Vincent Corver to pianista, kompozytor i producent muzyczny, który zyskał uznanie międzynarodowej krytyki. Jak mówi, nie interesuje go odtwórczość. Chce dawać ludziom nową muzykę. W tym roku artysta został ambasadorem nowej marki zegarków – Chopin.
Tekst: Milena Gąsienica
Zdjęcia: Michał Zagórny
Spotykamy się w kontekście chopinowskim, tymczasem pańską działalność artystyczną dominuje zupełnie inny rodzaj muzyki. Jak te dwie płaszczyzny – muzyka poważna i ta autorska – funkcjonują w pańskim artystycznym świecie?
Kiedy mówimy „muzyka poważna” zazwyczaj odnosimy się do przeszłości. Myślę że nowym, współczesnym obliczem muzyki klasycznej, romantycznej, jest muzyka filmowa – przywołajmy choćby temat Dark Knight z Batmana. Twórczość Hansa Zimmera ma bardzo
klasyczną orientację, jednak została połączona z nowymi efektami i brzmieniem elektronicznym. Ja uważam siebie właśnie za takiego „nowego klasyka”. Tworzę muzykę, która za każdym razem opowiada jakąś historię. Pasjonuje mnie nadawanie obrazom
muzycznych barw. Moją największą inspiracją jest jednak instrument – fortepian. On stanowi nieskończone źródło różnorodnych brzmień, jest w stanie zastąpić nawet całą orkiestrę.
Na swojej stronie internetowej pisze pan: Dając komuś prostotę i klarowność dajemy mu cały świat – zatem również minimalizm wydaje się być dla pana ważny.
O tak, Myślę, że dla całej muzyki minimalizm jest niezwykle istotny, ponieważ każde dzieło, nawet wielka symfonia, zaczyna się od najmniejszej komórki – od pojedynczej nuty. Dopiero później nabudowują się kolejne warstwy.
Skoro mowa o minimalizmie, trudno nie wspomnieć o muzyce Steve’a Reicha, która odegrała niebagatelną rolę w pańskiej karierze. Pierwsze pana płyty to
wyłącznie nagrania jego utworów.
Steve Reich jest bardzo ważną osobą w moim życiu, poznałem go jako 23-latek w Royal Conservatory of Music. Przyszedł do mnie i powiedział: Świetnie wykonujesz moją muzykę, twoje interpretacje są niesamowite. To było wielkie wyróżnienie, bo otaczali mnie genialni muzycy, którzy z pewnością lepiej grali jego utwory, ale Steve podszedł właśnie do mnie
i powiedział, że gram inaczej niż ci wszyscy artyści. To pierwsze spotkanie z nim wywarło ogromny wpływ na moje życie. Pamiętam jak siedzieliśmy w pokoju i rozmawialiśmy. Zadałem mu wtedy dwa pytania: pierwsze dotyczyło tego, co dalej powinienem robić,
jaką drogę wybrać. On zasugerował, abym zaczął studia w Royal Academy of Music w Londynie. Zaś kiedy zapytałem, czy tam mógłbym dołączyć do jego zespołu, on
odpowiedział: Dlaczego nie założysz własnego? Posłuchałem go – wyjechałem do Londynu, zacząłem naukę w Królewskiej Akademii Muzycznej i założyłem London Steve Reich Ensemble.
Aranżacja jednej z kompozycji Reicha przyniosła panu nawet nominację do Grammy!
Z tym związana jest kolejna anegdota, której nie zapomnę do końca życia. Poprosiłem bowiem Steve’a, żeby napisał dla mnie utwór. Ale on odpowiedział po swojemu: Dlaczego sam go nie napiszesz? (śmiech). To nie było tak, że nie chciał tego zrobić, po prostu nie
miał czasu. Nazywał siebie „powolnym kompozytorem” i w zasadzie miał rację, bo pisał jeden utwór przez dwa lata. Postanowiłem więc, że nie tyle sam coś skomponuję,
co dokonam aranżacji jego utworu Six pianos. Gotową kompozycję na fortepian solo zatytułowałem Piano Counterpoint, a jej nagranie ukazało się kilka lat później pod skrzydłami EMI Classics. To było dla mnie ogromne wyróżnienie, kiedy wytwórnia zdecydowała zgłosić je do Grammy.
