Helmut Jahn – jeden z najwybitniejszych architektów XXI wieku, twórca ponad stu najciekawszych budynków świata, m.in. Sony Centre w Berlinie, siedziby Unii Europejskiej w Brukseli, State of Illinois Centre w Chicago, apartamentowca Cosmopolitan w Warszawie.
Tekst: Marzena Mróz
Czy architekt – podobnie jak pisarz czy malarz – musi mieć wenę, żeby zacząć tworzyć?
Tak, zdarza mi się to każdego dnia. Czasami natchnienie przychodzi bardzo szybko, innym razem potrzebuję nieco więcej czasu.
Co bywa dla pana inspiracją?
To zależy. Kiedy dostaję zadanie, jakim jest zaprojektowanie budynku, muszę przeanalizować wszystkie jego aspekty. Nie zawsze staram się stworzyć coś nowego. Raczej czerpię z tego, co powstało w przeszłości i próbuję to ulepszyć. Wykorzystuję nowe metody, ulepszam technologie, poprawiam parametry, które w międzyczasie stały się ważne, np. energooszczędność budynku.
Prawda to czy legenda, że kształt Cosmopolitana narysował pan w samolocie na serwetce, lecąc do Warszawy? Gdzie jest ta serwetka?
Musiałbym teraz skłamać. Historia z serwetką to mit, która krąży między wieloma architektami. Ale mam szkice. Prześlę je pani, gdy tylko wrócę do Chicago. Kiedy lecę samolotem, często coś rysuję. Czasami projektuję na małych skrawkach papieru, które potem sklejam ze sobą.
Jakie wrażenie zrobiła na panu Warszawa? Jak odebrał pan to miasto?
Nie znałem Warszawy. Wybrałem się w podróż, ponieważ musiałem zobaczyć miejsce, w którym miał powstać projektowany przeze mnie budynek i dowiedzieć się, jakie są wymagania inwestora. Pamiętam, że byłem pod wrażeniem tego, co zobaczyłem. Mógłbym przyrównać Warszawę do byłego Berlina Wschodniego, choć oczywiście wygląda ona dziś dużo bardziej nowocześnie. Nowe budynki są całkiem udane, choć nie nazwałbym ich wybitnymi.
Które kondygnacje są, pana zdaniem, lepsze do mieszkania – niższe czy wyższe?
W pewnym budynku w Nowym Jorku inwestor początkowo sprzedawał jedynie mieszkania na niższych piętrach, a dopiero teraz wystawia na sprzedaż te położone na wyższych kondygnacjach. Kiedy wcześniej klienci chcieli je kupić, inwestor mówił, że nie są one na sprzedaż lub że zostały już sprzedane. Dzięki temu początkowo udało mu się zapełnić mniej atrakcyjną część wieżowca, czyli niższe piętra. Większość ludzi chce mieszkać na wyższych kondygnacjach, więc jeśli sprzedamy takie mieszkania na samym początku, zostaną nam jedynie te mniej atrakcyjne. Warto jednak pamiętać, że klienci przy wyborze mieszkania kierują się przede wszystkim lokalizacją. Chcieliby mieszkać w określonym miejscu i dlatego są skłonni do kompromisu. Moim zdaniem mieszkanie położone na wyższych kondygnacjach nie zawsze jest najlepszym wyborem, zwłaszcza w przypadku, gdy w najbliższym sąsiedztwie nie ma innych budynków. W Nowym Jorku wyższe piętra są pożądane, ponieważ na niższych mieszkańcy mają ograniczony widok. Jednak w przypadku Cosmopolitana wygląda to zgoła inaczej: mieszkania na niższych piętrach oferują wspaniałe widoki, których nic nie przesłania.
Podobnie jak w Sony Center w Berlinie, gdzie właśnie rozmawiamy.
