Homo Faber, człowiek czynu zręcznie posługujący się narzędziami do podporządkowania sobie materii. Przeciwieństwo Homo Ludens – człowieka zabawy. Rzemieślnik po prostu. Wystawa w Wenecji poświęcona współczesnemu rzemiosłu od Europy po Japonię uświadamia, ile treści niesie współczesne rzemiosło, jakie miejsce może zająć i zajmuje na polu sztuk pięknych i designu. I jak bardzo rzemiosło proste nie jest.
Tekst: Beata Brzeska
Zdjęcia: Michelangelo foundation/materiał własny
Fundacja Michelangelo, pomysłodawca i organizator wystawy, od lat promuje zapomniane sztuki rzemieślnicze i ludzi, którzy nadal je uprawiają. Nie chodzi tu jednak o bajkowego Szewczyka Dratewkę, choć wspaniałych szewców wśród ludzi współpracujących z fundacją nie brakuje. Celem podejmowanych działań jest sławienie zręczności ludzkich rąk, utrwalanie zapominanych już umiejętności i technik, po to by mogły z powrotem wejść do obiegu współczesności, głównie poprzez design i sztukę. Kwietniowa wystawa to tylko najbardziej widoczna część działalności fundacji. Na co dzień rzemieślnicy z całego świata otrzymują tutaj wsparcie zarówno warsztatowe, jak i marketingowe – wystawy, pokazy, sprzedaż prac. Najlepsi z najlepszych zapraszani są na święto rzemiosła, czyli Homo Faber właśnie. A najlepsi to ci, którzy własną kreatywność i rzemiosło potrafią połączyć i podnieść na najwyższy poziom. Mają niezwykłą okazję zaprezentowania swoich prac w historycznych wnętrzach dawnego benedyktyńskiego klasztoru na wyspie San Giorgio Maggiore [Isola di San Giorgio Maggiore]. Historia zatacza koło udowadniając po raz kolejny, że nic się nie kończy ani nie znika, przechodzi jedynie na inny poziom. Jak w spirali czasu. Nie znika na przykład potrzeba piękna, kreatywności czy zwykłej cierpliwości – wytworzenie niektórych prac zajęło kilkanaście miesięcy, a uszycie zwykłej skórzanej torby zajmuje tygodnie. To tłumaczy dlaczego rzemiosło musiało ustąpić miejsca masowej produkcji, ale także i to, dlaczego dzisiaj powraca. I dlaczego wymaga ochrony i wsparcia.
Veronese i żyjące skarby narodowe Japonii
Dawny klasztor przekazany przez władze Wenecji w latach 50. XX w. Fondanzione Giorgio Cini i pełniący do dzisiaj rolę ważnego ośrodka kulturalnego, przez pierwsze kilka kroków nie jest szczególnie obiecujący. Zimne korytarze, krużganki, ciężkie drzwi i wielkie schody. Surowo i nieprzytulnie. Poza wirydarzem, gdzie można na chwilę przysiąść i się ogrzać. Jednak historyczne wnętrza klasztoru jako miejsce prezentacji współczesnych obiektów artystycznych są kolejną nitką łączącą odległe światy. Jak w sali prezentującej rzemieślników z Japonii i ich prace wystawione na tle olbrzymiego obrazu Paola Veronesego. Przez chwilę trudno skupić wzrok, wszystko przyciąga i zachwyca. Veronese (choć to tylko kopia, oryginał ukradziony przez Napoleona jest w Luwrze) powoli oddaje pole 12 twórcom z Japonii, kultywującym stare techniki rzemieślnicze i wytwarzającym cudeńka z laki, tkaniny, wikliny i metalu. Na ekranach można śledzić żmudne zmagania z materią, cały proces powstawania kimona, pudełka, misy, talerza. To małe dzieła sztuki użytkowej, gdzie granica pomiędzy nią a rzemiosłem się zaciera. W Japonii umiejętności tych rzemieślników cenione są tak bardzo, że nadano im oficjalny tytuł Żyjący Skarb Narodowy (National Living Treasure). Pozornie nieprzystające zestawienie geniuszu Veronesego z wytworami japońskich rzemieślników okazuje się spójną i przemyślaną koncepcją. Wszystko łączy w całość ludzka kreatywność, nieodmienne pragnienie piękna i zręczność ludzkich rąk.
