Niewielki fragment tej wyjątkowej kolekcji złożonej z unikalnych piór wiecznych został po raz pierwszy pokazany szerszej publiczności wiosną tego roku w strefie The Designer Gallery na poziomie I Galerii Mokotów. Można było przez kilkanaście dni podziwiać takie pióra, jak m.in. Agatha Christie – rzadki egzemplarz wydany w latach 90., Greta Garbo z klipsem ozdobionym perłą, Marlena Dietrich czy pióro Elżbiety I z bordowej żywicy, będące swoistym hołdem dla dawnej brytyjskiej monarchini.
Nam udało się dotrzeć do właściciela wystawianych wówczas przepięknych wiecznych piór. Krzysztof Stroiński okazał się człowiekiem nietuzinkowym, uprawiającym mało znany, choć bardzo interesujący zawód. Z wykształcenia matematyk, współtwórca aktuariatu w Polsce, prywatnie pasjonat „piszących dzieł sztuki” z limitowanych kolekcji Montegrappa, Montblanc, Aurora czy Visconti. Swoje pióra traktuje niczym filatelista znaczki: z czułością, szczególną troską i uwagą. Niektórych spośród kupionych dawno temu wiecznych piór nie wyjął jeszcze z pudełek, które same w sobie też przypominają dzieła sztuki.
Tekst: Katarzyna Skorska
Zdjęcia: Igor Smirnow
Czy pisze pan swoimi piórami?
Niektórymi piszę, choć w tej chwili, prawdę mówiąc, niewiele piszę ręcznie. Ponadto pióro nie bardzo sprawdza się, kiedy się sporo podróżuje samolotem. Bowiem ze względu na zmianę ciśnienia nawet najlepszy egzemplarz może po prostu wylewać. Trzeba zatem pamiętać, żeby przed podróżą albo dokładnie napełnić je atramentem, albo zupełnie wypróżnić. Natomiast jeśli jestem w biurze, to owszem – chętnie używam pióra, choć ostatnio częściej piszę długopisem.
Woli pan pisać czarnym czy niebieskim atramentem?
Najbardziej lubię kolor blue-black.
Proszę opowiedzieć, jak zaczął się pański romans z wiecznymi piórami.
Bardzo dawno temu, gdy studiowałem w Szkocji, gdzie robiłem doktorat z aktuariatu, wielokrotnie przechodziłem obok sklepu z piórami. Spodobało mi się wówczas jedno z nich: dość nietypowe, bo czarno-czerwone. Bardzo długo przyglądałem się temu właśnie egzemplarzowi, bardzo chciałem je mieć, ale niestety nie było mnie wówczas na nie stać. Dziś już nie pamiętam dokładnie, ale kosztowało ponad 100 funtów. Gdy zacząłem pracować na uczelni w Kanadzie, rozpocząłem poszukiwanie tego pióra. Okazało się, że pochodzi ono z limitowanej serii „pisarze”, zatem nie jest już dostępne w sprzedaży. Byłem tym faktem bardzo zasmucony. Udało mi się w końcu odkupić to pióro na jakiejś aukcji, zresztą nie bez problemów. Pierwsza transakcja okazała się niewypałem. W końcu jednak zdobyłem je i chyba właśnie ta historia zmobilizowała mnie do zbierania. To pióro Hemingway było pierwszym rozpoczynającym serię pisarzy. Od tamtej pory Montblanc co roku wypuszcza kolejne nowe pióro z limitowanej serii, a ja postanowiłem sukcesywnie uzupełniać swoją kolekcję.
Jak duża jest pańska kolekcja?
Mam już całkiem sporą kolekcję limitowanych edycji piór współczesnych – ponad 150 egzemplarzy.
A tych nierozpakowanych?
Jest jeszcze trochę pudełek czekających na otwarcie. Te ostatnio zakupione pióra leżą sobie w pudełkach. Nie mam potrzeby żeby nimi pisać. A poza tym zawsze czekam na jakąś szczególną okazję, na specjalny moment w życiu, żeby móc rozpakować nowe pióro. Pióra Katarzyna Wielka i Piotr Wielki czekały na otwarcie niemal 20 lat. Zostały wyjęte z pudełek dopiero przed wystawą w Galerii Mokotów. Dziś też zrobię sobie i państwu przyjemność – otworzymy pudełko z piórem Montblanc Patron of Art Scipione Borghese – jedno z 888 na świecie.
