(Nie) cały ten jazz. Natalia Lubrano

Od dzieciństwa w muzykalnym domu, przez wrocławską scenę hiphopową, niezliczone festiwale muzyczne w Europie, winnice w Dolinie Loary i z powrotem. Obywatelka świata, właścicielka czarnego, chropowatego głosu i wyrazistego scenicznego wizerunku. Można by ją nazwać paryskim wróbelkiem, gdyż operuje językiem francuskim z pełną swobodą. Można by, gdyby jej soulowe kompozycje płynące z głębi serca i przepony, nie kruszyły ożebrowania kościelnych naw.

 

Wysłuchała: Magdalena Maskiewicz
Zdjęcia: Archiwum prywatne artystki

 

Na początek elementarz. Czym jest jazz, a czym na pewno nie jest? Czy biali potrafią w jazz, czy nigdy nie dorównają czarnym, jak w koszykówce?
Zadajesz mi bardzo trudne i podchwytliwe pytanie. Pachnie przeintelektualizowanym trendem konieczności błyskotliwych odpowiedzi. Nie zaskoczę cię. Jazz jest tym, co każdy muzyk może sobie wyobrazić po swojemu. Ciężko definiować jazz obiektywnie. Jest wiele akademickich wytycznych, jaki powinien być jazz, natomiast każdy muzyk o szerokich horyzontach będzie te wytyczne poszerzał o nowe elementy. Problem polega na tym, że w Europie bardzo często intelektualizujemy jazz, tworzymy zawody, kto zagra szybciej po bardziej skomplikowanej skali naszpikowanej chromatycznymi riffami. Odnoszę wrażenie, że w Europie w niektórych kręgach zapomniano, że muzyka jazzowa ma funkcję niesienia treści, nawet jeśli utwór nie posiada tekstu.
Moim ulubionym muzykiem jazzowym z Europy był nieodżałowany Esbjörn Svensson. Biały i też potrafił pięknie grać, może i nawet w koszykówkę.

Jazz to emocje czy praca intelektualna poparta solidnym warsztatem?
I jedno, i drugie. Przede wszystkim świadomość ciała lub instrumentu. Umiejętność wyłapania niuansów z barwy i sposobu gry. Zabawa w brzmienia. Doceniam tych, którzy są dobrzy technicznie, ale niesienie treści i przekazywanie emocji jest dla mnie tak samo ważne. To tak jak zespól Dirty Loops ze Szwecji – perfekcyjni technicznie, ale partie wokalne wokalisty, w których wyraża emocje, są najlepsze.

Wybrałaś jazz czy raczej jazz wybrał ciebie?
Jeśli chciałby mnie wybrać, poczuję się zaszczycona, natomiast nie lubię się szufladkować w żadnym gatunku. Kiedy mieszkałam we Francji, mówiłam nowo spotkanym osobom, że śpiewam jazz. Tak było mi łatwiej. Powiem nawet, że to wywoływało u ludzi dość osobliwe, entuzjastyczne emocje, jakbym co najmniej biegała w szpilkach Louboutin’a. Przyzwyczaiłam się więc do tego, by określać się wokalistką jazzową, choć nie zawsze tak było. Musiałam się w życiu nauczyć śpiewać dosłownie wszystko.

Czy muzyka klasyczna była kiedykolwiek opcją?
Otrzymałam klasyczne wykształcenie w szkole I stopnia. Moja mama śpiewała w chórze, odkąd pamiętam. Klasyka z pewnością jest mi bliska i chętnie do niej wracam. Interesują mnie szczególnie kompozytorzy współcześni – Ola Gjeilo, Eric Whitacre, Mikołaj Górecki, Olafur Arnalds i wielu innych. Ze współczesnej muzyki chóralnej czerpię ogromną inspirację. Jednak wykonywanie klasyki nigdy nie pociągało mnie tak bardzo, jak rozrywka.

Natalia Lubrano

Czy zahaczamy tu o wpływ twojego taty – Andrzeja Pluszcza, legendarnego basisty, który przekazał ci pakiet muzykalnego DNA?
Tak, tato miał z pewnością duży wpływ na to, że od dziecka słuchałam dobrej muzyki, która zawsze wydobywała się z jego pokoju – pracowni. Nigdy nie musiał nam tego specjalnie pokazywać. Samo grało, dom wypełniały dźwięki. Przez ściany sączyło się Yellow Jackets, BB King, Johnny Lee Hooker, Jaco Pastorius, dużo groove’owego grania. Mam to teraz we krwi i bardzo sobie cenię dobre sekcje rytmiczne. Musisz jednak wiedzieć, że na tym sielskim, mentorsko-ojcowskim wizerunku, jest dość istotna skaza. Mój tato nie podzielał mojego zamiłowania do muzyki, nie chciał mnie puścić do kolejnych szkół muzycznych, nie inwestował we mnie. Początkowe kolaboracje muzyczne, w jakich uczestniczyłam w wieku nastoletnim, były regularnie tępione. Pierwsze demo, które nagrałam z zespołem, skrytykował w taki sposób, że zapamiętałam to na długo. Pamiętam do dziś, chociaż nie jest to współrzędną dla żadnej mojej zawodowej decyzji.