Jakie cechy muzyki Reicha najbardziej pana fascynują?
Jeśli chodzi o muzykę, Steve jest realistą. Pamiętam jeden z wywiadów, w trakcie którego ktoś zapytał go: Co się dzieje, kiedy zamknie pan oczy? Odpowiedział: Kiedy zamknę oczy jest ciemno. (śmiech) To idealnie definiuje jego podejście do życia i sztuki. Innym razem
ktoś spytał: Jak wykonywać pańską muzykę? Na co odparł: Po prostu trzeba grać nuty!
Myślę, że wielu pianistów za bardzo próbuje stworzyć jakąś nietypową, unikatową interpretację, podczas gdy tajemnica tkwi w prostocie. Zatem ten realizm Steve’a
Reicha najbardziej do mnie przemawia. On nauczył mnie, by grać muzykę taką, jaka jest.
Reich swoją twórczością zainspirował całe rzesze twórców muzyki elektronicznej, w tym DJ-ów. Co ciekawe, również i pan współpracuje z DJ-ami, spośród których tym najbardziej charakterystycznym jest Paul van Dyke. Co pana zainteresowało w nim i jego muzyce?
DJ-e to świetni artyści. Myślę, że w najbliższym czasie również zaskoczę publiczność kilkoma nowymi projektami. Jeśli chodzi o Paula van Dyke’a, to zwrócił on moją uwagę za sprawą pewnego wywiadu. Został w nim zapytany o tytuł swojego projektu Polityka tańca.
Uzasadnił go tłumacząc, że muzyka jest potężniejsza niż polityka, bo naprawdę łączy ludzi, jednoczy ich w bardzo harmonijny sposób. Można tego doświadczyć na przykład podczas tych wielkich festiwali muzyki elektronicznej, jak np. Tomorrowland w Belgii. Setki
tysięcy ludzi bawią się tam wspólnie. Zaciekawiło mnie to podejście Paula do muzyki, jego postawa artystyczna. Napisałem więc do niego na Instagramie i zaproponowałem, że napiszę dla niego ścieżkę dźwiękową. DJ-e są jak wielkie elektrownie branży muzycznej.
Nawet artyści pop marzą o tym, by przyciągać takie tłumy. Są również bardzo produktywni, bez przerwy wydają nowe płyty, wciąż coś tworzą. Kiedy artysta wydaje album, następny ukazuje się po kilku latach, ten proces trwa, a z DJ-ami jest zupełnie inaczej.
Oni napędzają ten rynek.
Czy w tej mnogości różnych wpływów i inspiracji ma Pan swojego mistrza, tego najważniejszego kompozytora, a może wykonawcę?
Artystów bliskich mojemu sercu jest zdecydowanie zbyt wielu, by wszystkich ich tu wymienić. Jednak, myślę, że największym mistrzem jest dla mnie każdy, kto przychodzi na mój koncert, a później dzieli się swoją opinią na temat tego, co usłyszał. I bynajmniej
nie chodzi mi o pochwały czy wszelkie grzecznościowe sformułowania, ale o szczerą prawdziwą krytykę, szczegółową opowieść o emocjach i doznaniach. U mnie wszystko zaczyna się od ludzi. Ich przyziemne spojrzenie pozwala mi na nowo wszystko przemyśleć.
W końcu to dla odbiorcy tworzę i wykonuję swoją muzykę.
Wiem, że pana karierę rozpoczął pewien sen – pięcioletniemu Vincentowi przyśnił się konkurs pianistyczny, w którym wygrał fortepian koncertowy.
