Z Janiną Ochojską, szefową Polskiej Akcji Humanitarnej i Agatą Brucko-Stępkowską, Ambasadorką Biznesową PAH rozmawiamy o tym, jak pomagać skutecznie. Najważniejsze to budować empatię i świadomość, że nie jesteśmy bezsilni wobec problemów – ale również zrozumienie, że pomoc nie może być tylko okazjonalna.
Rozmawia Agata Czarnacka
Zdjęcia: Weronika Kosińska
Zapewne większość osób żyjących w Polsce jest, podobnie jak ja, kibicami Polskiej Akcji Humanitarnej. Jak buduje się coś tak dużego jak PAH?
Janina Ochojska: Polska Akcja Humanitarna powstała trochę niechcący. Mając 13 lat wybrałam sobie dziedzinę życia, w której chciałam się rozwijać: astronomia. Skończyłam studia na Wydziale Astronomii, pracowałam w PAN w Instytucie Astrofizyki. Człowiek dokonuje wyborów, ale życie ma to do siebie, że się wtrąca. W moje życie wtrąciła się oczywiście wojna w Bośni, ale też wcześniejsze kontakty z organizacjami humanitarnymi, które przyjeżdżały do Polski po stanie wojennym, pobyt we Francji i poznanie francuskiej organizacji humanitarnej EquiLibre. Z tą organizacją pojechałam do Sarajewa w październiku 1992 roku, a wcześniej brałam udział w przygotowaniach tego wyjazdu – z ciekawości, aby zobaczyć, jak to się robi. Później z ciekawości pojechałam do Sarajewa. Może głupio to zabrzmi: żeby zobaczyć wojnę. Powiem szczerze – to, co widzimy na filmach, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Wojna to przede wszystkim cierpienie cywili, którzy tracą wszystko, nie są pewni, co stanie się za chwilę, mają za sobą traumy w postaci utraty bliskich, dorobku życia, okaleczeń – i zdani są wyłącznie na pomoc zewnętrzną. Tam, w Sarajewie, pomyślałam: Jak to? Jest 1992 rok, jesteśmy wolnym krajem – może nie bardzo bogatym, ale kiedy człowiek ma kromkę chleba, to przełamuje na pół i się dzieli! Postanowiłam, że wrócę do Sarajewa z polskim konwojem, aby Polska też była takim krajem, który pomaga.
Zasada wzajemności!
JO: Tak! My otrzymywaliśmy (zresztą nadal otrzymujemy, np. z UE) bardzo dużo pomocy. Niektórzy o tym zapominają. Wróciłam do Polski z wiarą, że ten konwój zorganizuję. Nie miałam nic: ani pieniędzy, ani ludzi, ani ciężarówek, ani darów. Natomiast wiedziałam, że fakt, iż znalazłam się w Sarajewie, nakłada na mnie taki obowiązek. 26 grudnia wyjechał konwój złożony z dwunastu ciężarówek i autokaru z dziennikarzami – konwój prowadziłam ja w małym Renault. Niesamowite uczucie: odwrócić się i zobaczyć za sobą coś, co powstało w półtora miesiąca dzięki jednemu apelowi w radiowej Trójce. Później oczywiście dołączyły inne media, ale ten pierwszy apel poruszył mnóstwo ludzi, którzy dzwonili do prywatnego mieszkania – bo nie mieliśmy jeszcze wtedy siedziby w Warszawie.
Pamiętam pana, który przyszedł do naszego mieszkania w złotym łańcuchu, ze złotym zegarkiem – cały na złoto – powiedział, że ma dwie nowe ciężarówki Renault Magnum i chce je dać do konwoju. Trochę mnie to przerażało, bo to był cenny sprzęt – no, ale był nam potrzebny. Do dzisiaj pamiętam ogromny odzew społeczeństwa polskiego, które dawało dary i pieniądze, oferowali się jako wolontariusze, przyjeżdżali, mówiąc: „jestem kierowcą, mogę poprowadzić” albo „mam ciężarówkę, mogę dać ją do konwoju”. Myślałam, że pojadę z konwojem do Sarajewa i po powrocie wrócę do pracy astronoma, a tymczasem okazało się, że już przygotowano kolejnych wolontariuszy i kolejne ciężarówki…
Tak powstała Polska Akcja Humanitarna.
JO: Tak. Ważnym momentem było także ostrzelanie tego konwoju, kiedy wyjeżdżał z Sarajewa. Zginęła francuska wolontariuszka, dwóch naszych kierowców zostało rannych. Wtedy musieliśmy odpowiedzieć sobie na pytanie: czy będziemy kontynuować działania czy strzały snajpera są w stanie zabić PAH?
