Jako policjant dogadywał się z menelami, prostytutkami czy szefami mafii. Po czym został amerykanistą, politologiem i nauczycielem angielskiego. Z nudów zaczął pisać o mordercach. A ponieważ trochę się na nich zna, w swoim kryminale Klaudiusz Szymańczak serwuje nam ich wysublimowany sort oraz niespodziankę wyjętą z… trupa.
Tekst: Dagmara Wirpszo
Byłeś pruszkowskim policjantem, teraz prowadzisz szkołę języka angielskiego. Po co napisałeś książkę?
Powieść się pisze, bo człowiek musi, inaczej się udusi, cytując klasyka. Ja musiałem. Od dzieciaka lubiłem pisać i z czasem, ta żądza pisania osiągnęła takie rozmiary, że porwałem się na książkę. Teraz, kiedy Negatyw jest już na rynku, wydaje mi się, że po to, aby wyrzucić z siebie to, co przez lata obserwowałem. Przyglądałem się relacjom i reakcjom ludzi, ich motywacjom do przeróżnych, czasem nieobliczalnych, zachowań. Poczułem, że mam ochotę „zwrócić” te przemyślenia, chociaż brzmi to mało literacko.
Dlaczego odszedłeś z policji?
Zacząłem cywilne studia, które trudno było godzić z pracą początkującego policjanta. Później kilka razy tego żałowałem, bo to naprawdę ciekawa praca. To rekompensuje wszystkie jej minusy. Byłem w policji krótko, ale miałem okazję widzieć z bliska trochę bałaganu, posłuchać wyzwisk pod swoim adresem, zobaczyć reakcję ludzi, którym włamano się do domu. Albo twarz chłopaka, któremu ojciec dał nowy samochód, żeby pojechał nim na pierwszy przegląd, a ten rozbił go o zderzak starego poloneza. Oczywiście polonez cały, a nowe autko do kapitalnego remontu. Fakt, że kilka razy dziennie, masz do czynienia na przemian z tzw. menelami albo tzw. normalnymi ludźmi, którym ktoś coś ukradł albo ich napadł, powoduje, że możesz złapać fajny dystans. Podobnie mają pewnie lekarze. Po kolejnych operacjach i zgonach są zahartowani.
Czy twój kryminał przypomina policyjny świat, który znasz?
Byłem policjantem prawie dwie dekady temu. Już dawno zamknąłem tamten etap. Negatyw to zupełnie inna bajka. Dużo w książce realiów amerykańskich, czyli trochę procedur. Zanim wziąłem się do pisania, mnóstwo gadałem z ludźmi, jeździłem, przyglądałem się, zastanawiałem. Praca w policji to była robota krawężnika na nocnej służbie. Zawijanie meneli na izbę wytrzeźwień, ale nie tylko. Kiedyś trafił się śpiewak operowy. Nazwisko zachowam dla siebie. Jedno, co w książce wykorzystałem na pewno, to dialogi. Sposób rozmawiania policjantów, lekarzy z izby wytrzeźwień, prostytutek i taksówkarzy. Mam wrażenie, że te rozmowy wyglądają wszędzie na świecie tak samo. Nieważne, w jakim języku się odbywają.
I jakie były te wasze rozmowy?
Czasami surrealistyczne. Pamiętam, jak chcieliśmy koledze trochę przeczołganemu przez życie, zamówić damę do towarzystwa na urodziny. Gdy skontaktowaliśmy się z tymi paniami i ich szefowymi przez telefon, a potem domofon, to okazało się, że na pięciu policjantów, tylko ja nie miałem problemu z przeprowadzeniem rozmowy. A przecież nigdy nie korzystałem z podobnych usług. Pewnego razu, w ramach obowiązków służbowych, odwiedziliśmy jedną z agencji towarzyskich i wtedy kolega zapytał, co nabijają na kasę fiskalną, która stała w recepcji? Klimat w książce i klimat jaki widziałem, jest więc podobny.
Chyba wszyscy pisarze zostali przepytani, dlaczego ludzie tak kochają kryminały. Masz w zanadrzu jakąś odkrywczą odpowiedź?