Siedzimy teraz w moim biurze na drugim piętrze, z którego rozciąga się dużo ładniejszy widok niż z dziesiątego. Może i nie widać stąd zbyt wiele nieba, ale za to można zobaczyć to, co dzieje się pod nami. Najlepiej byłoby mieszkać tu na czwartym piętrze, gdzie okna znajdują się nieco ponad linią drzew, ale nadal można łatwo dojrzeć ziemię. Moje miesz-kanie w Chicago mieści się na siódmym piętrze i jest to idealna lokalizacja, ponieważ widać stamtąd zarówno park, jak i jezioro. Z szóstego piętra nie widzielibyśmy jeziora, a z ósmego nie mielibyśmy widoku na park. Co ciekawe, kiedy kupowaliśmy z żoną to mieszkanie, tylko ono było wystawione na sprzedaż! Jak widać, czasami trzeba liczyć na łut szczęścia.
Czy trudno było zaprojektować budynek w centrum miasta z burzliwą historią i bardzo eklektyczną zabudową?
Nie, wręcz przeciwnie. W Warszawie, miejscu o bogatej przeszłości, które posiada własny charakter i jest miastem z krwi i kości, znalazłem wymarzone warunki do stworzenia nowoczesnego apartamentowca, jakim jest Cosmopolitan. Adres jest prosty: ulica Twarda 4, tuż przy Placu Grzybowskim. Zaprojektowanie kształtu budynku w takim miejscu nie zawsze jest prostą sprawą, ale rozwiązania, jakie należy zastosować, są niemal oczywiste. Nasze projekty cechuje ciągły rozwój, począwszy od pierwszych większych przedsięwzięć w połowie lat 70. w Chicago, a potem w Nowym Jorku, Filadelfii i Los Angeles, Azji, na Bliskim Wschodzie. Opracowując plany wieżowców, posługujemy się różnym „językiem” projektowania w zależności od tego, czy budynki te mają powstać w Chicago, Nowym Jorku czy też w Europie. W stylu budynków wznoszonych w Chicago widać próby konty-nuacji modernizmu, nowojorskie wieżowce są określane jako postmodernistyczne, choć ja wcale ich tak nie postrzegam. Moim zdaniem nawiązują one formą do typowych amery-kańskich drapaczy chmur, które są bardziej widoczne w Nowym Jorku niż w Chicago. Wierzymy, że forma budynku może być swego rodzaju manifestem, który przyczynia się do poprawy życia społeczeństwa. I na tym również polega wyjątkowość Cosmopolitana w Warszawie.
Pierwszym pana projektem w Niemczech, z których pan pochodzi, był wieżowiec Messe Tower (Messeturm) we Frankfurcie.
A kolejnym Post Tower w Bonn oraz Highlight Towers w Monachium. Udało nam się je stworzyć przede wszystkim dzięki niezwykle zaawansowanym rozwiązaniom technolo-gicznym, które były dostępne w Niemczech. Muszę przyznać, że żaden inny kraj na świe-cie nie ma tak innowacyjnego zaplecza technologicznego. Co więcej, Niemcy nie tylko mają potencjał, ale także chętnie wprowadzają u siebie wszelkie nowości. Nie mówię tu jedynie o aspekcie estetycznym, ale również o wielu rozwiązaniach stricte technicznych. Na przykład wiele z tutejszych budynków posiada innowacyjne systemy klimatyzacji. Co ciekawe, w Chinach albo Japonii buduje się obecnie wieżowce, które są znacznie wyższe i większe od tych, które stworzyliśmy w Niemczech. Gdyby postawić obok siebie monachi-jską Post Tower i jeden z budynków, który zbudowaliśmy w Szanghaju, ten pierwszy wyglądałby niczym mała dziewczynka stojąca przy olbrzymim zawodniku sumo. Nie można ich ze sobą porównać, ponieważ Azjaci obrali inną architektoniczną strategię. Jednak w przypadku architektury komercyjnej nie stanowi to zwykle żadnego problemu. Budynki tego typu można postawić w niezmienionej formie zarówno w Nowym Jorku, jak i Rijadzie, Dosze, Warszawie czy Moskwie. Dlatego nie powiedziałbym, że Cosmopolitan mógł powstać jedynie w Warszawie, ale oczywiście wygląda on nieco inaczej niż budynki, które zaprojektowaliśmy w Nowym Jorku lub w Chicago, ponieważ na kształt tych kons-trukcji ma również wpływ wiele innych czynników. Na przykład w Chicago nie mogliśmy zbudować tak wyróżniającej się podstawy budynku, ale było to możliwe w Berlinie. Musia-łem także zaprojektować ją dla budynku w Warszawie, ponieważ doszliśmy do wniosku, że w ten sposób będzie on prezentował się znacznie lepiej. Zawsze musimy być w konta-kcie z klientem, dyskutujemy i omawiamy sytuację oraz aspekty finansowe całej inwesty-cji. Architekt nie może być jedynie artystą, więc ja również rzadko korzystam jedynie z tak zwanej wizji artystycznej. Zamiast bujać w obłokach, stawiam sobie zadania i rozwią-zuję problemy.