Tęsknisz za czymś w związku z nim?
Za jazdą samochodem i spacerami w lasach, za wspólnym słuchaniem muzyki i analizą. Brakuje mi jego oceny tego, co dzieje się obecnie na muzycznej arenie światowej.

Niesamowite, moje wspomnienie o ojcu to nocna jazda samochodem przy dźwiękach Malinowego Króla i zbieranie muszli we wczesnym dzieciństwie gdzieś nad Adriatykiem. Muzyka i natura. Jeśli chociaż tyle nam zostawili, to i tak wiele. Dobry muzyk to jaki muzyk?
Taki, który dużo nie opowiada, ale gra. Przede wszystkim taki, który umie słuchać i stworzyć ciekawą muzyczną wymianę energetyczną między muzykami. Taki, który nie zamyka się na inne style, skale.

Improwizacji można się nauczyć? Jak grać bez nut?
Cały czas improwizuję, nie potrafię już grać z nut, mimo że nadal je czytam, kiedy trzeba. Każdy akord to dla mnie możliwość rozwinięcia harmonii w jakimś kierunku. Nie potrzebuję widzieć tych akordów w zapisie nutowym, staram się rozwijać swoją kreatywność, budując rozmaite przewroty i harmonizacje.
W improwizacji przede wszystkim nie należy ulegać schematom i trzeba być bardzo otwartym, wykonując piosenki. Wiem, że część publiczności nie lubi zmian w piosenkach, które znają od lat, i ja to szanuję. Istnieje natomiast niepisane prawo rozwinięcia tematu. Nawet w klasyce jest coś takiego jak wariacja na temat – spójrz na Chopina i jego wariacje melodii ludowych, już wtedy było to dozwolone. W jazzie jest temat utworu grany przez instrument lub śpiewany, potem następują jego improwizacje i tak: można grać solo na temacie A lub B, można dopisać kolejną część, jednak zagranie tematu wg oryginału to podstawa. W akademii uczy się improwizacji, choć bardzo często jest to pewien schemat. Czemu nie wprowadzić improwizacji w muzyce popowej czy poezji śpiewanej, jeśli melodia doskonale oddaje tekst? Można, a nawet trzeba rozwijać umiejętność improwizacji. Moich uczniów uczę, jak być twórcą, a nie tylko odtwórcą utworu. Pokazuję skale, różne schematy, zarażam muzyką wprowadzającą przestrzeń, namawiam do rozwinięcia wyobraźni.

Poza byciem czynną artystką, uczysz młode, nierzadko gniewne umysły, rozwijać ich muzyczne talenty. Twoja szkoła Wokalne Eksperymenty jest odpowiedzią na luki w ofercie państwowych placówek? Czego najbardziej brakuje w państwowym systemie kształcenia muzycznego?
Sposobu na samodzielne myślenie bez stresu i traumy. Historie o opuszczaniu klapy fortepianu na dłonie ucznia upewniają mnie, że niestety istnieją jeszcze placówki zacofane. W wokalistyce natomiast brakuje uczelni i miejsc. Wciąż bardzo niewiele osób przyjmujemy na pierwszy rok wokalistyki. W niektórych placówkach uczy się archaicznymi metodami, które robią więcej złego z głosem niż śpiewanie na weselach. Czy wiesz, że pewna uczelnia w kraju (nie podam nazwy, ale dość prestiżowe miejsce) miała statystycznie najwięcej absolwentów z guzkami na strunach głosowych? Całe szczęście to się bardzo powolutku zmienia, dzięki wyedukowanym nauczycielom śpiewu.

Kogo polecasz słuchać swoim podopiecznym?
Swojego ciała i swoich emocji. Kiedy ciało żyje w napięciu, głos się nie rozwija. Serio, to ja bardzo często uczę się od moich uczniów. Czasami ktoś mi przynosi na zajęcia tak piękny utwór, że zostaje ze mną miesiącami. Ja zaś pokazuję to, co mnie rozwinęło najbardziej. Faktem jest, że każdy głos jest inny i wymaga innego repertuaru.