W mojej rodzinie nie było żadnego profesjonalnego muzyka. Jednak mieliśmy w domu pianino, które rodzice dostali w prezencie ślubnym. W tamtych czasach to naprawdę było coś. Kiedy byłem dzieckiem fascynował mnie ten instrument. W końcu przyśnił mi się sen, o którym pani mówi, i następnego dnia opowiedziałem o nim mamie. Zdziwiła się, bo wtedy to była rzadkość, by gdziekolwiek wygrywało się fortepian. Zabawne, bo po kilkunastu latach usłyszałem o takim właśnie konkursie. Pomyślałem sobie: Hmm, czy powinienem wziąć udział? (śmiech) Oczywiście ironizuję. Konkursy są niesamowicie trudne. W Polsce nie muszę tego tłumaczyć, bo macie największy konkurs pianistyczny na świecie – Konkurs
Chopinowski. Biorą w nim udział najznakomitsi pianiści, którzy przygotowują się latami. Moje dziecięce marzenie w końcu się spełniło, ale etapami. Najpierw wygrałem konkurs, zupełnie inny, bez fortepianu jako nagrody, zaś sam instrument pojawił się nieco później.
Wracając do początków. Kiedy mama dowiedziała się o pańskim śnie postanowiła znaleźć nauczyciela fortepianu.
Tak. Pierwsze kroki stawiałem pod okiem pewnego starszego człowieka o nazwisku Recht. Mieszkał niedaleko nas i miał chyba z osiemdziesiąt lat. Myślę, że mama musiała go znaleźć w książce telefonicznej. Pamiętam, jeździł starym białym Volkswagenem Polo, nieraz widzieliśmy przez okno, jak pędzi wiejską drogą z prędkością niemal 100 km/h, to cud, że nikogo nie zabił! Pan Recht miał trudności z wymawianiem mojego imienia. Zawsze mówił na mnie Wisient – to taka zmanierowana niderlandzka wymowa imienia Vincent. Zawsze, kiedy coś zagrałem, zalewal mnie komplementami, a przecież dopiero zaczynałem.
Jednak pan Recht wierzył, że dobrze mi idzie i wciąż powtarzał: Wisient, bedziesz kiedyś wspaniałym solistą (śmiech). Myślałem sobie, że może mówi tak do wszystkich uczniów.
Nigdy nie zapomnę, w jaki sposób pan Recht grał. Za każdym razem, a szczególnie, kiedy wykonywał jakieś pompatyczne, emocjonalne dzieło, wydawał z siebie różne dźwięki, najczęściej były to dziwne pomruki. I nie mówię tu o takich, jakie znamy z wykonań Glenna Goulda. On brzmiał bardziej jak słoń! Jako 6-latek byłem tym bardzo skonsternowany.
Pewnego dnia odważyłem się zapytać dlaczego tak robi, a on nie miał pojęcia, o co mi chodzi! Niestety już umarł. Ostatnio rozmawiałem z jego żoną, która powiedziała mi, że kiedy pan Recht dowiedział się o mojej karierze muzycznej, bardzo się ucieszył. Przeczucie co do mojego talentu go nie zawiodło.
Czy nauczył pana czegoś, co do tej pory przekazuje pan swoim uczniom?
Na pewno sprawił, że zyskałem bardzo pozytywne podejście do muzyki. Myślę, że to bardzo ważne, by nauczyciel potrafił tego dokonać, bo znam mnóstwo osób, którym ci pierwsi profesorowie zrujnowali relację z muzyką. Nie można zapominać, że ona jest czymś wspaniałym, że to nie tylko stres i wyrzeczenia. Sztuczna presja i wymagania sprawdzają się tylko przez bardzo krótki okres edukacji, później w niczym nie pomagają. Trzeba dążyć do tego, by wykonując muzykę uczniowie czuli się zrelaksowani. Inaczej nigdy nie będą w stanie dać dobrego koncertu. Staram się uczyć ich pewności siebie. Myślę, że nie przestanę być nauczycielem, bo czuję wielką potrzebę przekazywania swojej pasji do muzyki.
