MUZYKA MOŻE CIĘ ZABRAĆ W MIEJSCA, O KTÓRYCH NAWET NIE ŚNIŁEŚ
TEKST: KATARZYNA SKORSKA
ZDJĘCIA: RAFAŁ NOWAK | RAFALNOWAK.COM
Michael „Patches” Stewart należy do czołówki współczesnych trębaczy jazzowych. Karierę muzyczną zaczynał jako nastolatek. „Patches” jest wirtuozem swojego instrumentu, kompozytorem i charyzmatycznym liderem.
Poznaliśmy się podczas pokazu filmu dokumentalnego o legendarnej wytwórni jazzowej Blue Note Records. Przyznam, że świetnie się oglądało w towarzystwie tak magnetycznych nazwisk: Michael „Patches” Stewart, Gary Guthman, Henryk
Miśkiewicz… Powiedziałeś wtedy, że film bardzo ci się spodobał i że nawet ty nie znałeś wszystkich szczegółów opowiedzianej w nim historii. Jak to możliwe?
O wytwórni Blue Note Records słyszał każdy muzyk, ale historii opowiedzianej w taki sposób, z taką dbałością o fakty, ale i o ciekawej narracji nigdy wcześniej nie widziałem. Oczywiście znałem jakieś fragmenty tych opowieści, szczególnie o sesjach nagraniowych, znałem doskonały dźwięk kreowany przez inżyniera dźwięku Rudy Van Geldera. Film to jednak skończone dzieło, bardzo dobry dokument. Uważam że powinien być pokazywany w szkołach, bo historia muzyki powinna być przekazywana z pokolenia na pokolenie.
A jak to się stało, że dwóch znakomitych amerykańskich trębaczy: ty z Nowego Orleanu, Gary urodzony w Portland, spotyka się w maleńkim kinie w podwarszawskiej Falenicy? Gary od kilkunastu lat mieszka w Warszawie, ma nawet polskie obywatelstwo i… od niedawna całkiem nieźle mówi po polsku.
Proszę opowiedz swoją historię. Jak to się stało, że związałeś się z Polską, z Warszawą? I nic nie pomiń, bo wiem, że stoi za tym kobieta…
Muzyka jest uniwersalna, może cię zabrać w miejsca, o których nigdy nawet nie śniłeś. Ze związkami jest tak samo. Nigdy nie wiesz, w kim się zakochasz. I to się akurat przydarzyło nam, kiedy obydwaj znaleźliśmy się w Polsce. Jakby tego było mało, kobiety które pokochaliśmy, noszą takie samo imię i… nazwisko!
Jakąś smakowitą historię o tobie i Małgosi i o Polsce poproszę, tę, o której wspomniałeś enigmatycznie podczas naszego pierwszego spotkania…
To zabawne, ale w sumie tak jak Gary, poznałem moją Małgosię podczas rejsu. To akurat był Playboy Jazz Cruise. Rozmawiałem przy windzie z Alexem Hanem, saksofonistą z którym wspólnie towarzyszyliśmy Marcusowi Millerowi, kiedy ona nagle się pojawiła. Kilka godzin wcześniej zobaczyłem ją przy tej samej windzie, bo przywitała się z kimś z naszego zespołu, ale wtedy mnie chyba nawet nie zauważyła. Tym razem postanowiłem przełamać nieśmiałość, zaczęliśmy rozmawiać, coś zaiskrzyło, a reszta to już historia…
Jak ci się mieszka w Polsce?
Pamiętam, jak przyjeżdżałem tu w latach 80.: miejsce ponure, przygnębiające… Od tamtej pory ogromnie się zmieniło i wciąż się zmienia. Oczywiście Stany Zjednoczone wciąż są bardziej zróżnicowane, ale muzyka, moda, telewizja, nawet jedzenie są te same. Nie istnieją dziś żadne granice. Komunikacja też jest o wiele łatwiejsza, mogę rozmawiać z przyjaciółmi bez względu na to, gdzie jesteśmy. Jak mówi przysłowie, twój dom jest tam, gdzie serce, więc chociaż nie mówię po polsku, czuję się tu jak w domu. Zazdroszczę
Garemu Guthmanowi, że mówi po polsku. Uwielbiam brzmienie tego języka, ale dla mnie jest zbyt trudny, przepraszam… Sorry…
Urodziłeś się w Nowym Orleanie, mieście nazywanym kolebką jazzu. Jaki to miało wpływ na ciebie?
