Dziani – syn Don Vasyla, gwiazdora cygańskiej piosenki, i jeden z najpopular-niejszych wykonawców muzyki romskiej w Polsce. Od lat prowadzi Festiwal Kultury Romów. Muzyka, którą prezentuje, to wybuchowa mieszanka cygańskiego folku z dynamicznymi i tanecznymi rytmami latynoamerykańskimi. Na polskim rynku jeszcze nikt takiej muzyki nie wykonywał. Koncerty z jego udziałem to prawdziwy pokaz niezwykłych umiejętności samego artysty, jak i członków jego zespołu. Rodzina Dzianiego należy do dynastii baro Szero (wielka Głowa), tytułowanego także Szero Rom (Głowa Cyganów) – wielkiego sędziego, zwierzchnika „Polskiej Romy”, zwanego Królem Cyganów.
Tekst: Beata Łapińska
Nazywają cię księciem Romów, a twojego ojca, Don Vasyla, królem. Czy to określenie wynika z waszego ogromnego wkładu w kontynuowanie tradycji romskiej muzyki i kultury? Czy rzeczywiście płynie w was królewska krew?
Owszem, płynie w nas królewska krew, rodzina mojego ojca wywodzi się bowiem z królewskiej rodziny. Ale prawdziwym i jedynym królem Romów w Polsce jest Henryk Nudziu Kozłowski, który mieszka w Nowym Dworze. Jest nie tylko królem, ale także sędzią, doradcą i arbitrem w najważniejszych, spornych kwestiach. Przyjeżdżają do niego Romowie z całego świata, z prośbą o radę i pomoc. W Polsce żyje wiele klanów Romów, ale wszystkie respektują polecenia króla, który wywodzi się z klanu Polska Roma. Ja również pochodzę z niego i jestem z tego bardzo dumny, bo od ponad 500 lat moja rodzina zawsze ramię w ramię walczyła u boku Polaków o wolność i niepodległość naszego kraju. Moi dziadowie bardzo się zasłużyli, walcząc np. pod rozkazami marszałka Józefa Piłsudskiego.
W czasie II wojny światowej zginęło wielu Romów, między innymi bestialsko zamordowano pod Zakroczymiem twoją bliską rodzinę.
Tak, to prawda. Niemcy rozstrzelali cały tabor, ponad 250 osób, głównie kobiety i dzieci. Dzięki staraniu mojego ojca i miejscowego proboszcza od niedawna w tym miejscu stoi pomnik, przypominający to okrutne wydarzenie.
Don Vasyl, twój ojciec, to wyjątkowy człowiek, król romskiej kultury i tradycji, który z ogromną determinacją zabiega o zachowanie wszystkich waszych zwyczajów i pieśni. Nagrał wiele płyt, zorganizował tysiące koncertów na całym świecie. Jest także twórcą najbardziej znanego na świecie Festiwalu Pieśni i Kultury Romskiej w Ciechocinku.
Międzynarodowy Festiwal w Ciechocinku, który odbywa się dzięki staraniom i ciężkiej pracy mojego ojca, w tym roku obchodził swój jubileusz 20-lecia. Mój ojciec, mimo że ma coraz większe kłopoty ze zdrowiem, a także pomimo problemów finansowych z realizacją tak wielkiego przedsięwzięcia, zorganizowanie Festiwalu traktuje jako swoją misję. W przyszłości będę tę misję kontynuował. Ja z bratem i naszymi dziećmi.
Miłość do muzyki odziedziczyłeś po ojcu, ale udało ci się także stworzyć swój unikatowy styl, w którym łączysz folk romski z jazzem i dynamicznymi rytmami świata.
Od dziecka jeździłem z ojcem na koncerty, moim pierwszym instrumentem był akordeon, ale ponieważ byłem bardzo drobny i trudno było mi utrzymać instrument przez cały koncert, zamieniłem akordeon na skrzypce. Gry na skrzypcach uczył mnie między innymi mistrz tego instrumentu, profesor Marek Dzięcielewski, który dzisiaj uczy także moich synów. Muzykę mam we krwi, ale uważam, że aby dobrze grać na jakimś instrumencie, trzeba go nie tylko czuć i kochać, ale także bardzo dobrze poznać. Dlatego skończyłem pierwszy i drugi stopień szkoły muzycznej w klasie skrzypiec. Szkoliłem swój głos między innymi u Lidii Pospieszalskiej i Elżbiety Zapędowskiej. Uważam, że edukacja, ciągły rozwój w każdej dziedzinie jest determinantem do odniesienia sukcesu. Cały czas się jeszcze uczę i mam w sobie w tej dziedzinie bardzo dużo pokory. Warto pamiętać, że do skrzypiec trzeba dorosnąć mentalnie, trzeba oddać im duszę, bo tylko synergia mentalna skrzypka i skrzypiec przynosi efekty.
Pierwszą swoją płytę, o ile dobrze pamiętam, nagrałeś w 1999 roku.