W tym roku został pan ambasadorem nowej marki zegarków, marki wyjątkowej i stricte związanej z muzyką, bo sygnowanej nazwiskiem Chopina. Trzeba przyznać, że to świetny pomysł, bo czas ma wiele wspólnego z muzyką.
Absolutnie się z tym zgadzam. Według mnie muzyka jest grawitacją czasu. Podczas prezentacji zegarka na Złotej 44 odbył się wyjątkowy koncert, podczas którego grałem i improwizowałem do filmu zatytułowanego Our world. Wykorzystano w nim technikę time lapse. Zatem związek muzyki z czasem również w ten sposób został uwypuklony.
Myślę, że to było idealne połączenie. Nasz świat podlega działaniu czasu, zegarek wyznacza czas, a muzyka rozgrywa się w czasie.
W jaki sposób został oddany charakter stylu Chopina, co było inspiracją dla designerów zegarka?
Motywem przewodnim pierwszego modelu jest Etiuda op. 10 nr 12, tak zwana Etiuda rewolucyjna. To słowo chyba najlepiej określa dzieło Michała Dunina, CEO i Co-Foundera
zegarków Chopin. Zainspirowało go wiele aspektów życia i twórczości Chopina. Na spodniej stronie zegarka zostało na przykład wygrawerowanych dziesięć najważniejszych dla kompozytora dat. Również wszelkie inne elementy widoczne na cyferblacie, ich kolory, materiały, z których zostały wykonane, mają swoją symbolikę, nic nie znalazło się tu przypadkowo. Cieszę się, że mogę być twarzą tej marki, bo czuję silną więź z tym kompozytorem. Jest dla mnie wielką inspiracją. Horowitz powiedział kiedyś do
Rachmaninowa: Chopin był ostatnim kompozytorem. To bardzo odważne zdanie. Może Horowitz zdecydował się je wypowiedzieć właśnie dlatego, że Chopin jak nikt inny
potrafił zdefiniować swoją muzykę i siebie jako artystę, stworzył niepowtarzalny styl.
Czy ktoś z takimi osiągnięciami jak pan ma jeszcze marzenia związane ze swoją karierą?
Codziennie tym największym marzeniem jest dla mnie jutrzejszy koncert. Staram się żyć chwilą. Mnóstwo ludzi ma wielkie aspiracje, które co dnia niepotrzebnie zaprzątają im głowę. Oczywiście wszyscy mamy marzenia i one są wspaniałe, ale trzeba zdać sobie sprawę z tego, że nie zawsze prowadzą nas na właściwe drogi. Czasem musimy po prostu
dać się ponieść. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego skontrolować, mamy władzę tylko nad tym, co jest w naszych głowach i sercach. Najważniejsza jest więc dla mnie radość z tego,
co tu i teraz, a także dzielenie się tą radością zamiast oczekiwanie na to, co być może przyniesie jutro. |
MUSIC IS THE GRAVITY OF TIME
Vincent Corver is a pianist, composer and producer, who has gained critical acclaim around the world. As he says, he wants to give people a new kind of music. This year he has became the ambassador of a new brand of watches – Chopin.
When we met, everyone was talking about Chopin, however your work revolves around a completely different kind of music. How do you reconcile the differences between these musical genres?
When we say „classical music”, we usually refer to the past. I think that the new, modern face of classical and romantic music is film music – let’s take the Dark Knight Theme from Batman as an example. The work of Hans Zimmer has a very classical orientation, but it has been combined with new effects and an electronic sound. I see myself as fitting into this „new classical” realm. I create music that tells a story every time. I am passionate about giving pictures musical colours. However, my greatest inspiration comes from just one instrument – the piano. It is an infinite source of various sounds and it can even replace an entire orchestra.
Your website states: Give someone simplicity and clarity, and you shall give them the world – minimalist music seems to be important to you.
