Z Grzegorzem Mołdą, młodym reżyserem, rozmawiamy o tym, jak nakręcić film dyplomowy, który z marszu trafi na międzynarodowe festiwale. Pytamy, czy taki sukces pomaga, a może przeszkadza w karierze w Polsce.
Tekst: Kuba Wojtaszczyk
Dlaczego chłopak z małej miejscowości postanawia robić filmy?
Z tego samego powodu, co i dziewczyny, i chłopaki z dużych miejscowości! Poczułem w pewnym momencie, że chcę spróbować opowiadać historie poprzez film. Stawiać pytania do otaczającego mnie świata. Raczej nigdy nie szukałem odpowiedzi w filmach, lubiłem, kiedy poruszają i prowokują.
Czy edukacja jest kluczowa, aby kręcić filmy? Jaka była twoja ścieżka?
Myślę, że sama w sobie edukacja jako rozwój – na pewno. Uważam, że nie jest potrzebne ukończenie szkoły filmowej, aby robić filmy. To jedna z dróg. Właśnie taką miałem ja. Poszedłem do szkoły filmowej, aby tam najpierw akademicko poznawać rzemiosło, a potem starać się to łamać, szukać siebie. To „potem” zaczyna się właśnie teraz.
Na czym ci zależało, gdy przygotowywałeś film dyplomowy Koniec widzenia?
Na pewno na ukończeniu szkoły. Chciałem zrobić coś, dzięki czemu popełnię swoje pierwsze błędy, wyciągnę wnioski, przeżyję ten cały cykl robienia filmu.
Wszyscy twoi bohaterowie są w pułapce…
Starałem się, aby ta pułapka była. Interesował mnie bohater postawiony pod ścianą. Wynikało to z ówczesnej fascynacji kinem z takim schematem.
Skąd pomysł na opowiedzenie akurat tej historii?
W trakcie nauki w szkole zrealizowałem krótką etiudę. Byłem z niej bardzo zadowolony. Bardzo się męczyłem, pisząc scenariusz na film dyplomowy. Postanowiłem wrócić do etiudy, którą zrobiłem wcześniej, i rozwinąć ją w dyplom.
Miałeś świetne wyczucie w kwestii obsady, zwłaszcza Zofia Domalik, która gra główna bohaterkę, jest zjawiskowa. Czy w szkole filmowej uczą adeptów reżyserii doboru aktorów?
Starają się! Próbujemy mieć jak najwięcej styczności z aktorami w trakcie szkoły, ale czuję, że prawdziwy sprawdzian to ten plan dyplomu. Tam zaczynają się schody. Miałem to szczęście, że przed zdjęciami często się spotykaliśmy z aktorami, robiliśmy próby, rozmawialiśmy o scenariuszu i różnych wariantach historii.
Nakręciłeś Koniec widzenia. Myślałeś, co z nim dalej zrobić?
Jak każdy dyplom – film został skierowany do promocji festiwalowej.
Film został nominowany do Złotej Palmy na Festiwalu Filmowym w Cannes. Wielki sukces?
To prawda, niesamowita przygoda. Smoking był, ale czułem się w nim bardzo nieswojo. Dodajmy, że była to końcówka maja, Francja, słońce, stres. Lał się ze mnie pot strumieniami…
Co młodemu twórcy daje obecność na tak prestiżowym festiwalu?
Na pewno burzy wszystkie iluzje związane z tym „olimpem filmowym”. Daje dużo pokory, dystansu, ale i swojego rodzaju pewności siebie, że warto podążać za swoimi pomysłami i za tym, co się czuje.
Posypały się propozycje współpracy?
Były różne rozmowy, ale co z tego wyjdzie – zobaczymy. Myślę, że to odległa melodia przyszłości.
Współpracujesz ze Studiem Munka. Możesz zdradzić, nad czym konkretnie?
Studio Munka to idealna okazja do debiutu. Szansa na kontynuowanie rozwoju. Ogromne doświadczenie, spotkanie z doświadczoną kadrą filmowców. Staram się zrealizować kolejny projekt, jeszcze krótkometrażowy. Mam nadzieję, że wkrótce będę mógł powiedzieć coś więcej! |
Grzegorz Mołda – reżyser filmowy. Ukończył Gdyńską Szkołę Filmową.
Jego dyplomowy film krótkometrażowy Koniec widzenia zakwalifikował się do festiwalu w Cannes.