Bartosz Michałowski jest Dyrektorem Chóru Filharmonii Narodowej. W naszej rozmowie pytamy o specyfikę pracy z chórem, jego ulubionych kompozytorów i to, czym różni się profesjonalny śpiew chóralny od wspólnego kolędowania.
Tekst: Agata Czarnacka
Zdjęcia: Weronika Kosińska
Jak zostaje się dyrektorem chóru Filharmonii Narodowej? Od czego warto zacząć i co trzeba mieć w sobie, żeby to osiągnąć?
Półżartem mógłbym odpowiedzieć, że należy odebrać telefon i przyjąć zaproszenie na spotkanie z dyrekcją… A poważnie – nie znam recepty na sukces w tego typu sytuacjach. Wiem natomiast, co powinno cechować dobrego dyrygenta i szefa zespołu, choć – wbrew pozorom – nie jest to oczywiste. Trzeba bowiem wiedzieć, czego się chce, mieć jasną, konkretną wizję swojej pracy, celów, określić reguły współdziałania z zespołem, zarazem jednak trzeba nieustannie weryfikować swoje poglądy, analizować na bieżąco to, co się dzieje, być gotowym na zmiany. Trzeba rozumieć specyfikę chóru, nieodzowność dyscypliny pracy, a zarazem wiedzieć kiedy i na ile można, a nawet należy „odpuścić“.
W moim odczuciu bycie szefem chóru, zwłaszcza zespołu profesjonalnego, złożonego z artystycznych indywidualności, wymaga zarówno giętkości, jak i bycia nieugiętym, poczucia humoru, jak i twardego stania na straży ustalonych zasad, stawiania wymagań, ale także – a może przede wszystkim – inspirowania do twórczej pracy. To naprawdę niełatwa rola.
Jak pracuje się z chórem? Na co należy zwracać baczną uwagę?
Praca z zespołem chóralnym to wielkie wyzwanie. Nie jest to firma, w której szef koordynuje działania dziewięćdziesięciorga pracowników, widując tylko od czasu do czasu kierowników działów. Tu spotykamy się wszyscy. Codziennie. Pracujemy razem przez kilka godzin. Obcując ze sztuką, przeżywamy silne emocje. Szef chóru musi to wiedzieć, przewidywać, wyczuwać nastroje, brać pod uwagę takie czynniki, jak niesprzyjająca akurat pogoda, aktualna kondycja członków zespołu (zmęczonych choćby po wyczerpującym koncercie). Nie można fundować śpiewakom porannej „rozgrzewki” karkołomnym dziełem… I tak dalej.
Dobry dyrygent – choć sam podlega tym wszystkim czynnikom – musi codziennie wznosić się ponad swoje słabości. Paradoksalnie – komunikując się ze śpiewakami za pomocą emocji, musi je mieć stale na wodzy. Emocjonalna otwartość naraża na wszelkiego rodzaju ciosy, jak jednak tworzyć piękno, będąc zamkniętym, zimnym, niedostępnym? Mnie taka postawa jest całkowicie obca. Może dlatego – czego nie kryję przed moimi współpracownikami – tak ważne są dla mnie ich pozaartystyczne cechy: życzliwość, wzajemny szacunek, otwartość na to, co nowe i nieznane, cierpliwość, zaufanie. Wielokrotnie doświadczyłem już tego, że pielęgnując wspomniane wartości, dbając o dobrą atmosferę pracy i niesłabnące zaangażowanie, osiąga się więcej niż w grupie najwybitniejszych nawet, ale obcych sobie, zdystansowanych śpiewaków.
Jacy są pana ulubieni kompozytorzy – chórmistrzowie?
Nie szukam idoli wśród dyrygentów, choć nie mogę powiedzieć, że nie inspirują mnie takie postaci jak na przykład Leonard Bernstein. To niezwykłe, gdy jeden człowiek skupia w sobie charyzmę, wiedzę, wybitny talent, nieprzeciętną emocjonalność i artystyczną wszechstronność.