Oh yes, I think minimalism is extremely important for all music, because every work, even a great symphony, starts from the smallest element – from a single note. It is only later that subsequent layers build up.
Speaking of minimalism, it’s hard not to mention the music of Steve Reich, which played a significant role in your career. Your first albums are recordings of his works.
Steve Reich is a very important person in my life. I met him as a 23-year-old at the Royal Conservatory of Music. He came up to me and said: You are really amazing at playing my music. It was a great honour, because I was surrounded by brilliant musicians who certainly played his pieces better, but Steve just came to me and said, that I played differently to all those artists. That first meeting with him had a huge impact on my life. I remember sitting in the room and talking. Then I asked him two questions. The first concerned what to do next; what path to take. He suggested that I study at the Royal Academy of Music in London. And when I asked if I could join his Ensemble there, he replied: Why don’t you start your own? So that’s what I did. I went to London, began my
studies at the Royal Academy of Music and founded the London Steve Reich Ensemble.
Your arrangement of one of Reich’s compositions even earned you a Grammy nomination!
There’s another story that I’ll never forget as long I live. I asked Steve to write a piece for me. But he said in his own way: Why don’t you write it yourself? (laughs). It wasn’t like he didn’t want to do it … he just didn’t have time. He called himself a „slow composer” and he was basically right, because he wrote one piece every two years. I decided not to compose something myself, but to arrange his piece Six pianos. The finished composition for solo piano was entitled Piano Counterpoint, and its recording was released a few years later by
EMI Classics. It was a huge honour for me when the label decided to submit it to the Grammies.
What features of Reich’s music fascinate you the most?
When it comes to music, Steve is a realist. I remember one of the interviews during which
someone asked him: What happens when you close your eyes? He replied: When I close my eyes it’s dark (laughs) – it perfectly defines his approach to life and art. On another occasion someone asked: How should your music be played? to which he replied: You just have to play the notes! I think that many pianists are trying too hard to come up with unusual, unique interpretations, while the secret lies in simplicity. So Steve Reich’s brand of realism appeals to me the most. He taught me to play music as it is.
With his work, Reich has inspired a large number of electronic music creators, including DJs. Interestingly, you also work with DJs, among whom Paul van Dyke is perhaps the most distinctive – what was it about him and his music that drew your interest?
DJs are great artists. I think that in the near future I will also surprise the audience with several new projects. As for Paul van Dyke, he drew my attention in an interview. He was asked about the title of his project Politics of Dancing. He justified it by explaining that music is greater than politics, because it really brings people together, in a very harmonious way. You can experience this, for example, at the great electronic music festivals such as Tomorrowland in Belgium, which is attended by hundreds of thousands of people enjoying the music together. I was interested in Paul’s approach to music; his artistic point of view. So I wrote to him on Instagram and I offered to write a soundtrack for him. DJs are huge power houses of the music industry. Even pop artists dream of such audiences. At the same time DJs are very productive. They constantly release new albums and still create something. When another artist releases an album, the next one
appears after a few years. The process takes time, but with DJs it is completely different. They drive this market.
With so many different influences and inspirations, do you have a composer or performer who really inspires you?
There are far too many artists close to my heart to list them all here. However, I think that the true master is anyone who comes to my concert and later shares their opinion about what they heard. I’m not talking about flattery or praise, but rather a critique; a detailed account of the emotions and sensations they felt. It all starts with regular people on the
ground. Their perspective allows me to rethink everything. After all, I create and perform my music for the listener.
I know that your career began with a dream when you were five years old about a piano competition in which you won a concert piano.
There were no professional musicians in my family. However, we had a piano at home, which my parents got as a wedding gift. In those days it really was something. When I was a child, I was fascinated by that instrument. Finally, I had the dream you’re talking about and the next day I told my mother about it. She was surprised, because in those days it
was unimaginable that you could win a piano anywhere. Funnily enough, about twenty years later I did in fact hear about such a competition. I thought: Hmm, should I take part? (laughs) I’m being ironic, of course. Competitions are extremely tough. Obviously, I’m preaching to the converted. After all, in Poland you have the greatest piano competition
in the world – the International Chopin Piano Competition. The most outstanding pianists prepare for years to take part. My childhood dream finally came true, but in stages.