W mojej rodzinie nie było żadnych tradycji muzycznych, ale kiedy dorastałem w Nowym Orleanie, muzyka była wszędzie. Mogłem usłyszeć świetnych muzyków grających na ulicach. Wystarczy wspomnieć kilka nazwisk: w przeszłości Louis Armstrong, The Meters, Patti LaBelle, teraz też wielu wspaniałych muzyków z Nowego Orleanu robi światowe kariery: Wynton i Branford Marsalisowie, Terence Blanchard. W szkole tyle dzieciaków chciało grać na trąbce, że przez dwa lata musiałem czekać na swoje miejsce i zaczynałem od waltorni. Tak, musi być coś niezwykłego w tym miejscu…
Koncertujesz na całym świecie, głównie w Stanach Zjednoczonych, w Azji. Polska publiczność nie miała zbyt wielu okazji do tego by cię móc posłuchać na żywo. Co prawda ostatnio pojawiłeś się w Krakowie na Wodecki Twist Festiwal, ale dla twoich fanów, a jest ich w Polsce wielu, to wciąż mało. Czy planujesz koncerty w naszym kraju?
W Polsce gram głównie z Michałem Urbaniakiem, czasem z Henrykiem Miśkiewiczem, od czasu do czasu biorę udział w projektach specjalnych. Teraz akurat chcę się skupić na mojej nowej płycie. To na pewno będzie dobra okazja do częstszego grania mojej muzyki.
Gdy dziennikarze muzyczni mówią o tobie, zawsze jednym tchem dodają: wieloletni muzyczny towarzysz Marcusa Millera, współpracownik m.in. Quincy Jonesa, Ala Jarreau, George’a Duke’a, a także Whitney Houston czy Earth, Wind & Fire. A przecież od lat współpracujesz z polskimi muzykami i wszystko wskazuje na to, że bardzo ich sobie cenisz… Jak to jest? To znaczy, że nad Wisłą czujemy jazz nie gorzej niż w Nowym Orleanie? Nie musimy mieć powodów do kompleksów?
W Stanach, muszę przyznać, nie słuchałem polskiej muzyki. Kiedy tu przyjechałem, byłem bardzo pozytywnie zaskoczony poziomem gry polskich muzyków, chociaż pewnie to akurat nie powinno być zaskoczeniem. Doskonale znają teorię, potrafią komponować, są świetnie wykształceni.
Podczas naszego pierwszego spotkania wspomniałeś, że kiedyś polska muzyka kojarzyła ci się z Komedą i Czesławem Niemenem. Jak jest teraz?
Oczywiście znam muzykę Chopina. Bardzo cenię oryginalny styl Tomasza Stańki oraz kompozycje Krzysztofa Komedy, jednak niesamowitym odkryciem była dla mnie twórczość Czesława Niemena. Kolejny niezwykły talent – Zbigniew Wodecki. Miałem okazję spotkać go tylko przelotnie, tym bardziej cieszę się z zaproszenia do udziału w Wodecki Twist Festival poświęconemu jego pamięci. To był ogromny zaszczyt wykonać jego utwory. Na koncercie w Teatrze Słowackiego w Krakowie tematem przewodnim była trąbka, wystąpił m.in. Chris Botti i Kayah, z którą wykonałem dwie piosenki: Na paluszkach i Chwytaj dzień.
Poproszę jeszcze, jeśli to możliwe o jakąś historię z Whitney Houston. To moja prywatna ogromna prośba. Jak się z nią pracowało? Jaka była?
