Cztery dziewczyny. Najmłodsza z nich – Joasia – to dobrze rokujący talent. Ania chciałaby przekroczyć próg setki wygranych. To za sobą ma już Liliya, która coraz częściej myśli o tym, że czas na inne sprawy. Najbardziej doświadczona Klaudia przygląda się dziewczynom i cieszy, że tak dobrze radzą sobie w wyścigach na warszawskim Służewcu.

 

Tekst: Artur Maciak
Zdjęcia: Robert Laska

 

Dżokeje to przeważnie faceci. Ale na służewieckim torze ścigają się również dziewczyny. Nie ma tu podziału na kategorie w zależności od płci. Dziewczyny rywalizują z mężczyznami.

Męsko-damskie spięcia

Ania Gil ma 24 lata, jest studentką weterynarii w SGGW w Warszawie. Nazywania ją przez dżokejów mężczyzn „dziewczynką” nie traktuje jako dyskryminacji na torze. – Czasem słyszę, że skoro w wyścigu jakiegoś konia dosiada dziewczynka, to facet będzie miał większą szansę na wygraną – mówi. – Nie przejmuję się tym, odbieram to jak branżowy slang.
Ania ma na swoim koncie około 150 wyścigów, w tym 6 wygranych. Liliya Reznikova zajęła pierwsze miejsce w ponad 100, ma pełne prawo do używania określenia „dżokej” – zgodnie z zasadą, która mówi, iż trzeba mieć co najmniej 100 wygranych wyścigów, by móc zostać dżokejem (wcześniej jest się uczniem, praktykantem dżokejskim, kandydatem dżokejskim). Jest najlepszym przykładem na to, że dziewczyny dobrze sobie radzą na torze i – mimo słabszych warunków fizycznych – mogą wygrywać z mężczyznami.
Potwierdza to Klaudia Gembicka, która sama już się nie ściga, ale cały czas trenuje konie wyścigowe w stajni Gazeta wyścigowa II. – Dziewczyny rozpoczynające jeździecką przygodę mogą być przytłoczone ilością mężczyzn w tym fachu – twierdzi Klaudia. – Ale to też pozwala się czuć wyjątkowo. Tak naprawdę to jest zgrane towarzystwo, my się tu wszyscy znamy. Bo iluż w Polsce jest dżokejów? Większość to koledzy, przyjaciele, znajomi.

 

Klaudia Gembicka

Czy wierzyć w to słodkie współistnienie? Przecież w końcu chodzi o sport i rywalizację… – Od czasu do czasu zdarza się jakieś spięcie, jak pewnie wszędzie – przyznaje Klaudia. – Zazwyczaj kończy się na jakimś burknięciu. Potem, gdy emocje miną, ktoś bardziej doświadczony pomaga rozwiązać konflikt. Bo chodzi tu też o bezpieczeństwo na torze.
Zdaniem 17-letniej Joasi Wyrzyk, uczennicy warszawskiego 97 LO im. Olimpijczyków Polskich, traktowanie kogoś nie na równi wcale nie wiąże się z płcią. Chociaż takie wrażenie może odnieść osoba początkująca. – Zdarzało się, że chłopaki patrzyli na mnie, dziewczynę, z góry – wspomina. – To jednak oni pożyczali mi siodło, inny sprzęt i jako młodej adeptce sztuki jeździeckiej podpowiadali, jakich błędów unikać. Z czasem znalazłam tu przyjaciół i… swego chłopaka, z którym zdarza się, że rywalizuję w jednym wyścigu. Mam na swoim koncie 70 gonitw i 16 wygranych.
Swoją miłość znalazły tu także Ania i Liliya. – Małżeństwa dżokejów, którzy plasują się
w czołówce, są rzadkością – mówi Liliya. – Ale już para: dżokej i trener, dżokej i pracownik stajni, który zakończył karierę sportową, są częstszym zjawiskiem.

Waga, kasa, rodzina i myśli ciemne jak błoto

Każdy koń ma przypisaną do siebie wagę. Ciężar dżokeja z całym sprzętem i siodłem powinien być taki sam przed startem i po wyścigu. Zbyt duże różnice sprawiają, że koń jest dyskwalifikowany. Skąd mogą się wziąć? – Na przykład z powodu błota przylepionego do ubrania, gdy tor jest mokry, lub z powodu wypocenia się dżokeja w upalny dzień. Chodzi o niewielkie wahania wagowe – wyjaśnia Ania. Joasia potwierdza, że podłoże może czasami sporo namieszać. Jak kiedyś, pod koniec sezonu, gdy ziemia na torze była zmarznięta i ona w czasie wyścigu dostała w twarz bryłą ziemi, która wystrzeliła spod końskich kopyt. – Od tego nieźle mi się kręciło w głowie – wspomina dziś z rozbawieniem, ale wtedy nie było jej do śmiechu.
Zbyt lekkiego dżokeja można dociążyć ołowiem. Na szczęście nie jest to praktyka rodem z gangsterskiego filmu. Kawałki tego metalu umieszcza się pod siodłem. Ale co zrobić ma dżokej zbyt ciężki?
Z powodu problemów z utrzymaniem wagi załamywały się dżokejskie kariery. Jak dziewczyny pilnują kilogramów?
– Mam drobną budowę, więc nie muszę specjalnie dbać o wagę – zdradza Ania. Bieganie, siłownia, basen, czasem sauna – to sposoby na utrzymanie kondycji i masy ciała, mówią zgodnie wszystkie dziewczyny. Do tego dochodzą jeszcze tzw. przejażdżki, czyli trening konia.
– A ja musiałam czasem trzymać dietę i walczyć z nadwagą – przyznaje Klaudia. – Było mi o tyle ciężko, że miałam wtedy dwóch małych synów i robiłam im normalne obiady, a sama byłam zmuszona powstrzymywać się od jedzenia.
Klaudii, która podczas dżokejskiej kariery urodziła dwoje dzieci i doznała licznych kontuzji, nic nie było w stanie odciągnąć od koni. Wygrała 69 gonitw. Potem pojawiła się możliwość trenowania koni. Nie przepuściła takiej okazji.

