We wrześniu, pod dyrekcją artystyczną Auréliena Scannelli, West Australian Ballet powrócił do His Majesty’s Theatre w Perth w balecie Dracula. Wielokrotnie nagradzany balet choreografa i dyrektora artystycznego Polskiego Baletu Narodowego, Krzysztofa Pastora, był jednym z pierwszych na całym świecie, prezentowanym na scenie głównej po lockdownie. Polski Balet Narodowy powrócił również do Teatru Wielkiego w Warszawie w Korsarzu. Wzrost liczby przypadków COVID-19 w Europie ponownie wymusił zamknięcie teatrów. Spoglądając w przeszłość, rozmawiamy ze Scannellą, Pastorem i Lisą Pavane, dyrektorką Australian Ballet School i byłą primabaleriną, o wpływie baletu na świat.
Tekst: Jansson J. Antmann
Przed lockdownem Balet Zachodniej Australii odnosił bezprecedensowe sukcesy ekonomiczne i twórcze. Występy w lutym podczas corocznego festiwalu Balet w kamieniołomie, również baletu Krzysztofa Pastora Cienie i światła, odbywały się, gdy nad horyzontem zbierały się już ciemne chmury. W ciągu miesiąca ogłoszono pandemię.
Aurélien Scannella: Pamiętam, jak mówiłem wszystkim, że to nasz ostatni dzień w pracy. To było takie bolesne. Wielkość zespołu pozwala nam utrzymywać bliskie stosunki między sobą, zespół jest często jedyną rodziną, jaką ma wielu naszych tancerzy. Z dnia na dzień to zniknęło.
Wraz z żoną i baletmistrzynią, Sandy Delasalle, ciężko pracowałeś, aby zapewnić kontynuację codziennych zajęć tanecznych, które nie tylko utrzymują poziom sprawności tancerzy, ale także budują koleżeństwo w zespole.
A.S.: Od początku rozpoczęcia nauki w szkole baletowej tancerze codziennie mają zajęcia przez półtorej godziny. Wiedzieliśmy, że musimy to zachować.
Codziennie o 10 rano prowadziliśmy zajęcia przez Zoom. Obejmowały tylko rozgrzewkę i rozciąganie. Nie chciałem, żeby skakali po kuchni lub po betonie. Wiele osób tak robiło, widzieliśmy to w internecie w czasie lockdownu. Znaleźliśmy różne sposoby
na utrzymanie ich w formie, takie jak pilates, joga i zajęcia kondycyjne.
Społeczny element życia w zespole baletowym był równie ważny, jak utrzymanie kondycji fizycznej tancerzy.
A.S.: Byliśmy w stałym kontakcie. Spotykaliśmy się codziennie online i organizowaliśmy spotkania towarzyskie przez Zoom, w tym wieczory z grami planszowymi. Na szczęście dla nas, blokada trwała tylko dwa tygodnie.
Gdy tylko ograniczenia drugiej fazy weszły w życie, Scannella i Delasalle zaczęli dokładniej badać surowe wytyczne rządowe.
A.S.: Zdaliśmy sobie sprawę, że za zgodą naszego przewodniczącego i zarządu, codziennie rano przez godzinę możemy mieć po dwóch tancerzy w każdym z naszych czterech studiów tańca. Po południu tak samo. W rezultacie codziennie mieliśmy w budynku
16 tancerzy, którzy mieli pełne zajęcia baletowe. Uczyliśmy ich online, z domu. Pianista też pracował zdalnie.
Scannella chciał również, żeby poza codziennymi zajęciami tancerze skupili się na opracowaniu nowego utworu tanecznego w ramach projektu zatytułowanego CoVid Lab.
A.S.: To nie musiało być związane z Covidem. Głównym celem było to, aby tancerze coś stworzyli. Skoordynowaliśmy pary taneczne w taki sposób, że ci, którzy mieszkali razem mogli tańczyć razem, a pozostali tańczyli solo i potem tworzyliśmy z nich duet. Zadbaliśmy o to, aby jeden z tancerzy w każdej parze miał samochód i drugiego mógł odebrać w drodze do pracy. Korzystanie z transportu publicznego było zabronione – do pracy można było przyjść na piechotę, przyjechać na rowerze albo samochodem. Ograniczenia trzeciej fazy weszły w życie bardzo szybko i mogliśmy zwiększyć liczbę tancerzy z dwóch do dziesięciu w dużym studio, sześciu w studio 2, czterech w studio 3 i tak dalej. Mogliśmy również znowu uczyć osobiście. Występujemy od czerwca i wszystkie przedstawienia CoVid Lab graliśmy przy pełnej widowni. Zwykle możemy mieć do 170 widzów w dużym studio, ale w przypadku CoVid Lab mogliśmy mieć tylko 45. Rozdaliśmy maski, środek do dezynfekcji rąk, zdezynfekowaliśmy klamki i balustrady, kontrolowaliśmy temperaturę widzów. Nasza publiczność czuła się komfortowo i musieliśmy grać dodatkowe przedstawienia, bo tak duże było zainteresowanie.