Gdzie i kiedy po raz pierwszy usłyszałaś swój głos i poczułaś, że jest wyjątkowy?
Jako dziecko miałam guzki na strunach głosowych i często nagrywałam się na magnetofon Grundig – skrzeczałam w wyjątkowy sposób. (śmiech) Wokalista powinien się nagrywać, aby poznać swój głos i jego możliwości. To bardzo zbliża głos i umysł do siebie. Nie wiem, czy powinnam sobie wystawiać laurkę – chyba nadal wymagam za dużo od siebie, by powiedzieć, że mój głos jest wyjątkowy. Chciałabym, by był trochę bardziej mi posłuszny.

Twoja rada dla tych, którzy szukają swojej muzycznej drogi?
Wykorzystywać każde pięć minut, grać z różnymi artystami, nie zamykać się na style. Podróżować, uczyć się języków. Uczestniczyć w jam sessions, słuchać różnej muzyki, nieustannie podsycać swoją kreatywność.

Kto cię inspiruje?
Tabuny artystów. Kocham różne style, nie zamykam się na jeden gatunek. Stevie Wonder był kiedyś moim ukochanym artystą. Znam wszystkie jego piosenki. Uwielbiam wokalistki i wokalistów młodego pokolenia: Sinead Harnett, Sabrinę Claudio, Johna Legend’a i wielu innych.

Z kim chciałabyś stanąć na scenie, nawet gdyby nie istniała granica życia i śmierci?
Mało oryginalne pytanie! (śmiech) Jest kilku artystów, z którymi chciałabym stworzyć duet, ale pewnie bym spłonęła z nerwów, więc wolę nawet nie myśleć. Jeśli byłby jakiś polski artysta lub artystka rezonująca ze mną, byłby jakiś piękny utwór – poszłabym w to.

Gdzie kończy się Natalia artystka, a zaczyna się Natalia – człowiek? Co cię określa poza sceną?
Prywatnie jestem szczera i cenię przekazywanie dobra. Mój wizerunek sceniczny z pewnością od tego odbiega, niestety wciąż ludzie czytają z twarzy i wyglądu, zapominając o wnętrzu. Staram się być osobą, która nie buduje wokół siebie tajemnicy, pomagam ludziom, jeśli są w potrzebie. Buduje mnie inny człowiek, piękno naszej planety i zachwycam się tym każdego dnia. Uwielbiam słuchać mądrych ludzi i ich opowieści, lubię iść do ludzi z jakąś misją. Lubię wyciągać wnioski z historii naszej ziemi, mam totalnego bzika na punkcie dziejów Dolnego Śląska, uwielbiam odkrywać wokół siebie nowe miejsca. To wszystko buduje mnie jako człowieka i sprawia, że jestem ciekawska i lubię tym zarażać innych. Czasem na scenie buduję atmosferę napięcia, ale tylko po to, by lepiej przekazać emocje, zrobić dobry spektakl, zrelaksować widza. Zdarza się też, że po prostu chcę wejść w interakcję z widzem, opowiedzieć mu kilka historii opakowanych w piosenki, nie potrzebuję dystansu, wolę rolę kumpla.

Potrafisz określić swoje doświadczenia o formacyjnym charakterze?
Kiedy założyłam firmę i udzielałam lekcji przez 14 godzin dziennie, dałam sobie wejść na głowę niektórym klientom, którzy mnie wyzyskiwali psychicznie do cna. Kiedy nie byłam w stanie być liderem własnego zespołu, przeżyłam załamanie nerwowe, gdy muzycy uciekli do projektu, który obiecywał im większy rozgłos i pieniądze. Ja oferowałam jedynie kontrakt wydawniczy, który nie gwarantował grania dobrze płatnych koncertów. Przeżyłam rodzaj zmartwychwstania i zrozumiałam, że sama również dam sobie radę.

Co chciałabyś osiągnąć muzycznie, by móc powiedzieć: Mam wszystko, co mogłam osiągnąć z tym, co mam, kim jestem i gdzie funkcjonuję?
Pragnę nagrywać więcej płyt. Nie osiągnęłam jeszcze wszystkiego, wręcz przeciwnie, pomysły rodzą się z dnia na dzień i czekają na realizację. Chciałabym móc więcej pracować jako artysta, a mniej jako nauczyciel (tu niestety zmartwię wszystkich podopiecznych). Marzy mi się rok wolnego i praca w studio nad jednym z albumów, który czeka na rejestrację i wydanie. Niestety muzyka nie jest w stanie zapewnić mi godnego życia, tym bardziej w pandemicznych czasach.

Masz doświadczenie w byciu jurorem talent show. Gdybyś teraz miała się zabawić w profetkę we własnej edycji Voices of the Future, kto twoim zdaniem może wstrząsnąć polską i globalną sceną muzyczną? Widzisz megagwiazdy?
Z pewnością artyści, którzy będą łamać społeczne tabu, pisać piosenki głębokie, harmonicznie. To jest trend, który już wchodzi. Wokalistki o ciekawych barwach głosów, oryginalne, na przykład Kaśka Sochacka.
Nie lubię pojęcia megagwiazdy, wiem, ile to wymaga nakładów finansowych i daleko czasem do fascynacji muzycznych. Szukam raczej mało promowanych artystów, zazwyczaj mają więcej do powiedzenia.