Czy ma pan jakieś szczególne wspomnienie, anegdotę związaną z powstawaniem Cosmopolitana?
Mam słabą pamięć do takich rzeczy. Sądzę, że przełomowym momentem przy tworzeniu Cosmopolitana był telefon od inwestora. Niestety, współpracujące z nami biuro architektoniczne Epstein chciało przejąć całą kontrolę nad projektem i w ten sposób przypisać sobie wszystkie zasługi. Dlatego nie informowano nas o postępach prac, choć docierały do nas pogłoski, że podwykonawca zamierza kupić tanie ściany kurtynowe. Na szczęście w tym samym czasie inwestor powiadomił mnie, że przejmuje budowę po firmie, która początkowo zajmowała się projektem. Martwił go stan prac budowlanych i poprosił mnie, abym przyjechał do Warszawy. Tak też zrobiłem i od tamtej pory sprawy przybrały pozytywny obrót. Można to porównać do treningu fizycznego – czasami ktoś musi dać ci mocny wycisk, abyś mógł poprawić swoje wyniki. Oczywiście nie oznacza to, że pierwotny projekt był zły, ale warto pamiętać, że prace nad ostatecznym wyglądem budynku trwają tak naprawdę do samego końca. To bardzo ciężka i intensywna robota, należy wszystko ściśle nadzorować, aby efekt końcowy był taki, jaki zamierzyliśmy. Co ciekawe, inwestorzy nie zawsze pałają miłością do architektów, ponieważ postrzegają ich jako maruderów, którzy ciągle coś zmieniają i proponują kosztowne rozwiązania. Jednak dobrzy klienci zdają sobie sprawę z tego, że architekt jest tak naprawdę ich sprzymierzeńcem.
Pana projekty słyną z innowacyjności i zaawansowanych technologii. Archi-neering – czyli połączenie architektury i inżynierii. Co to oznacza w XXI wieku?
