Historia górnika, który został królem, żołnierza, który poznał smak władzy narzuconej i podarowanej, wreszcie Polaka, szukającego szczęścia na emigracji. Dla Róży Dudy i Michała Soi złożona i niejednoznaczna biografia Faustina Wirkusa stała się lustrem, w którym przejrzeć możemy się wszyscy.
Tekst: Maria Lewkiewicz
Jak i gdzie „znalazł” was Wirkus?
M.S.: Na postać Faustina Wirkusa natknęliśmy się w trakcie researchu na temat zombie, które jest wytworem kultu vodou, inkorporowanym przez kulturę Zachodu na początku XX w. Książką, która zapoczątkowała fascynację amerykańskiej kultury figurą zombie, jest The Magic Island Williama B. Seabrooka z 1929 roku, poświęcona jego podróży na Haiti. Właśnie tam przeczytaliśmy o Faustinie Wirkusie, królu wyspy Gonâve.
Wirkus z racji swojego uwikłania w różne role – górnika, żołnierza, króla, najeźdźcy, dobrego władcy – nie jest ani jednoznacznym, ani spójnym bohaterem. Do czego była wam potrzebna ta postać?
R.D.: Właśnie ta niejednoznaczność zwróciła naszą uwagę. Jego biografia zawiera wiele wątków: emigracja, wyzysk, kolonizacja, jednostkowe dążenie do szczęścia. Łączy bardzo odległe miejsca – Polskę, Stany Zjednoczone, haitańską wyspę Gonâve – pokazując ich współzależności. Naszym zdaniem, zwłaszcza w Polsce, trzeba opowiadać historie poruszające tematy o globalnym zasięgu, uświadamiające współodpowiedzialność i niejednoznaczne zależności pomiędzy społeczeństwami. Wirkus jako postać, która nie podlega jednoznacznej ocenie moralnej, skłania do namysłu nad własnymi wyborami. Jak nasze działania będą oceniane z perspektywy lat? Czy to, co obecnie jest normą, nie stanie się kiedyś godne potępienia? Biografia Wirkusa, naszym zdaniem, zwraca uwagę na konieczność dokonywania niezależnej oceny moralnej własnych działań, wyjścia poza myślenie kategoriami jednostkowych interesów.
Wirkus versus mieszkańcy Gonâve – to historia społecznych czy indywidualnych wyborów? Uniwersalna czy jednostkowa?
M.S.: Wirkus pragnie polepszyć swój byt, ale jednocześnie osiągając swój cel, przyczynia się do ograniczenia samostanowienia innych ludzi. Jako żołnierz armii amerykańskiej na Haiti, jedzie na wyspę Gonâve, gdzie może mieć więcej swobody, nie będąc wyłącznie wykonawcą czyichś rozkazów. Próbuje funkcjonować i godzić obowiązki wojskowe ze swoim sumieniem. Świadomy zła wyrządzonego przez wojsko okupacyjne, nie potrafi mu się przeciwstawić. Historia Wirkusa to dylemat również naszych czasów – realizacja indywidualnych celów i bierność wobec złożonych kryzysów, za które trudno jednoznacznie obarczyć odpowiedzialnością konkretne osoby. Wobec skomplikowanej rzeczywistości czujemy się bezsilni – polegamy na rozwiązaniach systemowych, jednocześnie krytykując sam system. Czy to system uniemożliwia dokonanie zmian, czy jest kolejną wymówką i przerzuceniem odpowiedzialności?
Hipnotyzująca muzyka, rytmiczny ruch ciał, podskórne pulsowanie – pachnie wybuchem, buntem. Dlaczego Wirkus się nie zbuntował?
M.S.: Przedstawiony w naszym filmie Faustin Wirkus jest inteligentny, autoironiczny, rozmarzony i ostatecznie – bierny. Aktywny jest w marzeniach i nie ma powodu, by jeszcze gdziekolwiek indziej. Wyobraziliśmy go sobie jako człowieka współczesnego – zanurzonego w wirtualnym świecie, z uśpioną zdolnością działania. Nasz film opowiada o problemach aktualnych dla dzisiejszych odbiorców z naszego kręgu kulturowego, starając się unikać pretensjonalności czy dydaktyzmu. Historia Wirkusa wydaje się niejednoznaczna, ale w wymiarze egzystencjalnym właśnie uniwersalna. Jesteśmy świadomi nadużyć, wyzysku, katastrof, ale często nie prowadzi to do żadnego działania.
Kto śledzi losy Wirkusa – widz patrzący na ekran czy oczy, które umieszczone są na głównym ekranie? Robią wrażenie jakby patrzyły i na film, i na widzów.
