Dawne Rolls-Royce’e nie mają nic wspólnego z milionami pojazdów poruszających się dzisiaj po drogach. Są raczej wyobrażeniem o samochodach, jakie mieli nasi przodkowie.
Tekst: Katarzyna Skorska
Dorbirn to niewielka miejscowość w zachodniej Austrii, usytuowana na prawym brzegu rzeki Ren, u podnóża góry Karren, kilkadziesiąt kilometrów na południowy wschód od Jeziora Bodeńskiego. Malowniczo położone miasteczko otoczone przez stare drzewa, góry i liczne trasy wycieczkowe wiodące do tajemniczego urokliwego wąwozu było ongiś siedzibą przemysłu tekstylnego i podupadło od czasu, kiedy do Europy dotarły znacznie tańsze wyroby ze wschodu. Jednym z ważniejszych budynków jest wielka hala, gdzie przed niespełna pół wiekiem prządki wyrabiały jeszcze doskonałej jakości rozmaite włókna. Sam budynek, całkiem już współczesny, wydaje się z zewnątrz zupełnie nieciekawy. Zaraz przy wejściu widoczna jest sporej wielkości rzeźba kobiety, pochylonej do przodu, z rękoma wyciągniętymi do tyłu. A właściwie nie rękoma, tylko skrzydłami zastygłymi w chwili odlotu. To Emily – imię, którego nie należy wymawiać głośno, bo przynosi nieszczęście. Mówi się o niej: Spirit of Extasy. Jej figurka widnieje na masce każdego egzemplarza Rolls-Royce’a. Kilkucentymetrowej wielkości Emily odlana w ciężkim, zapewne szlachetnym materiale, o nieco zbyt wąskich, moim zdaniem, ustach i mrocznym spojrzeniu jest gwarancją dobrej roboty, wyjątkowości i piękna pojazdu, który zdobi. Muzeum Franza Voniera – cokolwiek ekscentrycznego potomka austriackich rolników zamieszkujących od pokoleń rejon Vorarlbergu – istnieje od końca ubiegłego wieku. Gdy byłam tam po raz pierwszy przed laty, Franz Vonier, dyrektor i właściciel muzeum, zapytany przez mnie, jak doszedł do stanu posiadania kilkudziesięciu modeli najstarszych i wcale nietanich egzemplarzy Phantomów produkowanych w latach 20. i 30. minionego stulecia, niejednokrotnie na specjalne zamówienia, odpowiedział skromnie, że nauczył się po prostu cierpliwie czekać na dogodną okazję. Zapewne wiedziony podobną skromnością nie dodał również, że Rolls-Royce to pasja jego życia, że zaraził nią swoją żonę i trzech dorosłych już synów. Od lat gromadził wszystkie akcesoria związane z tymi najsłynniejszymi bodaj samochodami świata. W trzypiętrowym budynku oprócz wspaniale utrzymanych i oczywiście wciąż doskonale działających maszyn należących niegdyś do angielskiego króla Jerzego VI, dyktatora Franco czy Johna Lennona, znaleźć można najprzeróżniejsze egzemplarze, na przykład kilka wersji Silver Ghost.
Oprócz wypieszczonych, wiekowych modeli znajduje się tu mnóstwo silników samochodowych i samolotowych wyprodukowanych oczywiście pod znakiem RR. Jest całkiem sporo oszklonych witryn wypełnionych detalami niezbędnymi podczas rekonstrukcji maszyn nadszarpniętych czasem i kolizjami drogowymi. Są stare trąbki, elementy nadwozia i silnika, oryginalne części wykonywane z nieznaną już dzisiaj pieczołowitością i dokładnością. Kilkanaście maleńkich Emily czeka, by znów dumnie stanąć na szczycie samochodowej maski… Pożółkłe plakaty, setki pism, filmy – wszystko poświęcone jednej tylko firmie. Zresztą w piwnicach budynku znajduje się także warsztat, w którym właściciele podniszczonych Rolls-Royce’ów oddają swoje skarby do naprawy i gdzie odnalezione przez Voniera na złomowiskach szkielety aut wracają do życia. Dziś jest to największa na świecie prywatna kolekcja Rolls-Royce’ów, a znajduje się tu blisko 150 zabytkowych pojazdów. Są wśród nich samochody i motocykle. Najstarszym samochodem w kolekcji jest pochodzący z 1924 roku luksusowy Silver Ghost (Rolls-Royce 40/50 hp). Na ostatnim piętrze budynku znajduje się pokój herbaciany. Zwiedzający mogą tu, angielskim zwyczajem, zasiąść przy filiżance herbaty i ciasteczkach, tuż obok jest sklepik, w którym zaopatrzyć się można w kosztowne drobiazgi sygnowane znakiem RR, oraz sala wykładowa z mównicą – oczywiście w kształcie samochodu. Panie, które niekiedy przychodzą do muzeum za namową swych towarzyszy, dość niechętne i zrezygnowane, że oto czeka je kolejny stracony samochodowy dzień, często poddają się urokowi tych aut tak dalece, że niejednokrotnie zapominają o obiecywanym pierścionku z brylantami i… zaczynają marzyć o nieco większym i znacznie droższym cacku. Uroda, perfekcyjne wykonanie, wyjątkowość owych niezwykłych pojazdów sprawiają, iż przyjemnością staje się już samo przebywanie wśród nich. Wszystkie prezentowane w muzeum auta prezentują się doskonale, większość z nich mimo sędziwego wieku jest w pełni sprawna, nic więc dziwnego, że wypożycza się je na różne okazje. Niektóre egzemplarze mają za sobą długą karierę filmową, inne specjalizują się w otwieraniu ślubnych orszaków. Cena wynajęcia Rolls-Royce’a jest adekwatna do jego wartości, ale jak twierdzi Franz Vonier, znajdują się w jego kolekcji takie modele, których okropnie nie lubi wynajmować, nawet za bardzo duże pieniądze. Z planu filmowego zwykle wracają poobijane i poniszczone, a poza tym niewielu kierowców potrafi się z nimi właściwie obchodzić. Rolls-Royce’e jak twierdzi – mają bardzo subtelną duszę, a dzisiaj nie każdy potrafi to docenić. |