Archi-neering to termin, który ukuliśmy wspólnie z Wernerem Sobekiem, który zajmował się inżynierią budowlaną przy powstawaniu Cosmopolitana. Po raz pierwszy współpraco-wałem z nim przy budowie lotniska w Bangkoku, a następnie przy wielu innych budyn-kach, takich jak choćby Post Tower. Lotnisko było przykładem budowy, w której niezwykłą wagę odgrywała ścisła współpraca pomiędzy architektami i inżynierami. Nasze studio wygrało konkurs na opracowanie projektu lotniska. Zaczęliśmy prace budowlane, ale współpraca z amerykań-skimi inżynierami nie układała się po mojej myśli i byłem bardzo niezadowolony z efektów ich działań. Zadzwoniłem więc do Wernera i umówiłem się z nim na kolację, podczas której doradził mi, jak rozwiązać problemy, z którymi nie mogliśmy się uporać. Głównym wyzwaniem, z jakim musieliśmy się zmierzyć w Bangkoku, było stworzenie właściwego systemu klimatyzacji dla całego budynku. Amerykańscy inżyniero-wie wymyślili, aby do środka wpompowywać z dużą prędkością zimne powietrze, co dawało bardzo nieprzyje-mny efekt. Postanowiliśmy skontaktować się z kolejnym niemie-ckim inżynierem, Matthiasem Schullerem z firmy Transsolar, który powiedział nam, że budynek jest „chory” i wymaga odpowiedniej „kuracji”. Udało nam się opracować sześć rozwiązań zmieniających ten stan rzeczy, a klient wybrał jedno z nich. Budynek nie ma kanałów wentylacyjnych, lecz chłodzone podłogi i jest odpowiednio zacieniony, co jest ważne ze względu na panujący tam tropikalny klimat. Jest także przykładem tak zwanego zrównoważonego budownictwa. Tak więc archi-neering to podejście, w którym architekci współpracują ściśle z inżynierami niemal od samego początku projektu, w efekcie czego każdy element budynku sprawuje się lepiej niż w przypadku tradycyjnych metod. Przypo-mina to trochę dialog, w którym inżynier budowlany może skrytykować wygląd budynku, a architekt zaproponować zmianę jego konstrukcji, co ma sprzyjać danemu rozwiązaniu. Niektóre z takich rozwiązań są kosztowne, ale na dłuższą metę znacznie lepiej spełniają swoją rolę. Tak więc projektowanie budynków można przyrównać do projektowania nowych samochodów, łodzi albo samolotów. Każdy nowy model jest lepszy od poprze-dniego. Obecnie stało się to już regułą, że budynek może jedynie zyskać na zastosowaniu w nim nowoczesnych rozwiązań technicznych, ale architekt sam sobie z tym nie poradzi. Dlatego w procesie tworzenia bierze udział wielu innych podwykonawców: dostawcy opracowują nowe produkty skrojone do naszych potrzeb, ściśle współpracujemy z przemysłem szklarskim, a powłoki wielu budynków wykonuje się obecnie z materiałów tekstylnych. Osłony przeciwsłoneczne, które są zainstalowane na zewnątrz budynku Cosmopolitan opracowaliśmy wspólnie z firmą, która wcześniej już je produkowała, ale dla nas musiały być one większe i bardziej przejrzyste. Producent sprostał temu wyzwa-niu i obecnie sprzedaje te osłony na cały świat.
Co pan sądzi o powstającej właśnie architekturze?
Niestety, obecne czasy nie sprzyjają tworzeniu dobrej architektury, choć jeszcze do około 2010 roku sytuacja wyglądała dużo lepiej. Dziś korporacje bardziej interesuje strona finansowa inwestycji, a budowa nowej siedziby jest dla nich tylko kosztem, czyli proble-mem. Kiedyś wyglądało to inaczej. Firmy były dumne ze swoich nowych siedzib, które odzwierciedlały wzorową kulturę korporacyjną. Obecnie nikt o to nie dba. Najbardziej liczą się ceny akcji na giełdzie, a jedyną miarą sukcesu są zyski. Klienci coraz częściej wyma-gają, aby projekty były jak najtańsze, a co za tym idzie – mało wyszukane. Wiem, że wielu moich kolegów po fachu z chęcią podejmuje się takich zleceń, zyskując coraz więcej klientów, podczas gdy architekci tacy jak ja, którzy opierają się temu trendowi, tracą na popularności.
„Przyszłość nigdy się nie myli” – to pana słowa i motto działań. Jak należy je rozumieć?
Cóż, ta sentencja nie zawsze się sprawdza, ale przynajmniej jest chwytliwa. Rozumiem to w ten sposób, że nigdy nie powinniśmy być zadowoleni z tego, co dotychczas osiągnę-liśmy. Nie warto osiadać na laurach.
Czy można powiedzieć, że tworzy pan współczesną klasykę?