 

Joanna Wyrzyk

Ania zaczęła jeździć konno rekreacyjnie, potem trafiła na służewiecki tor. Tu wymyśliła sobie zawód na resztę życia – weterynarię. Nie wyobraża sobie siebie w pracy za biurkiem. Przez wyścigi jej studia trochę się wydłużyły. Miała też dwukrotnie złamaną nogę. Raz spadła, wyhamowując konia po wyścigu. Za drugim razem koń poślizgnął się i przygniótł jej nogę. – Po wypadku pojawiają się czarne myśli – opowiada. – Ale nie trwa to długo. Po jakimś czasie znów tęskni się za momentem, kiedy znów będzie można wsiąść na konia.
Liliya, która przyjechała do Polski 10 lat temu z północnego Kaukazu, uważa się za spełnioną. Miała w swych planach zdobycie tytułu dżokeja i dopięła swego. Teraz coraz częściej myśli o przerwie w karierze. Choć ściganie się i praca w stajni to jej sposób na zarabianie pieniędzy.
– Jeśli się jeździ na wyścigach, warto mieć zawodową licencję. Egzamin nie jest zbyt skomplikowany – wyjaśnia Joasia. Po co licencja? Bo można po prostu zarobić. Za tzw. dosiad – 110 zł plus 5 proc. tego, co wygra koń. Punktowane są miejsca od pierwszego do piątego.
– Jeżeli ktoś poza tym pracuje w stajni, dochodzą do tego dodatkowe pieniądze – mówi Ania. – Na przykład w Niemczech czy Anglii zarobki są zdecydowanie lepsze, ale za to szanse na jeżdżenie wyścigów są dużo mniejsze.

Woń rumaka

Zapach koni towarzyszy dżokejom stale. Pojawiają się w stajni o 6. Latem nawet wcześniej. Potem przejażdżka – około 40 minut. Liczba koni do obsłużenia? Bywa różna. Zdarzyło się, że Joasia na jednym treningu jechała po kolei na siedmiu koniach. To sporo czasu spędzonego w siodle.
I nie jest to jazda rekreacyjna… Obowiązki w stajni kończą się około 12. Potem czas na normalne życie – szkołę, rodzinę, pracę zawodową, nadrabianie zaległości w spaniu i… pozbycie się intensywnego końskiego zapachu.
– To właściwie nic skomplikowanego, wystarczy po prostu umyć się i przebrać. Ale w napiętym dziennym grafiku trzeba na to zarezerwować czas. Nie zawsze te banalne czynności są łatwe – mówi Ania. Ona czasem musi przebierać się w aucie, by zdążyć na uczelnię. – Na studiach mam zajęcia w miejscach, gdzie są zwierzęta, więc gdybym nie zdążyła wziąć prysznica i tak by nikt nie poczuł – żartuje, ale o pełnym makijażu, perfekcyjnej fryzurze i szpilkach przy takiej okazji nie myśli. Za to po pracy i szkole robi się na bóstwo. – Gdy spotkają mnie znajomi, przyzwyczajeni do Ani-dżokeja, mówią: O Boże, jak ty ślicznie wyglądasz!
Zachwyt wzbudzają też mięśnie amazonek. Zawdzięczają je przede wszystkim treningom. Asia dodatkowo pakuje, pomagając tacie podkuwać konie. Ale, tak jak jej koleżanki, nie zamierza rezygnować z kobiecości. – Trzeba to umieć rozdzielić i być także zwykłą dziewczyną. Bo na koniach życie się nie kończy. Warto też pomyśleć o innych ważnych sprawach: rodzinie, dzieciach – mówi Klaudia.

 

Ania Gil

 

Zaklinaczki koni

– Są konie twarde, które potrzebują silnej ręki. Nie przyłożą się do wysiłku, jeśli ich się nie przymusi – wyjaśnia Klaudia. – Ale są też konie spokojne, które wymagają delikatnej ręki. I pod dziewczynami takie konie chętniej lecą, bo nie są przyciskane. Zdarza się, że pod dżokejem chłopakiem koń nie wygrywa, a pod dziewczyną ma trzy zwycięstwa z kolei.
Klaudia zdradza, że dżokejki mają swoje sposoby. Pośpiewają koniowi, pocmokają, pogwiżdżą. I nagle rumak dostaje skrzydeł. Takie z nich zaklinaczki. |

 

Specjalne podziękowania dla Wyścigów Konnych Warszawa Służewiec, ul. Puławska 226 w Warszawie za udostępnienie do sesji zdjęciowej stajni Gazeta wyścigowa II.