani przygotowanie tego dość niezwykłego projektu?
Praca nad takim projektem jest ekscytująca ale też czasochłonna i absorbująca. Gdy udało mi się już skompletować nuty i teksty, musiałam zacząć pracę nad nimi: rozczytać materiał muzyczny i obcojęzyczne teksty, popracować z lektorami języka francuskiego i chorwackiego, a następnie przejść do interpretacji. Na płycie śpiewam po polsku, chorwacku i francusku. Paradoksalnie, choć nie znałam chorwackiego, okazało się że w tym języku śpiewa mi się dużo łatwiej niż po francusku. Ale to tylko część wysiłku. Ponieważ jestem nie tylko wykonawcą i pomysłodawcą, ale też producentem płyty, musiałam zorganizować pracę orkiestry i towarzyszących mi muzyków. Jestem bardzo dumna, że udało mi się zaprosić do współpracy Łukasza Borowicza, znanego na całym świecie dyrygenta. Musiałam także zadbać o każdy detal – począwszy od layoutu krążka po gramaturę papieru w książeczce! W sumie praca nad tym projektem zajęła cztery lata.

Zebrała pani na jednej płycie utwory ze wszystkich okresów twórczości Rogowskiego i z różnych obszarów kulturowych bliskich sercu kompozytora. To musiało wymagać sporej determinacji.
Przede wszystkim muzyka wokalno-instrumentalna Rogowskiego nie została nigdy wcześniej nagrana. Nieskromnie powiem więc, że jestem pionierką w jej interpretacji. Nie miałam do czego się odwołać, musiałam w 100% zaufać swojemu poczuciu estetyki, swojemu sercu i intuicji. Ci, którzy posłuchają płyty, zapewne zauważą, jak bardzo zróżnicowany jest to materiał. Część pieśni napisana jest w niskiej tessyturze, a część wręcz na sopran. Niektóre utwory są napisane do tekstów XVIII-wiecznego chińskiego poety, inne do renesansowych poetów dubrownickich, a pozostałe – do nowoczesnej poezji Amerykanki Natalie Barney Clifford, która była mecenaską Rogowskiego. Drugi krążek to pięcioczęściowe „Fantasmagories” na głos i orkiestrę.

 

 

Zdaje się, że Ludomir Michał Rogowski stał się także powodem do napisania pracy doktorskiej?
Nagranie i wydanie płyty to ważna część pracy doktorskiej, tak samo jak koncert, którego też wysłuchała uczelniana komisja. Teraz pozostaje mi już tylko napisać pracę dyplomową.

Temat pani dysertacji brzmi…
Estetyka wykonawcza. Miałam w tej kwestii dużą możliwość ekspresji, dlatego że właściwie każda z prezentowanych na płycie pieśni jest inna. Utwory były pisane w różnych częściach Europy, inspirowane nie tylko samym miejscem, lecz także tym w jakim momencie życia był ich twórca. Na przykład w Paryżu, kiedy został wprowadzony przez Oskara Miłosza na salony literackie i artystyczne, poznawał najsłynniejsze postaci ówczesnego świata artystycznego: Hemingwaya, Maxa Ernsta, Chagalla, Becketta… Grywał w szachy z Erenburgiem i w kawiarni La Rotonde na Montparnassie spotykał się i prowadził dyskusje z  Xawerym Dunikowskim i Mojżeszem Kislingiem, przyjacielem Modiglianiego, zwanego księciem Montparnasse’u. Tam też poznał Natalie Clifford Barney, która stała się jego mecenaską.

Dlaczego zdecydowała się pani właśnie na pieśni?
Pieśń jest, moim zdaniem, bardzo intymną i osobistą wypowiedzią artystyczną. Jest jednym z najtrudniejszych gatunków muzycznych, a zarazem moim ulubionym. Oprócz tego, że jestem dyplomowaną mezzosopranistką, jestem też pieśniarką. Pieśniarstwo, które na przykład we Francji przyciąga rzesze melomanów, w Polsce nie jest jeszcze tak popularne. A ja w swoim ostatnim repertuarze mam sporo pieśni. Moja płyta z 2012 roku pt. Piazzolla. Show me your tango, która dziś wciąż świetnie się sprzedaje, to płyta właśnie z repertuarem pieśni. Oprócz tego śpiewam utwory innych kompozytorów: Debussy’ego, Ravela, Faurégo, Karłowicza, Chopina czy Paderewskiego.