W każdej z muzycznych epok odnajduję bliskich mi twórców i dzieła, które do mnie przemawiają. To w zasadzie główne kryterium moich wyborów. Obcując z nową partyturą, daję sobie czas, by nie wyciągać zbyt pochopnych wniosków. Potem stwierdzam, czy dane dzieło mnie inspiruje, budzi moją ciekawość, stanowi wyzwanie. Jeśli tak, szybko pojawiają się pomysły interpretacyjne, wyobrażenie docelowego brzmienia.
Muzyka ma poruszać. Jeśli dzieło przemawia do mnie, istnieje spore prawdopodobieństwo, że moje emocje udzielą się zespołowi, a on z kolei przekaże je słuchaczom!
Co odczuwa pan, wchodząc do gmachu Filharmonii Warszawskiej?
Przez ostatni rok niejednokrotnie z uśmiechem wspominałem, gdy lata temu, jako mały chłopiec odwiedziłem Filharmonię Narodową przy okazji któregoś z warszawskich koncertów Poznańskich Słowików profesora Stefana Stuligrosza. Pamiętam, jakie wrażenie robiła na mnie ranga instytucji, legendarny gmach, korytarze z afiszami pełnymi nazwisk wybitnych artystów… Dziś przechadzam się nimi każdego niemal dnia.
Powierzono mi niezwykle odpowiedzialne zadanie, które wymaga wielkiego zaangażowania, odwagi, a zarazem sporej roztropności. Mam nadzieję, że wystarczy mi sił, aby nieprzerwanie inspirować zespół tym, czym na co dzień kieruję się w swojej pracy: życzliwością, otwartością i niesłabnącym zachwytem pięknem muzyki.
Ponieważ to numer świąteczny naszego magazynu, chciałabym nawiązać do tradycji wspólnego śpiewania kolęd. Co łączy, a co różni doświadczenie wspólnego śpiewania zwykłych ludzi od profesjonalnego śpiewu chóru?
Bożonarodzeniowe kolędowanie ma w Polsce bardzo długą i bogatą tradycję. Potrzebujemy wspólnoty, jednoczącej się wokół rzeczy ważnych, pięknych, dobrych. Święta Bożego Narodzenia niosą takie właśnie przesłanie i nie ma w ów czas znaczenia, czy ktoś śpiewa lepiej, czy gorzej, profesjonalnie, czy amatorsko. Obcowanie z kolędami i pastorałkami to dla każdego z nas po prostu przyjemność i radość, dla twórców zaś – źródło niewyczerpanej inspiracji. Stąd liczne, kunsztowne, artystyczne opracowania tych znanych wszystkim, nastrojowych utworów. I stąd również wielka popularność świątecznych koncertów – takich jak te, które wykonuje co roku Chór Filharmonii Narodowej. Wiem, że taka forma kolędowania jest dla słuchaczy bardzo ważna, a możliwość zaśpiewania kolędy wspólnie z chórem to wielkie przeżycie. |
Bartosz Michałowski jest założycielem, dyrektorem artystycznym i dyrygentem Poznańskiego Chóru Kameralnego, jednego z najlepszych polskich zespołów tego typu. W latach 1998-2005 był asystentem prof. Stefana Stuligrosza i dyrygentem Chóru Filharmonii Poznańskiej. Z Poznańskimi Słowikami koncertował wielokrotnie w kraju i zagranicą. Laureat nagrody L’Orphée d’Or 2015, przyznawanej przez Académie du Disque Lyrique w Paryżu. Otrzymał nominację do Fryderyka 2015 za dwupłytowy album z muzyką Pasquale Anfossiego oraz Złotą Płytę. Zwyciężył w IX Ogólnopolskim Konkursie Dyrygentów Chóralnych, w którym zdobył również nagrodę specjalną za świadomość pracy nad emisją głosu w zespole chóralnym. Od stycznia 2017 roku jest Dyrektorem Chóru Filharmonii Warszawskiej.