To pierwsza płyta, która okazała się hitem w całej Europie. W tym czasie założyłem także swój zespół, rozpocząłem współpracę z moimi przyjaciółmi, między innymi Mateuszem Pospieszalskim i Wojtkiem Waglewskim, Ziutem Gralakiem, Piotrem Jacksonem Wolskim, Jackiem Bieleńskim, Włodkiem Kiniorem Kiniorskim i wielu innymi wspaniałymi artystami. Muzyka, jaką graliśmy, to muzyka romska z elementami jazzu, flamenco, bałkańskich rytmów, rosyjskich romansów. I tak narodził się nasz folkowo-jazzowy styl. Kocham jazz. Co wyraźnie słychać na moich płytach i koncertach. Obecnie pracujemy nad nowym, unikatowym projektem, będziemy go realizować w Nowym Jorku. Będę nagrywał płytę z pieśniami słynnego Michaja Burano, który zrobił przecież wielką, międzynarodową karierę. Kiedy wyjechał do Stanów, przyjął pseudonim artystyczny John Arlow. Warto przypo-mnieć, że Burano był twórcą nowego stylu – gypsy rock & roll.
Czy czasami gracie wspólne koncerty z ojcem?
Wiele lat temu ojciec podzielił duży zespół na trzy mniejsze, było to spowodowane kwestiami organizacyjnymi, bo coraz trudniej było nam występować w tak dużym składzie. Po podziale powstały zespoły: Don Vasyl i Romskie Gwiazdy, Vasyl Junior i Romskie Gwiazdy (to mój starszy brat) i mój zespół: Dżani i Romskie Gwiazdy. Kiedy jest taka potrzeba, łączymy siły i występujemy wspólnie, rodzinnie.
Pomimo że macie własne mieszkania, bardzo często mieszkacie u taty w Ciechocinku w jego pełnej przepychu willi.
Jesteśmy bardzo rodzinni. Spędzamy ze sobą nie tylko święta, jesteśmy katolikami, ale także kiedy możemy, spotykamy się w Ciechocinku, aby wspólnie pośpiewać, potańczyć – cieszyć się sobą i życiem. Czasami u mego taty spotyka się ponad 200 osób. Starszyzna pamięta jeszcze czasy taborów, moje pokolenie jest pierwszym, które diametralnie zmieniło sposób życia. Zmieniły się także priorytety i wiemy, że najważniejsza, obok tradycji, jest także edukacja. Kształcimy się, nie prowadzimy już koczowniczego trybu życia, dzięki czemu dzieci nie muszą przerywać nauki w szkole. Kiedyś za chlebem tabory ciągle zmieniały miejsce. Dzisiaj – między innymi dzięki ustawom o ochronie mniejszości narodowych – mamy możliwość innego, lepszego życia.
Jednak wiele przesądów związanych z Romami pokutuje do dzisiaj.
Wynika to głównie z niewiedzy na nasz temat. Oczywiście wszędzie może się zdarzyć tak zwana czarna owca, której złe zachowanie będzie rzutować na ocenę wszystkich Romów. Mamy jednak kodeks etycznego postępowania, tak zwany Romanipen. Są to niepisane zasady, które obowiązują od pokoleń i muszą być przez nas wszystkich respektowane. Jeśli nie są, to Król i Starszyzna wyciągają odpowiednie konsekwencje i nakładają kary.
Czy według Romanipen zwyczaj porywania partnerek jest legalny?
To porywanie to kultywowanie naszego zwyczaju i odbywa się za obopólną zgodą. Kiedyś młodzi Romowie nie mieli swoich mieszkań, mieszkali przecież w taborach, zatem kiedy stawali się narzeczeństwem, a potem małżeństwem, opuszczali swój tabor i szukali dla siebie własnego miejsca. Dzisiaj młodzi umawiają się dokładnie co do szczegółów porwania i ma ono symboliczną wymowę. Z naszych dawnych tradycji tak naprawdę pozostały nam jedynie pieśni i piękne stroje. Na co dzień chodzimy w normalnych ubraniach, ale na wyjątkowe okazje, a zwłaszcza na koncerty, zakładamy nasze bajeczne kostiumy. Istnieje internacjonalny dialekt, który pozwala nam, Romom, komunikować się na całym świecie, inaczej byśmy się nie zrozumieli, bo przecież każdy z klanów ma swój dialekt. Moi synowie uczą się także języków obcych, chodzą równolegle do dwóch szkół, jednej muzycznej. Niektórzy Romowie są dzisiaj wyedukowani i wielu z nich jest wybitnymi ekspertami w wielu dziedzinach życia. Nie zapominamy jednak o swojej odrębności kulturowej, kultywujemy więc nasze tradycje. Mój ojciec, Don Vasyl, całe swoje życie poświęca promowaniu romskiej kultury i muzyki. Nasza tożsamość narodowa to nasz skarb. Dlatego z pokolenia na pokolenie przekazujemy sobie to, co dla nas najważniejsze. |