Jest pan w stanie odmówić sobie przyjemności brania ich do ręki, nawet nie próbuje pan pisać każdym z tych piór…
To jest trochę tak jak z rzadkimi znaczkami pocztowymi – lepiej, jeśli pozostają w stanie nienaruszonym. Te pióra w momencie, gdy napełni się je atramentem, mają już inną wartość kolekcjonerską. Ponadto niektóre egzemplarze są bardzo zdobione, inne są dość ciężkie. Myślę, że obnoszenie się takim piórem byłoby wręcz niestosowne, trudne do zaakceptowania przez innych. Wiele z nich to prawdziwe dzieła sztuki.
Zatem taka kolekcja stanowić może dość wyrafinowaną lokatę kapitału…
Wydaje mi się, że nie ma płynnego rynku na pióra, nie sądzę, żeby to była lokata kapitału, dla mnie jest to raczej olbrzymia przyjemność. Niewątpliwie jest to rodzaj fajnej męskiej biżuterii. Wiele z tych piór ma swoją historię, jest w nich szczególny zamysł. Na przykład bardzo wyrafinowana seria „Człowiek i kosmos”. Trzymam w ręku egzemplarz sygnowany 412/1912, co oznacza, że takich piór wyprodukowano 1912. Gdy przyjrzymy się dokładnie, dostrzeżemy, jak przedstawiony jest na nim rozwój cywilizacji – postać Adama dotyka procesora, a nie Boga, schody symbolizują rozwój – wszystkie elementy mają swoje znaczenie, no, i jest co podziwiać.
Czyli z tymi piórami jest trochę tak jak z jajem Faberge. Ich utylitarna wartość schodzi na dalszy plan.
Szczególnie cenię sobie kolekcję patronów sztuki i pisarzy wyprodukowanych przez jedną z firm. Mam też niepozornie wyglądające pióro wyprodukowane w roku mojego urodzenia. W kieszeni noszę Prousta i nim piszę. Na półce leżą Dostojewski i Wilde. Jestem z moimi piórami po prostu związany emocjonalnie. Pamiętam do dziś ten stres, który towarzyszył wystawie. Pierwszej nocy po otwarciu wystawy miałem ochotę po prostu zostać tam na noc, położyć się na podłodze i pilnować, żeby nic im się nie stało.
Czy ma pan jakiegoś ulubieńca w swojej kolekcji?
Owo pierwsze wypatrzone przed laty w Szkocji pióro Hemingway jest dla mnie osobiście najcenniejsze, ulubionym piórem jest wspomniany już Marcel Proust – to bardzo zgrabny egzemplarz, bardzo dobrze leży w dłoni, bardzo podoba mi się Aleksander Wielki – zrobiony ze złota inkrustowany diamentem w połączeniu z zielonym kamieniem. To pióro jest dość ostentacyjne, ale naprawdę piękne.
Proszę opowiedzieć o swoich najdziwniejszych egzemplarzach.
Jedno z nich firmy Visconti – stosunkowo rzadki egzemplarz – nazywa się Alhambra. Ciekawe jest połączenie złota i diamentów na czarnym plastiku. Bardzo trudno jest pogodzić ze sobą te materiały. Złoto jest plastyczne w wysokiej temperaturze, a z kolei plastik nie znosi wysokich temperatur. Wyprodukowano zaledwie 38 sztuk, a mój egzemplarz ma numer 4. Zachwyca mnie kunszt, z jakim wykonano to pióro, dla mnie to wartość bezcenna, choć być może nie jest ono wcale wykonane z najdroższych materiałów. Mam w swojej kolekcji pióro wykonane z białego złota, mam pióra ręcznie grawerowane. Bardzo ciekawy jest też egzemplarz tzw. Skeleton stworzony na cześć Johna Harrisona. To był brytyjski zegarmistrz żyjący w XVIII wieku, który rozwiązał problem określania długości geograficznej na statkach.
Czy jest takie pióro, które koniecznie chciałby pan mieć?
Istnieją oczywiście takie egzemplarze, które pięknie uzupełniłyby moją kolekcję, lecz są to najczęściej pióra wyprodukowane ponad dwadzieścia lat temu i w związku z tym dość trudno je znaleźć, oczywiście kupić je można wyłącznie na rynku wtórnym. Chciałbym mieć na przykład pierwszy egzemplarz pióra Skeleton firmy Montblanc. Tymczasem wciąż produkowane są nowe piękne pióra i czasem bardzo trudno jest zdecydować, które z nich powinno dołączyć do mojej kolekcji. |