Globalny kryzys finansowy udowodnił nam, że jeśli chodzi o ekonomię, nawet nie wiedzieliśmy, że nic nie wiemy. Zawirowania społeczne, które po nim nastąpiły, uświadamiają nam, że musimy przemyśleć nasz świat na nowo – a przede wszystkim przemyśleć na nowo kapitalizm.
Tekst: Agata Czarnacka
Książka Kacpra Pobłockiego Kapitalizm to przedsięwzięcie niezwykłe. Na ponad 600 stronach z tablicami i przypisami ma zmieścić się cały świat. Kryzys finansowy 2008 roku i jego konsekwencje, które przeorały gospodarki w zasadzie w każdym zakątku globu, wynikł, zdaniem Pobłockiego, z „epistemologicznego osierocenia“. Otóż osławione instrumenty pochodne łączyły produkty finansowe z różnych światów, z których każdy oceniany był według innych kryteriów. Ci, którzy sprzęgli je w jedno, nie ujednolicili skali ocen, w rezultacie handel nimi odbywał się poza realną kontrolą.
Było to możliwe – zdaniem Pobłockiego – gdyż w naszym postrzeganiu świata skupiliśmy się na postrzeganiu czasu i przestrzeni jako absolutów. Tymczasem przeżywa się je, rozumie i wykorzystuje w bardzo różny sposób. W zasadzie każdy z nas ma własny, unikalny „czasopogląd“. Problem w tym, że żyjemy na wspólnie zamieszkiwanej planecie i jesteśmy uwikłani w nieskończoną liczbę relacji i powiązań. Pojmowanie przestrzeni i czasu jako absolutów „zewnętrznych“ wobec naszych subiektywnie przeżywanych „czasopoglądów“, znalazło wyraz w wierze w „niewidzialną rękę rynku“, która te różne temporalności ma ostatecznie pogodzić.
Pobłocki w Kapitalizmie stawia sobie za cel „rozpakowanie“ tego złudzenia – to modne w świecie akademickim słowo znaczy pokazanie źródeł i konsekwencji pewnej rzekomo oczywistej prawdy. Autor posłuży się w tym celu metodologią antropologiczną, sięgając zarówno po narzędzia antropologii historycznej i kulturowej, jak i badania etnograficzne – rozmowy, obserwację uczestniczącą czy krytyczną teorię dyskursu, w której przyjmuje się, że osoba, która coś robi lub czegoś doświadcza, nie musi wcale być „ekspertką“ od swojego własnego przeżycia – bardzo często język, który podchwytuje z zewnętrznych źródeł, „mówi nią“, narzuca jej „prefabrykowane“ zrozumienie własnego życia…
I może z tego właśnie względu książka Pobłockiego jest tak ważna. Autor nie podsuwa nam ani optymistycznej wizji, jak wyjść z kryzysu, ani modnych dzisiaj radykalnych propozycji politycznych. W dodatku jego ostra krytyka niemal wszystkich ekonomistów, którym skłonni bylibyśmy wierzyć – np. Thomasa Piketty’ego – może odebrać nadzieję, że jeszcze za naszego życia uda się jakoś uporządkować ekonomię. Ale skonfrontowanie się z bogactwem perspektyw, teorii i dyskursów, z jakim mamy do czynienia w opus magnum Pobłockiego, daje zupełnie inną nadzieję: że, choć byliśmy głupi, a wielu mądrzejszych na horyzoncie nie widać, to inni przed nami też mądrzy nie byli, a jednak ten świat jakoś przetrwał… |