Ostatnie dni października nie należą w Polsce do uroczych. Szczególnie jeśli bladym, czy też raczej ciemnym, świtem trzeba wstać na samolot. Powód wszak ważny – europejska premiera ważnego gracza na rynku samochodowym. Tylko dlaczego ten gracz nazywa swoje modele zupełnie inaczej niż dotychczas?
Od jesieni daleko nie uciekłem, bo wylądowałem w Wiedniu. Od momentu zatrzymania silników i wyjścia z ciasnego bombardiera poranek zaczął nabierać innego wymiaru. To za sprawą uroczej Austriaczki, która na płycie wiedeńskiego lotniska z uśmiechem trzymała kartkę z nazwiskami dwóch polskich gości – moim oraz pewnego młodego, przesympatycznego erudyty będącego zaprzeczeniem wad swojego pokolenia.
W tym miejscu dwa słowa poświęcę wspomnianemu młodzieńcowi. Doświadczenie zawodowe zdobywa w znanym koncernie medialnym, a oprócz wiedzy umie zaimponować manierami, biegłym angielskim i dojrzałością. To sprawiło, że był dla mnie wspaniałym kompanem, przy którym wcale nie czułem się o blisko dekadę starszy.
Wiedeńskie lotnisko opuściliśmy białą Kugą. Zdawałoby się, że producentem tego modelu jest Ford. To prawda, ale nie do końca. Bowiem wypasiona Kuga, której nawigacja powitała nas piękną polszczyzną, nie jest zwykłym fordem. Nie jest to także najwyższa wersja wyposażenia dostępna w cenniku zwykłego forda Kuga. To po prostu Ford Vignale, czyli submarka, którą Ford chce otworzyć drzwi do klasy premium zarezerwowanej od lat dla innych niemieckich marek. Samochód wykonany jest perfekcyjnie i oferuje zdecydowanie więcej niż topowe wersje modeli konkurencji z segmentu kompaktowych SUV-ów. Nie będę tu wyliczał wszystkich systemów, w jakie auto zostało wyposażone. Wspomnę jedynie o tym, że najbardziej cieszą charakterystyczne dla linii Vignale, wykonane z delikatnej skóry, tapicerka i obicia foteli, oryginalnie przeszyte wzorem heksagonu. System audio jest poprawny, ale melomanów nie urzeknie. Warto zwrócić uwagę na zewnętrzny wygląd auta; od razu widać, że nasz biały samochód wcale nie jest biały, tylko autentycznie perłowy – mieni się w jesiennym słońcu, a na oznaczeniu tylnej klapy próżno szukać nazwy modelu Kuga. Powtórzę – to po prostu Ford Vignale (i tylko taki opis znajduje się na klapie bagażnika).
Po ponaddwugodzinnej podróży gadająca ciągle po polsku nawigacja poprowadziła nas malowniczymi górskimi drogami do luksusowego hotelu w centrum Wiednia. Wieczorem, na uroczystej kolacji, poznaliśmy wszystkich uczestników wiedeńskiej wyprawy Vignale, którzy zostali zaproszeni z całej niemal Europy. Po kilku oficjalnych słowach, oklaskach i uśmiechach odbył się prawdziwy kulinarny spektakl pokazujący kunszt szefów hotelowej restauracji. Segmentu premium skosztowały zatem podniebienia.
W kolejnym dniu na hotelowym parkingu miejsce kugi zajął młodszy i większy brat, Edge. Należy od razu zaznaczyć, że nawet zwykły Edge stylem nadwozia robi „amerykańskie wrażenie”. Czyli jest duży i krzykliwy. Na potrzeby europejskie stylistyka Edge’a została subtelnie uładzona, ale nadal jest to potężny SUV. Dla klientów szukających takiego samochodu jego amerykański rodowód, połączony z europejskimi (czyli lepszymi) standardami wykończenia powinien stanowić atrakcyjną propozycję. A jeśli dodać do tego luksusowe parametry, które oferuje Edge z linii Vignale, to sukces tego modelu jest o wiele bardziej prawdopodobny niż innych przedstawicieli Fordów Vignale. Warto dodać, że te parametry to nie tylko perfekcyjne wykończenie, mocne silniki i najnowsze systemy dbające niemal o wszystko, ale także dedykowana obsługa klienta charakterystyczna dla najlepszych usług typu concierge. Edge vignale imponuje rozmiarami także wewnątrz, szczególnie z przodu. Deska rozdzielcza jest ogromna i zdaje się nie mieć końca – powstaje subiektywne wrażenie, że przednia szyba łączy się z deską rozdzielczą gdzieś na granicy horyzontu. To sprawia, że pierwsze wrażenie, jakie ma kierowca lub pasażer po wejściu do Edge’a, to poczucie pewności i bezpieczeństwa, że w tak potężnym aucie nie może stać się nic złego. Mimo wszechobecnej cyfryzacji cyfrowe zegary są bardzo klasyczne i eleganckie. System audio jest już bardzo rasowy i brzmi tak, że od razu chce się słuchać swojej ulubionej muzyki. Podczas pobytu w hotelu mieliśmy trochę czasu, aby załadować na pendrive kilka gigabajtów różnego rodzaju muzyki – od klasyki aż do wszelkich odmian iberyjskiego house’u. W każdym wypadku dźwięk sprawiał przyjemność i czasami zawieszaliśmy rozmowę, by słuchać muzyki.
Edge bezpiecznie i muzykalnie nawigował nas w stronę lotniska. Podczas posiłku w lotniskowej restauracji stwierdziliśmy, że gdybyśmy nawet spóźnili się na nasz lot do Warszawy, spokojnie moglibyśmy wrócić do Polski naszym Edge’em. Na pewno było w nim więcej miejsca niż w bombardzierze, na którego pokładzie ostatecznie wylądowaliśmy na Okęciu.
Wrażenia z podróży do Wiednia to jedno. Najważniejsza jest jednak koncepcja, jaką organizator zawarł w tej wyprawie. Ona bowiem może być kluczowa dla idei wejścia masowej marki do segmentu premium. Otóż oferujemy ci, drogi kierowco, najwyższej jakości samochód, ale wbrew pozorom nie samochód jest tu najważniejszy. Najważniejsze są twoje emocje i przeświadczenie, że producent samochodu jest w stanie o nie skutecznie zadbać.