R.D.: Wyświetlane nad ekranem oczy tworzą uproszczony kształt głowy. W jej ustach – ekranie – prezentowany jest film. Gałki oczne nad ekranem ruszają się podobnie jak oczy śpiącej osoby, przez to powtarzająca się projekcja nabiera charakteru powracającego snu. Glisty w gałkach ocznych z jednej strony wskazują na zaburzenie widzenia przez coś z wewnątrz – kulturę, wzorce cywilizacyjne, sposób rozumienia i widzenia świata ograniczony lub wzbogacony przez wyobraźnię. Z drugiej strony odnoszą się bezpośrednio do filmu i słów wypowiadanych przez Faustina Wirkusa patrzącego na fabrykę w dżungli. Nawiązują wprost do kolonizacji i pasożytniczego czerpania korzyści z ciała żywiciela.
Z jednej strony mocny przekaz – podsumowanie życia Wirkusa, z drugiej pewna niejednoznaczność. Nic nie jest oczywiste w tej historii?
M.S.: Z pewnością film nie jest wierny biografii bohatera, wydarzenia odbywają się na skraju snu i jawy, czas jest umowny – historia dzieje się w latach 20. XX wieku, a w filmie pojawiają się elementy współczesne, jak np. ceremonia vodou przypominająca imprezę rave w szybie kopalni.
Nie obejmuj płonących posągów, tytuł rzeczywiście nawiązuje do festiwalu w Nevadzie, na którym symbolicznie zrywa się z przeszłością?
R.D.: Nie, chociaż interpretacja jest podobna. Tytuł jest parafrazą cytatu z Eksplozji w katedrze A. Carpentiera i dotyczy rewolucji na Karaibach w XVIII wieku. Brzmi: Nie obejmuj lodowych posągów. Posąg symbolizuje ustaloną tożsamość, status quo, a więc nieobejmowanie płonących posągów to rezygnacja z podtrzymywania chwiejących się hierarchii i otwieranie się na nowe sposoby życia, interpretacje rzeczywistości.
Pracujecie razem. Czy to tworzy jakąś wartość dodaną?
M.S.: Z pewnością wiele pomysłów powstaje w trakcie rozmowy. Każde z nas ma też swoje mocniejsze strony. Realizacje stają się przez to pełniejsze, mają więcej znaczeń. Praca w duecie pozwala mieć dystans do tworzonego dzieła. Przy wymagającym i czasochłonnym medium, jakim się posługujemy, we dwójkę łatwiej można zrealizować projekty i lepiej podzielić pracę. Co nie jest bez znaczenia.
Jak film, animacja, instalacje – narzędzia, którymi się posługujecie – pozwalają opowiadać wasze historie? Co was urzekło w posługiwaniu się takim językiem komunikacji?
R.D.: Studiowaliśmy malarstwo, prace dyplomowe realizowaliśmy w pracowni malarstwa oraz w pracowni filmu animowanego. Te dwie dziedziny łączy bardzo wiele, w obu przypadkach tworzy się rzeczywistość zupełnie od nowa. Animacja ma tę zaletę, że umożliwia narrację, opowiedzenie historii w czasie. Posiadanie kontroli nad całością obrazu i możliwość odciśnięcia autorskiego piętna na każdym fragmencie dzieła – to z pewnością przyciągnęło nas do tej formy wypowiedzi. Animacja komputerowa to tworzenie wyobrażonej rzeczywistości, co daje duże poczucie swobody twórczej.
Film prezentowany był ostatnio w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Gdzie teraz można będzie go zobaczyć?
M.S.: W najbliższym czasie nie będzie nowych projekcji, obecnie pracujemy nad wersją kinową filmu, premiera w 2021 roku. Będzie to film krótkometrażowy, trzykrotnie dłuższy niż ten prezentowany w Zamku Ujazdowskim, w szerszej perspektywie nakreślający historię Faustina Wirkusa. Pojawią się wątki, których w tej wersji nie udało nam się zawrzeć, m.in. relacja Wirkusa z królową wyspy Ti Memenne. |
Róża Duda i Michał Soja – duet artystów multimedialnych, tworzą animacje, filmy eksperymentalne i instalacje. Prezentowali swoje prace na licznych festiwalach i wystawach w kraju i za granicą. Nominowani do Nagrody im. Leszka Knaflewskiego KNAF (2018), przyznawanej przez Galerię Miejską Arsenał w Poznaniu, laureaci Nagrody Krytyków podczas Wystawy Najlepszych Dyplomów ASP w Gdańsku w 2018 r. oraz wyróżnienia w Konkursie Fundacji Grey House w 2017 r. Poprzednia realizacja filmowa Jestem synem górnika zdobyła drugą nagrodę na festiwalu Short Waves 2019 w Poznaniu.