Która z pieśni Ludomira Michała Rogowskiego najbardziej do pani przemawia?
Uwielbiam różnorodność. Spełniam się, śpiewając tanga, a po chwili zwracam się w stronę Bacha. Fascynuje mnie połączenie opery z muzyką house. A pieśni Rogowskiego zaspokajają w pełni moją potrzebę łączenia różnych nastrojów i charakteru – do każdej z nich trzeba dobierać odpowiednie środki wokalne, odpowiednią artykulację, dynamikę i barwę głosu. Na przykład w „Fantasmagoriach”, pięcioczęściowym utworze na głos i orkiestrę wyraźnie słychać inspirację egzotyką orientu, wysmakowaną orkiestrację, czysto brzmieniowe potraktowanie głosu. Jeden z utworów „Fantasmagories” śpiewam w unisonie z wieloma różnymi instrumentami – towarzyszy mi na przemian trąbka, obój, waltornia i flet – niezwykłość tego przekazu muzycznego polega właśnie na tym, żeby dopasować brzmienie i wibrację głosu do brzmienia tych instrumentów, a dzieje się to wszystko w ciągu trzech minut. To trudne, ale też niezwykle wzbogacające wyzwanie.

Znajomość dziejów życia Rogowskiego była zapewne bardzo istotna i pomocna w zrozumieniu jego muzyki.
Oczywiście, chociaż ja najpierw zagłębiłam się w jego muzykę, analizowałam teksty, które są idealnie dopasowane do muzycznej frazy. Tekst u Rogowskiego ma duże znaczenie i narzuca wręcz sposób interpretacji. Rytmika języka wpływa z kolei na rytmikę linii wokalnej. Inaczej brzmi głos w języku francuskim, a zupełnie inaczej śpiewa się do tekstów renesansowych poetów z Dubrownika. W pieśniach chorwackich słychać tamtejszy folklor. Zależy mi, żeby być jak najbliżej idei tego, co kompozytor chciał wyrazić. Na koncercie wykonuję pieśni z prawie pięćdziesięcioletniego okresu twórczości Rogowskiego. Różnorodność charakteru, melodyki i skal poszczególnych pieśni wymagają od śpiewaka wnikliwej analizy, przefiltrowania ich przez swoją wrażliwość i jak najwierniejszego przedstawienia publiczności. Mam nadzieję, że jestem coraz bliżej. Pomiędzy nutami i słowami kryje się owa nieuchwytna energia i to niezwykłe ciepło.

Jak dalej będzie się rozwijał pani romans z muzyką Rogowskiego?
Po inauguracji płyty rozpoczęłam serię koncertów. W październiku odbyła się światowa premiera na Zamku Królewskim w Warszawie, w listopadzie mamy zaplanowany koncert w  Lublinie – mieście rodzinnym Ludomira Michała Rogowskiego.

Wspominała pani o wieloletnim pobycie Rogowskiego w Dubrowniku i o tym, że jest tam bardziej znany niż w swoim rodzinnym kraju.
Tak. W Dubrowniku Rogowski napisał między innymi piękne i monumentalne oratorium „Cud świętego Błażeja” poświęcone patronowi miasta. W klasztorze św. Jakuba tworzył i rozwijał się artystycznie. Chyba nadszedł już czas, by po ponad sześćdziesięciu latach przypomnieć o jego istnieniu i przywrócić pamięć o kompozytorze w Polsce. |

Izabela Kopeć jest śpiewaczką operową, która na scenie łączy muzykę poważną z gatunkami takimi jak pop, jazz, house, etno, art-rock, ambient czy drum&bass. Takie połączenie stylu operowego z rozrywkowym nosi nazwę classical-crossover. Izabela Kopeć ma w repertuarze również pieśni i arie, muzykę oratoryjną (Bach, Haendel, Vivaldi, Pergolesi, Mozart, Rossini, Debussy, Chopin, Saint-Saens, Fauré, Piazzolla, Rogowski), twórczość kompozytorów hiszpańskich, takich jak Obradors i Manuel de la Falla, a także musicale (np. tematy Gershwina, w tym arię „Summertime” z opery „Porgy & Bess“, „The Man I Love” czy „Over The Rainbow” z „Czarnoksiężnika z Krainy Oz”) oraz romanse (hiszpańskie i rosyjskie).