Chcesz zobaczyć najbardziej odlotowy region narciarski w Alpach? Zajrzyj do austriackiego Ischgl. Sezon zimowy rozpoczyna i zamyka wielki koncert, a po drodze – najlepsze szusowanie, huczne après ski, designerskie hotele i… bezustanna balanga.

 

Telst: Katarzyna Skorska
Zdjęcia: www.ischgl.com

 

Położona pomiędzy Alpami Zillertalskimi a Arlbergiem, licząca czterdzieści kilometrów długości dolina Paznaun jest miejscem ze wszech miar godnym odwiedzenia. Wzdłuż dość wąskiej doliny rozłożyły się cztery ośrodki narciarskie: najpierw jest urokliwe See, chętnie odwiedzane przez rodziny z dziećmi, za nim Kappl i Ischgl, a na końcu doliny wioska Galtür, która zachwyciła ongiś Ernesta Hemingwaya. Największe, najbardziej znane, najbardziej snobistyczne i dość mocno oblężone w szczycie zimowego sezonu są tereny narciarskie Silvretta Ski&Funsport-Arena wokół Ischgl. Tworzą one jedną z największych „huśtawek narciarskich” w Austrii. Samo Ischgl umościło się na stożkowatym wzniesieniu, na wysokości 1400 m. Powyżej rozpościera się teren wprost stworzony do narciarskich uciech. Rozległe i bezdrzewne stoki, szerokie doliny, niecki, siodła, ośnieżone wierzchołki gór i zbocza pokryte grubą puchową pierzynką, po której szusować można od listopada do maja. Jeździ się genialnie dzięki wysoko położonym terenom narciarskim (1400–2872 m). Wokół Ischgl jest do dyspozycji ponad 200 km przygotowywanych tras i ponad 40 różnorakich wyciągów. Cały teren narciarski powstał na stokach masywu Silvretta, który stanowi w tym miejscu naturalną granicę austriacko-szwajcarską.

Co by tu przemycić?

W minionych czasach leżąca w regionie przygranicznym dolina Paznaun była ulubionym obszarem działania przemytników. Znający doskonale okolice mieszkańcy do sąsiedniego Samnaun przenosili przede wszystkim masło, sery oraz skóry, a z powrotem wszystko to, czego brakowało lub co po prostu cieszyło się dużym popytem: kawę, ryż, mąkę, wyroby tytoniowe, sacharynę, przyprawy. W kronice wioski Ischgl można przeczytać: „Mieszkańcy Ischgl swoje potrzeby amerykańskiej kawy zaspokajają towarami z przemytu, dostarczanymi najczęściej z miejscowości Engadin, gdzie można ją znacznie taniej nabyć niż w Austrii.” Szczególnie ulubionym towarem przemytników w latach powojennych były amerykańskie pończochy nylonowe. Przemyt kwitł przez cały rok, lecz szczególnie zimą, bo przy paskudnej pogodzie i niedostatecznej widoczności łatwiej było umknąć celnikom. Miejscowi przemytnicy, a była to niemal cała ludność męska regionu, mogli się nie tylko pochwalić wyjątkową znajomością okolicy, byli też niezrównanymi narciarzami. Relacje pomiędzy przemytnikami a celnikami bywały niemal przyjazne i często przypominały zabawę w „uciekaj, bo jeśli cię złapię, to wszystko zabiorę”. Jak ktoś dał się przyłapać, to cały wysiłek szedł na marne.
Dziś jedną z ciekawszych wycieczek jest przejazd starym przemytniczym szlakiem do Szwajcarii na zakupy. „Złoty” szlak przemytniczy uważany jest za jedną z trudniejszych okrężnych tras narciarskich świata. Do pokonania mamy 59 kilometrów – z czego 36 km na nartach – przy różnicy wzniesień 6463 m. Najpiękniejsze punkty widokowe znajdują się na  szczytach: Palinkopf (2864 m), Piz Val Gronda (2812 m) oraz Muller (2509 m). „Złoty” szlak przemytniczy prowadzi bezpośrednio do Samnaun-Dorf. Aby go pokonać, należy dostać się na Palinkopf i odnaleźć nartostradę nr 80. Trasa jest długa i zwykle niemal zupełnie pusta, więc zjazd doliną stanowi prawdziwą frajdę. W okolicy nie widać żadnych wyciągów, jedynie szeroką nartostradę i panującą wokół ciszę. Ostatni odcinek jest niestety bardzo płaski, trzeba mocno pracować kijami, ale przecież właśnie docieramy do celu: butiki, perfumerie, tanie alkohole… W szwajcarskim Samnaun mamy do dyspozycji strefę wolnocłową, toteż szaleństwo zakupowe kwitnie także dzisiaj. Podobno w drodze powrotnej należy strzec się celników krążących na nartach wzdłuż granicy i wypatrujących narciarzy obładowanych plecakami ze zbyt dużą ilością przemycanego alkoholu. Powrót do szwajcarskiego centrum Alp Triada Eck (2263 m) odbywa się piętrową kolejką gondolową. Stamtąd już do Austrii tylko jeden szus.