Pewnie dlatego, że lubią tajemnice. Na co dzień nie mają ich zbyt wiele, ponieważ każdy transmituje w sieci wszystko, co się da, 24h godziny na dobę. Popularność kryminału, szczególnie teraz, zdaje się być jakąś reakcją obronną na nudne życie. Przez następne 30 lat będziesz przecież musiał zwlekać się do roboty, żeby spłacić kredyt. Uzmysławiasz sobie o poranku, że za chwilę, i to do jakiegoś 2048 roku, będziesz w biurze cisnąć „dedlajny” i robić „prodżekty”, no i krew cię zalewa. Kupujesz więc kryminał i kombinujesz, kto zabił? Kilka dni fajnego życia za czterdzieści kilka złotych masz na tacy.
Życie w Ameryce jest fajniejsze? Tam rozgrywa się, po części, akcja Negatywu.
W Stanach ludzie przeróżnego pochodzenia potrafią ze sobą funkcjonować. Nie bez konfliktów, ale jednak dają radę. Fascynuje mnie to, jak Ameryka oddziałuje na świat. Jest to wpływ wyjątkowy. To prawda, że każde państwo i jego kultura, jakoś wpłynęło na tę globalną. Jednak Stany Zjednoczone, wszystkie te osobliwości chłoną jak gąbka. Po czym, po drobnych korektach, sprzedają jako swoje, jako „cool”. Zawsze też będę twierdził, że gdyby nie Amerykanie, ani pizza, ani sushi, ani język angielski czy hamburgery, nie byłyby w ogóle znane. Nie wiem, jak oni to robią, ale tam Żyd i Arab spokojnie siedzą obok siebie w metrze, a ci sami ludzie w innych warunkach podrzynają sobie gardła.
No, ale w powieści jest też Polska…
Nawet całkiem kolorowa. Bo oto na warszawskiej Pradze policja znajduje zwłoki syna amerykańskiego dyplomaty – nagie, wiszące na łańcuchu w kanale ściekowym. Niedługo później, w hostelu w Harlemie, zostaje zamordowany młody turysta, a narzędziem zbrodni okazuje się… pozytywka. Nikt nie wie, kim jest mężczyzna i dlaczego przyjechał do Nowego Jorku z torbą pełną gotówki. Oba śledztwa prowadzi John Slade – agent FBI, który świetnie mówi po polsku, z wykształcenia filozof. To właśnie jego osoba łączy te dwie, na pozór odległe, sprawy. Poglądy głównego bohatera to moje poglądy, a wszystkie miejsca opisane w Negatywie osobiście odwiedziłem. Pomysł na trupa w hotelowym pokoju to pewnie pokłosie mojej dziwnej fascynacji horrorami. Kiepskimi też. W książce też coś z trupa wyszło, a właściwie wyjęto. Wątki kryminalne opisane w Negatywie, mają być pretekstem do pokazania jak działa nienawiść. Taka głupia, bezsensowna i niczym racjonalnym niemotywowana. Nienawiść do innych. Nieważne, jak innych. Czasem innej rasy, czasem innej orientacji, czasem o innych poglądach.
Czy naprawdę jesteśmy tacy źli?
Jesteśmy. Uznając to, możemy próbować być lepsi, albo mniej źli. To nas różni od zwierząt. Świadomie krzywdzimy innych przez głupotę, próżność, albo chciwość. Nie jestem człowiekiem religijnym. Jestem apateistą, czyli nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia czy Bóg istnieje, czy nie. Nawet gdyby mi ktoś przyniósł selfie z Bogiem, to żyłbym dokładnie tak, jak wcześniej. Pomimo to jednak, pewne filozoficzne koncepcje chrześcijaństwa są mi bliskie. Innych religii też. W chwili, gdy uznamy w zależności od światopoglądu, że jesteśmy źli/grzeszni (niepotrzebne skreślić), możemy coś z tym zrobić. W takich momentach jest mi z religiami po drodze.
Jeże nie siedzą przecież wieczorami w krzakach i nie myślą: ja pieprzę, może źle robimy, jedząc te myszy, może trzeba jeść jabłka? A ludzie to robią. Zawsze jak narobimy pierdolnik, to potem źle śpimy. A jeże śpią dobrze. Córka ma jeża, więc coś o tym wiem. Przy okazji chciałbym wspomnieć, że jeże nie jadają jabłek.
W czym widzisz ratunek?
