Niezbadane są wyroki losu, jeśli chodzi o karierę w świecie muzycznym. Można być niezwykle utalentowaną skrzypaczką, kompozytorką, autorką tekstów i oryginalną wokalistką. Można nagrywać z Lou Reedem i Davem Gahanem z Depeche Mode, Damonem Albarnem, Wu-Tang Clanem, Eltonem Johnem, Nickiem Cave`em i Rufusem Wainwrightem oraz towarzyszyć temu ostatniemu w trasach koncertowych. Można nagrać sześć dobrych i bardzo dobrych, intrygujących studyjnych albumów, a nadal być artystką rozpoznawalną dość umiarkowanie, biorąc pod uwagę relację talentu do zasłużonej popularności.
To casus amerykańskiej artystki Joan Wasser. Studiowała muzykę klasyczną na bostońskim uniwersytecie, grała w orkiestrze symfonicznej, jednocześnie udzielając się w indie rock, grupie The Dambuilders, gdzie jej skrzypce brzmiały jak gitara, i gdzie miała romans z punk rockiem. Prywatnie była związana, z tragicznie zmarłym muzykiem, Jeffem Buckleyem.
I teraz zasadnicze pytanie: czy znają Państwo Joan As Police Woman? No właśnie. A przecież Joan Wasser nagrywa solowe płyty od 2006 roku! Nawet piszący te słowa wiedział tylko, że istnieje taka artystka, i na tym poniekąd kończyła się jego wiedza o Joan Wasser, co było i jest wielkim niedopatrzeniem. Nadrabiam tę ignorancję, zachwycając się najnowszą płytą Joanny Policjantki i złoszcząc się na siebie, że tak późno odsłuchuję również poprzednie albumy, czyli „The Deep Field” z 2011 roku oraz „The Classic” z roku 2014.
Charakterystyczny pseudonim artystyczny jest bezpośrednim odniesieniem do serialu „Police Woman” z lat 70., którego oddaną fanką, Joan była przez długie lata.
Kim jest Joan Wasser? To muzyczna siostra i powinowata Fiony Apple, PJ Harvey, Leslie Feist, Kate Bush i nawet Roisin Murphy, która musiała się swego czasu inspirować Joan na kilku płaszczyznach artystycznych, co wcale nie jest tu zarzutem, raczej komplementem za właściwy kierunek tych inspiracji.
Muzycznie „Damned Devotion” Joan As Police Woman to dość szeroka strefa tak zwanego pogranicza, gdzie szlachetny pop zlewa się z alternatywą. Dzieje się tu bardzo dużo. Słychać echa poprzednich dokonań Joan, kiedy mieszała jazz z rockiem. Jest elegancko soulowo w „Tell Me”, romantycznie triphopowo w „Warning Bell” czy funkowo hipnotycznie w utworze „Steed”, dedykowanym Jeanowi Genetowi. Pojawia się też mroczno-psychodeliczno-rytmiczny „The Silence” i intrygujący smyczkami oraz męskim chórkiem „Talk about it later”.
„Damned Devotion” to album równy i osobliwy, różnorodny i spójny jednocześnie. Początkowo pozornie delikatny, otulający słuchacza pierwszymi niespiesznymi kompozycjami, by powoli wytrącać go z tej strefy komfortu coraz bardziej niepokojącymi elementami w kolejnych utworach. Urzeka także fantastyczny, surowy – choć ciepły – wokal, który potrafi być jednocześnie szorstki i cudownie liryczny. To dojrzały album w pełni świadomej, mądrej kobiety bez kompleksów i złudzeń.
Brak tychże, widać w rewelacyjnych i bezkompromisowych teledyskach artystki, gdzie króluje dowcip, dystans i ironia. Inteligentna kpina w znakomitych stylizacjach. Polecam szczególnie „Magic” z poprzedniego albumu (długo nie zapomnę obrazu półnagich kulturystów, czeszących Joan w sypialni, towarzyszących jej w porannej toalecie czy ćwiczących bicepsy rybami zamiast hantli) oraz ostatni teledysk do piosenki „Tell Me” z Joan w przeróżnych odsłonach wizualno-czasowych.
Bardzo polecam album „Damned Devotion” Joan As Police Woman, bo obcowanie z prawdziwą osobowością, w dobie zalewu muzycznej miałkiej magmy, jest oczyszczające i po prostu wartościowe. Joan Wasser to prawdziwa perła, którą trzeba tylko odnaleźć i pielęgnować. A na to na szczęście nigdy nie jest za późno, czego jestem ewidentnym przykładem. |
Joan As Police Women, Damned Devotion, 2018 r., Play It Again Sam.