Marketing imprezowy

Moda na Ischgl zapanowała nie tylko wśród Niemców, Szwedów, Duńczyków i Rosjan, lecz dotarła także do Ameryki. Czytelnicy magazynu Niemieckiego Związku Narciarskiego zaliczyli dolinę Paznaun z jej ośrodkami sportów zimowych (Ischgl, Kappl, See i Galtür) do najlepszych w całej Austrii. Ale przecież nawet owe najwspanialsze i najbardziej urozmaicone nartostrady nie zapewniłyby Ischgl tak zawrotnej kariery. Marketing imprezowy – to druga połowa sukcesu. W Ischgl przez cały sezon działa całe mnóstwo nocnych barów i lokali, ze słynnym barem sieci Pascha na czele. W ciągu zimowego dnia miasteczko jest raczej senne, bo przecież niemal wszyscy są na nartach. Po zapadnięciu zmroku miejscowość ożywa. Z każdych drzwi sączy się muzyka, ludzie bawią się w niezliczonych pubach, a także na ulicach. Komunikację między barami i pubami ułatwia wyryty w skale tunel wyposażony w ruchome chodniki. Najbardziej znane lokale mieszczą się w Kuhstall: „Trofana-Alm”, „Niki Stadt” i… jeszcze w kilkudziesięciu innych czterogwiazdkowych hotelach. Ischgl słynie jednak przede wszystkim z hucznego otwarcia i zamknięcia sezonu narciarskiego. Nie jest to tylko całonocna impreza na ulicach, gdzie bawi się kilkanaście tysięcy ludzi, ale przede wszystkim koncert „Top Of The Mountain”, na którym pojawiają się gwiazdy światowego formatu. Do tej pory w Ischgl występowały takie sławy, jak: Elton John, Tina Turner, Diana Ross, Jon Bon Jovi, Bob Dylan, Rod Stewart, Sting, Ronan Keating, Udo Jürgens, Lionel Richie, Peter Gabriel, The Corrs, Die Fantastischen 4, Alanis Morissette, Anastacia czy Rihanna. Po prostu w Ischgl każdy sezon zimowy rozpoczyna się i kończy mocnym uderzeniem. A pomiędzy tymi wielkim koncertami jest niekończąca się, cowieczorna balanga. Bo do Ischgl jeździ się po to, by szaleć na wszystkie możliwe sposoby.

Narciarskie niebo

Silvretta Arena znajduje się na hali Idalp, gdzie dosłownie pchają się goście z całego świata. Tu właśnie usytuowany jest główny węzeł komunikacyjny, tu zlokalizowane są liczne stacje kolejek linowych i krzyżują się liczne śnieżne drogi. Na Idalp spotykają się wszyscy: narciarze, snowboardziści, turyści spragnieni pięknych widoków i najsłynniejsze gwiazdy muzyki rockowej. Amatorzy mocniejszych wrażeń suną w stronę Pardatschgrat, skąd w dolinę wiedzie jedna z trudniejszych czarnych tras numer 4 i jej wariant ‒ ski route 4a. Dreszczyk emocji czeka na słynnej czarnej 14a, szczycącej się kątem nachylenia sięgającym 70 procent.
Wielki, słoneczny taras na stokach Idalp pozwala opalać się i cieszyć oczy bajeczną panoramą gór. W zasięgu ręki jest oczywiście przestronna restauracja, a nawet supernowoczesny ośrodek kongresowy Pardorama am Pardatschgrat. Wielofunkcyjny, futurystyczny budynek o szklanej fasadzie w samym środku wysokogórskiego krajobrazu – tu w Silvretta Arena wydaje się jak najbardziej na miejscu. Miałam okazję kosztować wybornych dań serwowanych w restauracji na najwyższym piętrze i muszę przyznać, że tak wykwintnej i smakowitej zupy rybnej jeszcze nie jadłam.
W Ischgl pomyślano o wszystkich narciarzach: dla najbardziej wymagających są trasy trudne, które stanowią około 20 procent spośród 230 kilometrów przygotowanych nartostrad. Niemal wszystkie średnio trudne trasy zbiegają się pod schroniskiem Idalp, a najładniejsza spośród nich to słynna „dwunastka”, wiodąca wokół wyniosłych skał. Po silniejsze wrażenia odsyłam na trasy 20 i 21 oraz długą, trudną i szalenie widokową „trzydziestkę trójkę” z Viderjoch. Miłośnicy nieprzetartych szlaków niech wybiorą się na wschodnie ściany Pradatchgrat.