Agata Brucko-Stępkowska: To, o czym opowiada pani Janina, świetnie podsumowuje, co teraz chcemy zrobić. Polska Akcja Humanitarna powstała, ponieważ problem został zauważony i nagłośniony. To samo chcielibyśmy zrobić teraz z perspektywy biznesowej, żeby podkreślić wartość działań PAH, ale i to, co można wspólnie zrobić. Jeśli uda nam się nagłośnić ciekawe projekty dla biznesu, nabiorą one nowego wymiaru. Mówienie o czymś może zapoczątkować wartościową inicjatywę.
JO: Dzisiaj, kiedy mamy już dwadzieścia pięć lat, widzimy, że zbudowaliśmy organizację, która jest nowoczesna, bardzo profesjonalna, która pracuje w bardzo trudnych terenach – działamy we wszystkich krajach, w których toczą się wojny: Ukraina, Syria, Somalia, Sudan Południowy, Irak. PAH to taka soczewka, która z jednej strony skupia dobrą wolę tych, którzy chcą pomagać i mają środki, żeby przekazywać pomoc, a z drugiej strony dociera z konkretną pomocą do ludzi, którzy żyją w bardzo trudnych warunkach spowodowanych sytuacją lokalną albo wojną. Działamy trochę jak firma: też mamy zespół PR, zespół marketingu, zespół ewaluacji… oczywiście największą częścią jest dział misji. Różnica jest taka, że dochód przeznaczamy nie do podziału między nas, tylko na pomoc dla innych ludzi – dlatego pracujemy nad tym, by był jak największy, żebyśmy mieli jak największą ilość partnerów, którzy nas wspierają.
ABS: U mnie było trochę inaczej: na to, że trzeba pomagać, zwrócili mi uwagę rodzice. Wpojono mi, że nie wolno odwracać oczu od problemów. Dotyczyło to małych rzeczy, czego z resztą staram się uczyć moje dziecko – pomoc dzieciom w klasie, zauważanie tego, że ktoś jest smutny, podzielenie się śniadaniem… Małe rzeczy, które pomału budują empatię. Ze względu na to uznałam, że najlepszym wyborem studiów będzie pedagogika. Wybierając kierunek i specjalizację, skupiłam się na domach dziecka. Żeby zweryfikować, czy to kierunek dla mnie, od razu zapisałam się jako wolontariuszka w domu dziecka. Pracowałam tam trzy lata. Jednocześnie miałam potrzebę eksplorowania świata – nie na zasadzie wycieczek all inclusive, tylko doświadczania życia. Rozpoczęłam indywidualny tok studiów i znalazłam pracę w bankowości. Wreszcie wpadłam na pomysł założenia firmy, która zaczęła się imponująco rozwijać. A że od zawsze chciałam działać charytatywnie, jest to da mnie wspaniały zbieg okoliczności, że mam firmę, która dobrze się rozwija i mi na to pozwala.
Kim jest Ambasador Biznesowy Polskiej Akcji Humanitarnej?
ABS: W pewnym momencie zrozumiałam, że nie mam jednego konkretnego celu, który chciałabym wspierać. Pomyślałam, że tworząc Fundację Czynów Szlachetnych – nazwa nie jest przypadkowa – z inspiracji podróżą czy konkretnym wydarzeniem, ja i moi pracownicy możemy zgłosić „czyn szlachetny”, który Fundacja czyni możliwym. Ważne jest dla mnie, by nawet drobne zachowanie albo gest wpierać właśnie jako szlachetność – to słowo jest dla mnie bardzo ważne. Z drugiej strony, uświadomiłam sobie, że jest już tyle ciekawych inicjatyw i fundacji – Polska Akcja Humanitarna jest tu najlepszym przykładem – które mają już konkretną misję i wizję tego, co chcą robić, że nie muszę tworzyć abstrakcyjnego projektu, tylko mogę je wspierać swoim działaniem, przedsiębiorczością, kontaktami biznesowymi i przykładem – pomóc im zwiększać swój potencjał. Dlatego podjęłam misję Ambasadora Biznesowego PAH. Stwierdziłam, że jeżeli przez siedem lat udało mi się zdobyć jakąś pozycję rynkową i są ludzie, którzy liczą się z moim zdaniem albo chcą mnie naśladować, to warto upowszechniać również propomocową postawę, która przecież rzutuje też na to, jak mój biznes się rozwija.