W rozumie. Jeśli ktoś przekona mnie logicznymi argumentami, że człowiek z żółtą lub czarną skórą jest lepszy lub gorszy od tego z białą, to zmienię zdanie. Póki co, argumenty w dyskusjach, przypominają te o wyższości rozporka na guziki od rozporka na suwak.
Negatyw w ogóle pełny jest egzystencjalnych, psychologicznych i filozoficznych odniesień. Studiowanie filozofii w Londynie pomaga okiełznać świat?
Raczej skutkuje większą ilością pytań. Przede wszystkim studiowałem politologię i amerykanistykę, a filozofię studiuję jako spełnienie ostatnich marzeń na liście. Urok filozofii polega chyba na kwestionowaniu wszystkiego dookoła i to mnie jakoś w niej pociąga. Od dziecka zastanawiałem się nad tym, dlaczego ludzie coś robią, albo w coś wierzą. Pamiętam do dziś, jak podczas mszy z okazji pierwszej komunii, zastanawiałem się: „A co, jeśli to wszystko lipa? Co, jeśli ta bozia, to ściema?”. Potem pytałem siebie, czy kamień w ogrodzie u cioci wie, że leży w ogrodzie? Główny bohater ma chyba podobny do mnie rys. Charakterologiczny i intelektualny.
Twoja książka to również opowieść o silnej relacji ojca z synem. Tu też są podobieństwa?
Niekoniecznie. Ja straciłem ojca dość szybko. Książka powstała trochę dla niego. Pomimo masy swoich problemów, zawsze wiedziałem, że mnie kochał, i zawsze żałowałem, że pewnych rzeczy nie mógł zobaczyć.
Naprawdę nie można uciec od przeszłości?
Nie. Nie da się od niej uciec. Można się na chwilę odkleić. Stanąć obok i zastanowić się nad mechanizmami, ale nawet takie chwilowe odklejenie, wymaga dużego wysiłku. Podobnie jak nie da się wyjechać na zawsze z miejscowości, w której się wychowaliśmy. Fizycznie tak, mentalnie nigdy. Popatrz ile jest książek albo filmów o tym, jak ktoś pół życia szuka biologicznych rodziców, albo innych przodków, często mając już udane i poukładane życie. Po cholerę? Jedni będą uciekać od przeszłości, inni będą ją gonić. Człowiek musi mieć przeszłość.
Czy naprawdę każdy z nas, tak jak bohaterowie Negatywu, działa według ustalonych schematów i nie ma od tego odwrotu?
Schemat to podstawa naszego funkcjonowania. Bez tego, codziennie od nowa, zastanawialibyśmy się jak wyjść z domu, jak umyć zęby, podetrzeć się, albo prowadzić samochód. Problem w tym, że część schematów utrudnia nam relacje z innymi. Człowiek z natury jest jak prąd elektryczny. Chętniej pójdzie tam, gdzie napotka mniejszy opór. Tym samym, niewiele osób zada sobie trud, żeby zdrowo się odżywiać i czytać Dostojewskiego, zamiast jeść chipsy i czytać idiotyzmy w Internecie.
Ty nie czytasz?
Każdy to robi, ja też. Chodzi chyba jednak o to, żeby mieć świadomość, że gdy twoim głównym zajęciem w życiu jest czytanie o tym, kto się z kim rozwiódł, albo jak ufarbował włosy, to coś jest nie tak. Warto zmienić proporcje. Uwielbiam Borata, ale wiem jaka jest różnica pomiędzy tym filmem a filmami Zabić drozda czy 12 gniewnych ludzi. Borat to rozrywka, chociaż widzę tam pewien mądry przekaz ukryty pod wygłupem. Ale to Zabić drozda ma jakość.
Twoja książka ją ma?
Mam nadzieję. Tak przynajmniej twierdzą krytycy. Zachęcam do jej przeczytania każdego, kto chciałby mieć do czynienia z niecodziennym kryminałem.
A co jest najważniejsze w twoim wszechświecie?
Miłość. Do żony i do córki, ale żeby to zrozumieć, musiałem przeczytać książkę Victora Frankla Człowiek w poszukiwaniu sensu. Brzmi jak frazes, ale ta książka pokazuje, że gdy człowiek jest na dnie piekła, to będzie chciał dalej żyć tylko dlatego, że kogoś lub coś, kocha. |