Proza Zygmunta Miłoszewskiego zdążyła się przeszlifować w cyklu bestsellerowych kryminałów, a więc powieść Jak zawsze czyta się lekko, praktycznie jednym tchem, z pewnym takim typowym dla kryminałów potakiwaniem, gdy czytelnik natknie się na wyjątkowo składnie podaną obserwację czy trafną frazę. Lekkość ta wydaje się przesłaniać imponujące prozatorskie przedsięwzięcie, którego pisarz podjął się w Jak zawsze i z którego moim zdaniem świetnie się wywiązał. W wywiadach powiada, że chodziło mu o to, by napisać powieść o miłości.
Nie da się zaprzeczyć, że jest to prawda, choć romans jest nietypowy, bo przeżywany przez bohaterów niejako wstecz. Ale w tle romantycznej intrygi dzieje się historia, i to historia alternatywna. A co więcej, powieść ta jest też swego rodzaju rozliczeniem z odchodzącym dziś niestety pokoleniem naszych dziadków – ludzi, którzy w powojennej Polsce świadomie odnaleźli się pod koniec lat pięćdziesiątych, którzy budowali i korzystali z prosperity lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Z tym potrójnym wyzwaniem Miłoszewski poradził sobie śpiewająco, bez językowej zadyszki, a nawet z pewnym typowym dla kryminałów zblazowaniem… |