JO: Dla nas pani Agata jest biznesmenką idealną. Wiele firm tworzy własne fundacje, podejmują jakąś działalność (często dla przerzucenia kosztów), ale rzadko kiedy znają się na tym, co robią. Biznes jest od tego, aby robić pieniądze… Jeśli będzie potrafił się nimi podzielić, jeśli będzie chciał pomagać, to tak się składa, że jesteśmy fachowcami od pomocy. Pani Agata nie tylko rozumie potrzebę tego wsparcia, ale jest gotowa namawiać do tego innych. Firmy często cieszą się ze współpracy z nami – kiedy już ją podejmą… Uczymy się oczywiście rozmawiać z biznesem – ale kiedy biznesmen porozmawia z biznesmenem, to jest to zupełnie inna jakość. Pani Agata zresztą chwali nas tak, jak my byśmy sami nigdy siebie chwalić nie umieli.
ABS: Jestem przekonana, że biznes, który rozumie cel zaangażowania i widzi efekty, jakie przynoszą pieniądze, które włoży w pomoc, chętniej wchodzi w inne inicjatywy. Wiem to po sobie – chętniej udzielam pomocy, gdy widzę jej owoce i są mi one przedstawiane w zrozumiały dla mnie sposób.
Bo przecież PAH działa nie tylko na gruncie zewnętrznym. Nie chodzi wyłącznie o wiertnice i budowę studni. W istocie chodzi o przemianę w nas samych.
JO: To jest niezwykle ważne. Od początku było wiadomo, że potrzebujemy grupy ludzi, którzy będą rozumieli nasze idee – a naszą ideą był udział Polski w pomocy międzynarodowej dla osób, które ucierpiały w wyniku wojny, kataklizmów, długotrwałego ubóstwa. Przyciągaliśmy nowe osoby poprzez grupy edukacyjne. Dziś chyba Polacy są bardziej świadomi tego, że żyją w bogatym kraju i że na świecie mamy do czynienia z ogromnym ubóstwem, które jest jawną niesprawiedliwością. Ludzie umierają z głodu albo z braku dostępu do wody… Nasi ziomkowie chcą się zaangażować w budowanie lepszego świata – to jest też częściowo naszą zasługą. Pracując z dziećmi w szkołach, z ludźmi biznesu, z naszymi indywidualnymi ofiarodawcami czy instytucjami, budujemy zaplecze, tak samo jak w biznesie. Wiemy, że człowiek świadomy tego, co przeżywa jego bliźni w obozie dla uchodźców, będzie chciał pomóc. Takie tragedie trudno nam sobie wyobrazić, ale wiedząc o nich, dobry człowiek nie może nie zareagować. A ludzie są dobrzy, tylko czasami sami o tym nie wiedzą.
ABS: Ja nie mam nad sobą rady nadzorczej, jestem jedynym członkiem zarządu i jedynym właścicielem spółek, które posiadam. Co oznacza, że decyzja o pomocy w jakiejkolwiek kwocie wiąże się z tym, że nie kupię sobie nowego samochodu, nieruchomości czy luksusowych wakacji. Ale, przypominam sobie, przecież mam wszystko, o czym marzyłam: fajny dom, wspaniałą rodzinę, samochód, o którym marzyłam, podróże – co mi więcej potrzeba? Zakładając biznes, miałam dwadzieścia trzy lata, trzymiesięczne dziecko i 10 tysięcy złotych. Stworzyłam coś od zera. Jeżeli w siedem lat byłam w stanie zbudować firmę wycenianą na około 50 mln złotych, która się rozwija, progresywnie zdobywa rynek i dokonuje ekspansji – to znaczy, że mam jakiś talent, predyspozycję, czy po prostu ponadprzeciętną przedsiębiorczość. Chcę się za to jakoś odwdzięczyć. Wierzę, że budowanie świadomości i dawanie przykładu wpłynie na środowiska biznesowe. Wiem też, jak może to zmienić codzienne funkcjonowanie PAH.
Odkrywanie tych pokładów dobra musi być fascynujące!
ABS: Naprawdę sprawia radość! Zachowuję się, jakbym była zakochana – mój mąż mówi, że dawno nie widział mnie w takim nastroju! Ważne jest stworzenie takiego fundamentu, który pozwoli długoterminowo myśleć także o pomocy humanitarnej. Zarówno duże korporacje, jak i małe firmy mają konkretne budżety CSR-owe [budżet na działania pomocowe]. Przy dużych korporacjach jest to konkretna kwota wydatkowana kwartalnie, półrocznie lub rocznie. Instytucja, która wie, że cyklicznie dostaje pieniądze w określonym wolumenie, jest w stanie racjonalnie zaprogramować swoje działania na przyszłość.