Sztuka ekspozycji
Kuratorskie pomysły na ekspozycję wystaw są warte podkreślenia, bo tak jak sala z Veronesem, wybór miejsca kolejnych wystaw nie jest przypadkowy. Prezentacja prac z porcelany na tle przepełnionych książkami przeszklonych szaf XVII wiecznej biblioteki jest naprawdę wartością dodaną. Wąskie przejście pomiędzy gablotami, kruchość porcelanowych figurek i zapach kurzu – wszystko tworzy spójną całość, łączy zmysły. Kuratorami Porcelain Virtuosity są David Caméo i Frédéric Bodet, którzy zaprosili artystów prezentujących odmienne wrażliwości wyrażone w ich ceramicznych pracach. Urzekająca faktura prac Hitomi Hosono z Japonii łudząco przypominająca prawdziwe muszle, liście, kwiaty. Obok zdekonstruowany imbryk Bouke de Vriesa z Holanddi, sprośne sceny rodzajowe z porcelany miśnieńskiej Chrisa Antemana, przestrzenne rzeźby Katsuo Aoki jakby wykonane z papieru czy wielkie „nie wiadomo co” na końcu biblioteki – ogromna rzeźba zbudowana z 70 tysięcy porcelanowych amfor autorstwa Gregoire Scalabre. Rozmaitość form, technik, treści i kontekstów.
Podobnie, choć z innych powodów, „współpracuje” z eksponatami duża, okrągła sala, w której zaprezentowane są prace rzemieślników różnych technik z całej Europy. Każdy eksponat ma swoje, podobne do innych miejsce, a otoczony nimi zwiedzający ma poczucie bycia w centrum tego bogactwa. Po środku sali artyści prezentują swój warsztat i odpowiadają na pytania ciekawych użytych technik, pomysłu, materiału. Wśród prac Perishable Vase Marcina Prusaka wykonana wyłącznie z organicznych materiałów – muszli, liści, kwiatów, mąki i cukru. Wystawa Next of Europe (kuratorzy Jean Blanchaert, Stefano Boeri) idealnie oddaje też ideę główną przyświecającą organizatorom, tj. przekazywanie wiedzy i umiejętności kolejnym pokoleniom. Prezentowani rzemieślnicy nie tylko tworzą cuda swoimi zręcznymi rękami, ale wszyscy mają swoich uczniów.
Nieprzypadkowe jest też miejsce ekspozycji wystawy Tracing Venice. Prace są wynikiem współpracy studia designu Zanellato/Bortotto i fabryki metali De Castell. W korytarzu zawieszono prace wykonane z rozmaitych metali wykończonych różnymi technikami. Geometryczne wzory, kolory i tekstury tworzą niezwykłe mozaiki. Techniki wykończenia metali pokazują jak czynniki zewnętrzne niszczą i zmieniają powierzchnie mozaik.
To opowieść o zniszczeniach i odzyskiwaniu mozaikowych podłóg w Bazylice Św. Marka i hołd dla ich trwania, precyzji wykonania, piękna. Miliony nóg niszczą je w drodze do kolejnego turystycznego must have. I tak jak w korytarzach, nikt nie patrzy pod nogi. Prezentowane na wystawie mozaiki będą wystawione na sprzedaż, a uzyskane pieniądze zasilą fundusz konserwacji mozaik w Bazylice św. Marka.
15 olśnień
Tyle wystaw można zobaczyć na Homo Faber snując się po korytarzach i salach klasztoru i ogrodzie. Razem 850 eksponatów i 15 ekspozycji przygotowanych przez kuratorów, przedstawicieli wielu zawodów i umiejętności. Pierwsza edycja w 2018 roku przyciągnęła ponad 60 tysięcy zwiedzających. Tegoroczna, dwukrotnie przekładana z powodu pandemii, z pewnością nie mniej. Warto zaplanować na zwiedzanie dwa dni, żeby po pierwszym oczopląsie spowodowanym liczbą prac, można było spokojnie wrócić do tych, które zapadły w pamięć. Na przykład do wystawy Magnae Chartae (kuratorka Michele De Lucchi) i papierowego reliefu Anny Krahelskiej złożonego z 600 kawałków odpowiednio złożonego papieru. Przy każdym ruchu patrzącego relief zmienia kolor i formę, jest jak woda przepływająca tuż obok. Tam też ciekawe doświadczenie – instalacja studia Marianne Guely i Lorenza Boegli – gra światła, papierowych konstrukcji i szkła, a w centrum zwiedzający, tracący poczucie przestrzeni.