Ona miała niezwykły głos, chyba najlepsze określenie to głos anielski, nie z tej ziemi. Miała niezwykły dar, ale była też cudownym człowiekiem. Praca z nią była fantastyczna, bo wiedziała dokładnie czego chce, czego wymaga od muzyków, ale w relacjach z nami była bardzo skromna, mimo że większość osób uważało ją za diwę. W zespole była jednym z muzyków. Bardzo nam jej brakuje. Miałem wyjątkową okazję zagrać z nią w RPA zaraz po tym, jak prezydentem został Nelson Mandela. To były pierwsze koncerty po zniesieniu apartheidu, kiedy publiczność nie była już dzielona na białych i czarnych. Była tym ogromnie wzruszona, wszyscy byliśmy, ale ona szczególnie, i mimo ogromnej tremy zaśpiewała absolutnie wyjątkowo.
Nagrałeś kilka solowych płyt: Blue Patches, Penetration, Blow. Czwarta, On Fire, jest efektem współpracy muzyków z Polski oraz ze Stanów Zjednoczonych. Jest piękna i powstawała długo. Od tamtej pory minęło już kilka lat. Czy twoi fani na całym świecie mogą mieć nadzieję na kolejny krążek?
Pracuję nad swoją piątą płytą i chciałbym ją zrobić prawie całkiem sam. Trochę się tego projektu boję, ale z drugiej strony to fajne wyzwanie. Oczywiście brakuje mi sesji nagraniowych w prawdziwych studiach jak chociażby w filmie Blue Note Records: Beyond The Notes, ale wspaniale też jest móc samemu kontrolować brzmienie. Uwielbiam nagrywać w domu. Czasami to zależy bardziej od tego, co się czuje, niż od tego, ile nut się zagra. I tego szukam w muzyce. |
MUSIC TAKES YOU PLA CES
YOU’VE NEER EVEN DREAMED
TEXT: KATARZYNA SKORSKA
PHOTO: RAFAŁ NOWAK | RAFALNOWAK.COM
Michael „Patches” Stewart is one of the world’s leading contemporary jazz trumpeters. Beginning his musical career as a teenager. „Patches” is not only a virtuoso, but also a composer and charismatic band leader.
We met at a screening of the documentary about legendary jazz label, Blue Note Records. For anyone watching the film, those seemed like great times – all
those legendary names: Patches Stewart, Gary Guthman, Henryk Miśkiewicz … At the time you said you liked the movie very much and that even you hadn’t been aware of all the details that unfolded. How is that possible and what you think of the film nowadays?
Every musician has heard of a Blue Note Records, but I have never seen a story told in such a way, with so much attention to facts, while also maintaining an interesting narrative. Of course, I knew some fragments of these stories, especially about the recording sessions. I knew about the incredible sound created by the sound engineer, Rudy Van Gelder. The film is a finished work – a very good document. I believe that it should be shown in schools, because the history of music should be passed down from one generation to the next.
And how did it come about that two great American trumpeters, you from New Orleans and Gary from Portland, met in a tiny cinema in Falenica near Warsaw? Gary has lived in Warsaw for over ten years. He’s a Polish citizen now and speaks Polish quite well. How did you come to find yourself in Warsaw, and please don’t leave anything out. I know there’s a woman involved.
Music is universal, it can take you places you’ve never even dreamed of. It’s the same with relationships. You never know who you’re going to fall in love with. And as it happened, we both found ourselves in Poland. As if that weren’t enough, the women we fell in love with
share the same first names… and surnames!
You, Małgosia and Poland… how amazing! Would you mind recounting the story you told me at our first meeting?
It’s funny, but just like Gary, I met my Małgosia on a cruise – the Playboy Jazz Cruise. I was near the elewator, talking to Alex Han, a saxophonist with whom I was accompanying Marcus Miller, when she suddenly appeared. A few hours earlier, I’d seen her at the same elevator when she was greeting someone else from our team, but she hadn’t noticed me. This time I decided to overcome my shyness and we started talking. Obviously there were sparks and the rest is history!
So how do you find living in Poland?
