Wystawa Piotra Rosińskiego w Galerii ETHOS to wielki powrót grafika, fotografa i performera do świata sztuki wysokiej.
Tekst: Agata Czarnacka
Zdjęcie: Jacek Poremba
Wystawa „Stigmata” Piotra Rosińskiego to spotkanie z dojrzałą męskością i zestawem pytań, jakie ze sobą pociąga. Pięćdziesięcioletni artysta nie funkcjonował dotychczas w standardowym obiegu. Jednak ta osobność pozwoliła mu wypracować indywidualny, ciekawy język artystyczny.
Obsesyjne skupianie się na cielesności budzą oczywiste skojarzenia z charakterystycznym dla brytyjskiego nowego malarstwa hipernaturalizmem. Sam Rosiński nie kryje podziwu dla Francisa Bacona, Luciena Freuda, a przede wszystkim dla Jenny Saville, której megalityczne w skali portrety kazały krytykom sztuki otrąbić wielki powrót malarstwa. Choć, jak podkreśla artysta, przede wszystkim liczy się dla niego jego mistrzyni Teresa Pągowska. Jej sposób widzenia, ruch i dynamika oddane na płótnie ukształtowały młodego Rosińskiego, a dziś, przefiltrowane przez doświadczenie i czas, przebijają w cyklu „Stigmata”.
Można wyjąć człowieka z malarstwa, ale nie da się wyjąć malarstwa z człowieka. Piotr Rosiński jest najlepszym przykładem tej starej prawdy. Po tym, jak na przełomie lat 80. i 90. zabłysnął na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych jako beniaminek w pracowni Pągowskiej, praktycznie zerwał z malarstwem. Przez lata zajmował się działaniami na skrzyżowaniu dyscyplin, dał się poznać choćby jako grafik, artysta wideo i fotograf, by w końcu powrócić dziś do czystego malarstwa.
Cykl „Stigmata” – abstrakcyjne formy malarskie, wciąż nawracające do formy zaszytej, gojącej się rany – jest bezkompromisowy. Rozdarcia, rany, prześwity, zasinienia, żółtopomarańczowe wymazy. Wszystko na białym tle, o którym jednak do końca nie wiadomo, czy jest tłem, czy przeciwnie, głównym bohaterem obrazu. Rosiński maluje na podobraziu pokrytym czerwienią, potem to żywe ciało obrazu obciąga warstwami skóry w bielach i beżach. Te obrazy to proces leczenia – pod skórą kryją się demony. Chaos, niekiedy skonkretyzowany jest pod postacią symboli: krzyża, gwiazdy, czy symbolizującego dla Rosińskiego perfekcję – trójkąta.
Siłą tych obrazów jest szczerość. Rosiński nie ukrywa, z czym się boryka w swoim procesie twórczym. Choć jest zatwardziałym ateistą, wciąż sięga po formę krzyża – ale czy nie jest to uzasadnione? Jako młody chłopak wyjechał wraz z rodziną do Brukseli. Ominęły go polskie lata osiemdziesiąte z rosnącą rolą Kościoła w życiu polskiej opozycji. Kiedy wrócił, krzyże były już wszechobecne. Z otwartego na interpretację, mgławicowego symbolu, krzyż stał się utrwaloną, ciężką alegorią. Artysta konfrontuje się więc wciąż na nowo z motywem krzyża, próbuje go odzyskać, zindywidualizować. Ten krzyż to nie tylko narzędzie kaźni, ale i zarys okna, które Rosiński chciałby otworzyć. Jedno jest pewne – to nie jest grzeczna, higieniczna sztuka. |
Piotr Sebastian Rosiński (1967) – studiował w École Nationale Supérieure des Arts Visuels LA CAMBRE w Brukseli i na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie współtworzył z prof. Lechem Majewskim pracownię Grafiki Wydawniczej. Był jednym z ostatnich uczniów wybitnej malarki prof. Teresy Pągowskiej. Dyrektor artystyczny, promotor kultury. Inicjator Międzynarodowego Festiwalu Komiksu w Delémont w Szwajcarii. Kurator licznych wystaw związanych ze sztuką ilustracji we Francji, Szwajcarii, Włoszech, Belgii i Polsce. Jako grafik regularnie współpracuje z wydawnictwami prasowymi, muzycznymi i książkowymi w Polsce i za granicą. Praktykuje malarstwo, wideo i fotografię.