Mainstream nie lubi naruszania komfortu. Wielu ludzi uważa komfort za swoje prawo. Zwłaszcza wtedy, gdy zbudowany jest na cudzym cierpieniu i zmuszaniu innych do milczenia – pisała Rebecca Solnit. Wiesz coś o tym, prawda?
Nawiązujesz do mojego syna? Tak, ma zespół Aspergera. Pomimo mojej pracy, która zapewnia mi gigantyczną dawkę interakcji z innymi ludźmi, z odbiorcami mojej muzyki, wiem doskonale, jak funkcjonuje się w bardzo ograniczonym świecie. Przeżywam los podwojony, jako artystka muszę być indywidualnością, a każdego dnia widzę i czuję, jak odmienność mojego syna jest piętnowana – nie ma na nią przyzwolenia, burzy innym komfort.

Czytałam ostatniego lata Cukry Doroty Kotas, która nie jest osobą neurotypową i chciałabym na koniec naszej rozmowy, życzyć ci, by twój mały kotek, stał się tygrysem miłości. Ma najlepszą nauczycielkę. |


KWESTIONARIUSZ PROUSTA, CZYLI SZYBKI TEST OSOBOWOŚCI:
1. Jaką cechę najwyżej cenisz w ludziach? Prawdomówność.
2. Jakiej cechy nie znosisz w ludziach? Wywyższania się.
3. Czego nie lubisz w sobie? Czasem chcę powiedzieć więcej niż wymaga tego sytuacja.
4. Jakiego słowa lub zwrotu nadużywasz? Przepraszam.
5. Czego najbardziej się boisz? Że zbankrutuję.
6. Kto jest twoim ulubionym bohaterem fikcyjnym? Latający pies z Never Ending Story.
7. Twoja najbardziej cenna własność? Mój kot Erza. Kocham nad życie.
8. Twoja największa ekstrawagancja? Afroloki. Nie trzeba układać codziennie rano i na koncert. Nie jest to tania usługa, ale bardzo cieszy i jest ekstrawagancka.
9. Moment, w którym czułaś się najbardziej szczęśliwa? Wiele takich momentów. Chyba tradycyjnie: kiedy mój partner poprosił mnie o rękę. Kiedy Kayax chciał wydać moją pierwszą płytę, niestety ten mariaż nie przetrwał długo. Całe szczęście życiowy partner jest ten sam.
10. Z jakiego powodu kłamiesz? Kiedy wiem, że komuś bardzo zależało, ale nie ogarnęłam czegoś, bo po prostu zapomniałam. Potem szybko i po cichu naprawiam szkodę. Nie lubię tego i staram się tak nie robić.
11. Czego najbardziej żałujesz? Że nie urodziłam się w bardziej muzykalnym kraju.
12. Gdybyś mogła zmienić w sobie jedną rzecz, co by to było? Operacja plastyczna nosa. Zbieram środki już kilka lat i za każdym razem zmuszona jestem przeznaczyć na coś innego.
13. Gdybyś mogła wybrać dowolne miejsce, gdzie chciałabyś żyć? Na jakiejś wyspie, pełnej piękna i dobra czystych serc, jak z ilustracji gazetek dla Świadków Jehowy.
14. Ulubiony pisarz? Waldemar Łysiak
15. Twoje motto? Żyj tak, aby nie przeszkadzać innym.
16. Co uznajesz za swoje największe osiągnięcie? Ostatnio nauczyłam się nie wstydzić, kiedy gram na pianinie przy innych. Dla mnie to spore osiągnięcie.
17. Jak chciałabyś umrzeć? Szybko i bez bólu. Najlepiej z zaskoczenia.

 

Magdalena Maskiewicz, właścicielka butikowej Agencji Kreatywnej COURIER 96, felietonistka i copywriterka. Współtwórczyni identyfikacji wizualnej dla marek z branży fashion, rynku nieruchomości, startupów technologicznych, przedsiębiorców indywidualnych i artystów. Autorka wywiadów z postaciami ze świata kultury, sztuki i biznesu – Szymonem Brodziakiem, Camillą Fayed (FARMACY LONDON), Anitą Musioł (Wydawnictwo PAUZA). Publikowała na łamach: Trendy Art of Living, Viva!, Golf & Roll, RUGBY, Gala Wedding, Mammazine, Mint Magazine. Pierwsza Polka, której wywiadu w swoim londyńskim apartamencie udzielił Jack Vettriano (publikowany w La Vie latem 2019 roku).