Podniebienie też szczęśliwe

Choć dopiero od niedawna Ischgl w przewodniku „À la Carte” jest wyróżniane jako kulinarna mekka Alp, to pojeść zawsze tu można było solidnie. Poczynając od najpopularniejszych regionalnych dań jak käsespätzle – są to serwowane na patelni kluski z serem posypane prażoną cebulką (swoją drogą, od lat zastanawiam się, kto pierwszy wymyślił sposób jej prażenia?), a kończąc na kaiserschmarrn, czyli kawałeczkach ciasta przypominających w smaku najpyszniejsze naleśniki posypane cukrem pudrem. Doskonałe dania tradycyjnej sztuki kulinarnej znajdziemy w urokliwej Walser Stube. Karczma nawet w powszedni zimowy wieczór tętni wielojęzycznym gwarem i nietrudno spotkać tu także rodaków, a dodatkową atrakcją jest znajdujące się na piętrze niewielkie muzeum prezentujące wnętrze chłopskiej chaty sprzed zaledwie kilku dekad. Aby skosztować bardziej wyrafinowanej kuchni, wystarczy zajrzeć do Paznauner Stube, której szefuje Martin Sieberer, oraz YSCLA-Stüva, gdzie berło dzierży Benjamin Parth, albo do Schlosshotel Ischgl, Restaurant Stiar czy Restaurant Lucy Wang. Szef kuchni pięciogwiazdkowego Schlosshotel Ischgl – Gustav Jantscher – wyczarowuje przepyszne dania serwowane w sposób tak wyrafinowany, że nie wiadomo, czy lepiej je tylko podziwiać, czy też jednak warto skosztować. Jednak szczytu perwersji narciarsko-kulinarnej doświadczyłam dopiero w Alpenhaus, jednej z najwyżej położonych restauracji, do której dotrzeć można z górskich stacji kolejek linowych Silvretta i Fimbabahn. W znajdującym się na pierwszym piętrze VIP Club na zmarzniętych narciarzy czekają klapeczki na zmianę, grzałki do wysuszenia butów narciarskich, wyszukane, urządzone w minimalistycznym stylu wnętrze oraz wyśmienita kuchnia. Wyrafinowana obsługa, fantastyczne widoki i atmosfera jak w prawdziwym, wytwornym klubie: można nawet zapalić papierosa lub cygaro, jeśli tylko sąsiedzi przy stole wyrażą na to zgodę.
Baw się jak możesz…


W połowie XX wieku mało kto słyszał o Ischgl, przyjeżdżali tu niemal wyłącznie alpiniści. Wszystko zaczęło zmieniać się po roku 1963, kiedy uruchomiono pierwszą kolejkę linową na halę Idalp (2311 m). Dziś ta licząca 1600 stałych mieszkańców tyrolska wioska nazywana alpejską Ibizą oferuje całe morze atrakcji nie tylko zimą: obok legendarnych już koncertów muzyki pop z udziałem megagwiazd czy organizowanych od ćwierć wieku międzynarodowych zawodów artystów tworzących rzeźby w śniegu odbywa się tu regularnie Puchar Gwiazd Kuchni i Mistrzostwa Świata Gastronomików. Sporym zainteresowaniem cieszy się coroczny bieg Silvrettarun 3000 lub wyścig rowerowy Ischgl Ironbike. Bo do Ischgl, proszę państwa, jeździ się po to, by szaleć na wszystkie możliwe sposoby. Tu znajdziemy naprawdę wszystko, tylko na wypoczynek możemy nie znaleźć czasu… |