First, I won another competition – one without a piano as the prize; that came later.
Let’s go back to the beginning. Your mother decided to find you a piano teacher when she heard about your dream.
Yes. I took my first steps under the eye of an elderly man named Mr. Recht. He lived near us and he was around eighty years old. I think my mother must have found him in the phone book. I remember that he drove an old, white Volkswagen Polo. Sometimes we
spotted him driving along the village road at almost 100 km per hour – it’s a miracle he didn’t kill anyone! Mr. Recht had difficulty saying my name. He always called me Vishient, which is such a mannered, flat Dutch pronunciation of Vincent. Whenever I played
something, he showered me with compliments, even though I was just starting out. However, Mr. Recht believed that I was doing well and kept saying: Vishient, one day you will become a great concert pianist (laughs). I thought he must have been saying that to all his students. I will never forget the way Mr. Recht played. Every time, especially when he was playing some bombastic, emotional piece, he made different sounds – usually strange murmurs. And I’m not talking Glenn Gould. He sounded more like an elephant! As a 6-year-old boy I was very confused. One day I dared to ask why he made those noises and he seemed to have no idea what I was talking about! Unfortunately, he passed away. I recently talked to his widow, who told me that when Mr. Recht found out about my music career, he was very happy. Apparently he’d been right about my future all along.
Did he teach you something that you now pass on to your students?
He definitely gave me a very positive approach to music. I think it is very important for the teacher to be able to do this because I know a lot of professors who’ve ruined people’s relationship with music. You mustn’t forget that it is something wonderful, and not just a series of trials and tribulations. Contrived demands and undue pressure can only go so far,
before they fail to achieve anything at all. One should strive to make students feel relaxed when performing music. Otherwise they will never be able to give a good concert. I try to teach them confidence. I don’t think I’ll ever stop being a teacher because I feel a great need to share my passion for music.
This year you became the ambassador of a new watch brand – a unique brand connected with music and signed with Chopin’s name. It’s a great idea, because time has a lot to do with music.
I absolutely agree. In my opinion, music is the gravity of time. During the presentation of the watch on Zlota 44th there was a very special concert, during which I played and improvised for the film entitled Our World. It uses the time lapse technique, which also highlighted the relationship between music and time. I think it’s a perfect combination. Our world is governed by the laws of time; the watch tells time; and music is performed in time.
How is Chopin’s character reflected in the design? What inspired the watch?
The leitmotif of the first model is the Etude op. 10 No. 12, the so-called Revolutionary Etude – this word probably best describes the work of Michał Dunin, the CEO&Co-Founder of watches Chopin. He was inspired by many aspects of Chopin’s life and work. On the inside, for example, the ten most important dates for the composer have been engraved. Furthermore, all other elements visible on the dial – their colors and the materials they’re made from – have all been carefully chosen. I’m glad that I can be the ambassador of this brand because I feel a strong bond with this composer. He is a great inspiration for me. Horowitz once said to Rachmaninoff: Chopin was the last composer. That was a very bold statement. Horowitz probably said that because Chopin, like nobody else, was able to define his music and himself as an artist – he created a unique style.
With so many achievements behind you, what career goals do you stil have?
Every day, the thing I dream about the most is the next concert. I try to live in the moment. Lots of people have great aspirations that unnecessarily preoccupy them. Of course, we all have dreams and they’re great, but you have to realize that they do not always lead us in the right direction. Sometimes we simply have to let them go. We can’t control everything. We only have power over what is in our minds and hearts. Therefore, the most important thing for me is the joy of the here and now, as well as sharing this
joy instead of waiting for what tomorrow may bring. |