Do wystawy Pattern of Crafts (kurator Sebastian Herkner) i pracy Jullen Feller Woodcarving wykonanej z drewna, wosku i płatków złota do złudzenia przypominającą serwetkę. I do Mechanical Marvell, żeby bez pospiechu zgłębić kunsztowne projekty studentów z ECAL/University of Art and Design Lausanne i rzemieślników ze szwajcarskiego Sainte-Croix uznanych przez UNESCO za kontynuatorów tradycyjnych metod tworzenia mechanicznych obiektów. Wspólnie, studenci i szwajcarscy rzemieślnicy, zbudowali instalacje poruszane mechanicznie, dzieląc się międzypokoleniową wiedzą. I koniecznie do oddzielnego pawilonu w ogrodzie na wystawę Details: Genealogies of Ornament (kuratorka Judith Clark), gdzie rzemieślnicy na żywo prezentują swoje umiejętności. Na ekranach można obserwować w zbliżeniu pracę ich rąk z precyzją wyczarowujących mechanizm zegarka, biżuterię, marynarki i kimona, komponujące perfumy. A wszystko to najwyższej klasy rzemieślnicy pracujący dla luksusowych marek i domów mody.
Japonia w Wenecji
Gościem honorowym tegorocznej edycji była Japonia, ceniąca zarówno własne dziedzictwo i tożsamość, jak i twórców kontynuujących tradycyjne, historyczne metody rzemieślnicze.
Do współpracy zaproszono dyrektora muzeum Tokugo Uchida i znanego designera Naoto Fukasawa, a oni zaprosili do udziału w wystawach młodych artystów pracujących z rozmaitymi materiałami – papierem, szkłem, porcelaną, tkaniną – wykorzystywanymi w różnych obszarach – teatrze, modzie, wnętrzarstwie, jubilerstwie. Związkom sztuki włoskiej i japońskiej poświęcono wystawę Maisons Liaisons prezentując prace mistrzów włoskich z tytułem Maestro d`Arte e Mestiere, odpowiednikiem wspomnianych japońskich żyjących skarbów narodowych (National Living Treasures). Prace japońskich rzemieślników zachwycają warsztatem także na pozostałych wystawach – Octopus Kirikkena Masayo wycięta z niezwykłą precyzją z papieru, Parasolki Matsudy Wagasa czy ręcznie robiony wazon Anatomy Satoshi Kawamoto, to niektóre z nich.
Homo Faber
Nie ma lepszego miejsca niż Wenecja dla uhonorowania rzemieślników i ich rzemiosła. Do dzisiaj wszystkie weneckie gondole wychodzą spod rąk członków rodziny Tramontin, i trwa to już kilka stuleci. Trudno odpowiedzieć na pytanie, co jest większą wartością – wiedza skrzętnie przekazywana z pokolenia na pokolenie czy trwanie przy tradycyjnym szkutnictwie, chociaż pewnie łatwiej i taniej byłoby uruchomić taśmę produkcyjną. Ważne jest przekonanie wszystkich zainteresowanych, że tradycyjna produkcja ma sens. Jest wartością samą w sobie. Nawet w tak skomercjalizowanym świecie i mieście, jak Wenecja. Powoli zaczynamy sobie to wszyscy uświadamiać, patrząc na porcelanową filiżankę, jakiej nie ma nikt inny albo na zwykły szalik wydziergany cierpliwie specjalnie dla nas.
Nie bez powodu rzemiosło powraca na salony sztuki i do mieszkań. Jest znakiem naszych czasów obfitości, w których rośnie głód na rzeczy trwałe i piękne, jedyne i wyjątkowe. |