I remember coming here in early eighties and the place was really dark, depressing. It has changed a lot, and keeps changing. Of course USA is still more diverse but music, fashion, television, even food has no borders now. Communicating is much easier too, I can talk to my friends no matter where we are. And as they say „home is where the heart is” so even not speaking Polish I feel here at home. I envy Gary as he can speak Polish. I love the sound of the language but for me it is too difficult, sorry.. Przepraszam…
You were born in New Orleans, the place called the birthplace of jazz. How has it influenced you?
There were no musical traditions in my family but growing up in New Orleans, the music was everywhere. I could listen to many great street musicians. Just to mention a few names: Louis Armstrong, the Meters, Patti LaBelle in the past, and now still a lot of great
players from New Orleans make world careers: Wynton and Branford Marsalis or Terence Blanchard. At my school, so many kids wanted to play trumpet, I had to start playing french horn for first two years. Yes, there must be something about this place…
You perform all around the world, mainly in the United States and Asia. Polish audiences haven’t had that many opportunities to hear you live. Admittedly,
you recently appeared in Cracow for the Wodecki Twist Festival, but for your Polish fans, of whom there are many, that’s still not enough. Have you any plans to perform here in the future?
In Poland, I mainly perform with Michał Urbaniak, sometimes Henryk Miśkiewicz, and from time to time I take part in special projects. Now I want to focus on my new album. It will definitely be a good opportunity to play my music more often.
When music journalists mention you, it’s always in the same breath as many other legends you’ve worked with, like Quincy Jones, Al Jarreau, George Duke, Whitney Houston or Earth, Wind and Fire, as well as Marcus Miller, whom you’ve accompanied for many years. You’ve also worked with Polish musicians over the years, which suggests you hold them in high regard. Is our feeling for jazz on the
banks of the Vistula on a par with New Orleans?
I must admit, that I hadn’t listened to Polish music in the States. When I came here, I was very pleasantly surprised by the standard of Polish musicianship, although it shouldn’t have come as a shock to me. Polish musicians have perfect theory. They’re good composers and they’re well trained.
At our first meeting you mentioned that you had previously only associated Polish music with Krzysztof Komeda and Czesław Niemen. Has that changed?
Of course, I’m now familiar with Chopin. I appreciate the original style of Tomasz Stańko and Krzysztof Komeda’s compositions, but Czesław Niemen’s genius amazed me. Zbigniew Wodecki was another one. I had the opportunity to meet him only briefly. For that reason, I was even more excited to have been invited to be part of the Wodecki Twist Festival, which was dedicated to his memory. It was a great honor to perform his songs. The concert at the Słowacki Theater in Crakow featured the trumpet. The performers included Chris Botti and Kayah, with whom I performed two numbers: Na paluszkach and Chwytaj dzień.
If I could just ask one question about Whitney Houston, I’d be ever so grateful. What was it like working with her?
She had an unusual voice. Probably the best way to describe it would be to liken it to the voice of an angel. It wasn’t of this earth. She had an amazing gift, but she was also a wonderful human being. Working with her was fantastic, because she knew exactly what she wanted and what she needed from the musicians, but she was also very humble in the way she interracted with us. Most people think of her as a diva, but in the band she
was one of the musicians. We all miss her so much. I had the unique honour to play with her in South Africa, just after President Nelson Mandela became president. They were the first concerts to be held after the abolition of apartheid and the audience was no longer
segregated. She was so very touched, as we all were, and in spite of her incredible stage fright she gave an absolutely exceptional performance.
You have recorded several solo albums: Blue Patches, Penetration Blow… the fourth On Fire is a collaborative effort by musicians from Poland and the United
States. It’s beautiful and was a long time in the making.That was several years ago now. Can your fans around the world look forward to another album?
I’m working on my fifth album and I’d like to do it by myself as much as possible. It scares me a bit, but on the other hand, it’s a nice challenge. Of course I miss sessions in real studios like in the footage from Blue Note Records: Beyond the Notes at the same time it is
great to be in control of your own sound. I love ecording at home. Sometimes it is more about the feeling not about how many notes you play. And that is what I’m looking for in music. |