Chciałabym pokazać firmom to, co nazywamy PAH-workingiem, w dłuższej perspektywie. W ten sposób firmy przestaną pomagać akcyjnie, ich pomoc będzie świadoma i cykliczna, a trwałe zaangażowanie pozwoli Polskiej Akcji Humanitarnej lepiej planować swoje działania i działać śmielej. Pani Janina mówiła o tym na samym początku: nie chodzi o to, że nikt inny nie jechał w tamtym okresie w to miejsce, że nikt inny nie widział problemu. Chodzi o to, że trafiła się jedna osoba, która nie bała się powiedzieć tego na głos, nie bała się, że ktoś wyśmieje ją lub pomysł, który w tamtym okresie wydawał się zupełnie abstrakcyjny. Dla działalności pomocowej brak stabilnej przyszłości jest poważnym problemem: chodzi więc o to, żeby ten problem nazwać, nagłośnić i wymyślić, jak go rozwiązać – za pomocą zobowiązań CSR-owych.
JO: Obydwie podjęłyśmy się zrobienia czegoś, o czym ludzie myśleli, że jest niemożliwe. No, bo jak to się stało, że Janka chodząca o kulach, nie mająca pojęcia, skąd wziąć ciężarówkę, zrobi dwie misje do Sarajewa?! Też nie wyobrażałam sobie, że wrócę do pracy astronoma i zapomnę o tych ludziach, którzy potrzebowali pomocy. Zdaję sobie sprawę z tego, że świat jest takim, jakim go uczynimy. To, co mówi pani Agata, jest kluczowe – niezwykle ważna jest regularność i cykliczność. To było fundamentem programu Pajacyk: dziecko musi jeść codziennie. I ja muszę mieć codziennie, także podczas wakacji, 4 złote, aby to dziecko dostało ciepły posiłek. Jeżeli wczoraj rozwieźliśmy wodę w obozach w Syrii, to trzeba ją rozwieźć również dzisiaj – i jutro też trzeba będzie. Ta regularność pozwala zapewnić ciągłość pomocy i zaplanować ją. To ma różne oblicza. W Sudanie Południowym potrzeba studni, a raz wybudowana studnia będzie już ludziom służyła. Ale ciągłość jest tu potrzebna w inny sposób: zaczęliśmy od ośmiu studni, ale nie mogliśmy na tym poprzestać. Do dziś zbudowaliśmy ich lub wyremontowaliśmy już ponad 700.
A czy mogłyby Panie podsumować wyzwania na następny rok – dwa?
JO: W naszej pracy zawsze istnieje czynnik zaskoczenia: jutro może gdzieś się wydarzyć trzęsienie ziemi, gdzieś wybuchnie konflikt – powinniśmy zaangażować się w pomoc. Dlatego tak istotne jest stworzenie i podtrzymywanie struktury, która w razie potrzeby szybko może się rozwinąć. Bardzo nas cieszy to, że instytucje międzynarodowe wybierają PAH do prowadzenia projektów pomocowych, bo wierzą one, że my to zrobimy najlepiej. Tyle że podtrzymanie tego potencjału wszystkiego, utrzymanie obrotów „na wysokim C” i dalszy rozwój wymaga bardzo dużo pracy. Mechanizm, który opisała pani Agata, wygląda bardzo obiecująco i jestem pewna, że wystarczy rok, by zaczął wydawać owoce. Proszę mi jednak wierzyć, że to jest praca, która tylko cieszy – jakbym nie miała tych wyzwań byłoby mi tego bardzo szkoda.
ABS: Ja jestem zadaniowcem. Moim podstawowym zadaniem na najbliższy rok jest zwiększanie świadomości na temat roli, jaką biznes może odegrać w działaniach pomocowych. Chciałabym, aby nie były to już akcje jednorazowe a cykliczne. Ważne jest też dla mnie, by znaleźć Polskiej Akcji Humanitarnej jak najwięcej sojuszników i przyjaciół biznesowych. Jestem przekonana, że to się uda! Zapraszam do PAH-workingu. |
Polska Akcja Humanitarna zawiązała się dwadzieścia pięć lat temu przy okazji organizowania konwoju humanitarnego do ogarniętego wojną Sarajewa. Konwój wyruszył z Polski do Bośni 26 grudnia 1992 r. Od 2004 r. PAH jest organizacją pożytku publicznego.
Działacze PAH deklarują: „Udzielamy pomocy humanitarnej: jesteśmy tam, gdzie wsparcie jest najbardziej potrzebne. Działamy na całym świecie. Reagujemy w miejscach, w których wybuchają kryzysy humanitarne: katastrofy naturalne i konflikty zbrojne. Natychmiastowa odpowiedź na kryzys jest priorytetem, ale ważne jest też szukanie długoterminowych rozwiązań i zapobieganie kolejnym katastrofom.”
Więcej na: www.pah.org.pl
[…] Janina Ochojska, Agata Brucko-Stępkowska […]