Raczej klasyczny modernizm. Warto wspomnieć, że jeszcze w latach 80. i 90. ubiegłego wieku architektura była przedmiotem dialogu, a nawet gorących dyskusji. Organizowano konferencje, sympozja poświęcone zagadnieniom z tej dziedziny. Ale to już przeszłość. Obecnie każdy robi, co chce. Coraz większą rolę w procesie projektowania budynków odgrywają komputery, choć moim zdaniem można podać w wątpliwość, czy zawsze dobrze się przy tym sprawdzają. Kolejną kwestią jest to, jak budynki się starzeją. Sony Building, w którym właśnie teraz się znajdujemy, jest dziś w lepszym stanie niż tuż po jego ukończeniu – 16 lat temu. Dobre budynki są jak wino – im starsze, tym lepsze. Natomiast konstrukcje złe szybko przeistaczają się w ruinę lub po prostu o nich zapomin-amy.
Bardzo podoba mi się Sony Center, ponieważ jest swego rodzaju „miastem w mieście”.
Właśnie o to nam chodziło! Prezes Sony, Norio Ohga, kupił ten teren, ponieważ w młodości studiował w Berlinie i czuł ogromny sentyment do tego miasta. Kiedy się spotkaliśmy i zaprezentowałem mu makietę Sony Building, spojrzał na nią i zapytał: „Ile to będzie kosztowało? I dlaczego zamiast drzwi są takie ogromne otwory? Przecież każdy będzie mógł dostać się przez nie do środka”. Odparłem, że właśnie o to chodzi. On na to: „Muszą być drzwi, w przeciwnym razie ludzie będą tu nocować i budynek stanie się łatwym celem dla terrorystów”. Na szczęście udało mi się go przekonać, że jest to prywatna inwestycja, ale zarazem miejsce publiczne. Czas pokazał, że miałem rację. Dziś Sony Building cieszy się większą popularnością wśród zwiedzających Berlin niż Brama Brandenburska. Kiedy tu przyjeżdżam i nocuję w moim mieszkaniu, słyszę szum fontann, głosy ludzi i nie muszę nawet włączać muzyki, bo jej rolę pełnią odgłosy tętniącego życiem miasta. W Sony Building odbywają się także liczne imprezy i można powiedzieć, że miejsce to kojarzy się ze współczesną formą rozrywki.
Jakie zadania stoją przed architekturą XXI wieku?
Musimy sobie poradzić z ogromnym napływem ludności do ośrodków miejskich. Zapotrzebowanie na biurowce nie jest już tak duże, jak na budynki mieszkalne, a w tej dziedzinie jest jeszcze wiele do zrobienia, ponieważ większość mieszkań, nawet tych ze średniej półki, jest marnej jakości. Oczywiście, od czasu do czasu pojawiają się także wyjątkowe zlecenia, takie jak budowa sali koncertowej, stadionu czy lotniska. Ale na co dzień zajmujemy się projektowaniem zabudowy mieszkaniowej i od ludzi, którzy zajmują się budową takich miejsc, wiem, że często muszą oni rozwiązywać przysłowiową „kwadraturę koła”, próbując znaleźć równowagę między kosztem budowy i cenami mieszkań, jakie mogą zaproponować swoim klientom.
Prostota formy i wyrazistość – to pana znaki rozpoznawcze. Czy coś pominęłam?
Ludzie chcą wierzyć, że architektura opiera się jedynie na poczuciu estetyki – architekt ma pomysł, swego rodzaju wizję, więc projektuje to, co przyszło mu do głowy. Jednak tak naprawdę nasze zadanie polega na czymś innym – musimy stawić czoła danemu proble-mowi, przed którym nas postawiono. Dlatego nieustannie wprowadzamy coraz to nowe poprawki, aby wszystko zadziałało tak, jak powinno. Kolejnym ważnym celem architekta jest zaprojektowanie budynku w taki sposób, aby jak najlepiej spełniał swoje zadanie. Dla mnie jest to nawet ważniejsze od samego wyglądu. Podobnie rzecz ma się z innymi wyna-lazkami: samolot musi latać, łódź nie może zatonąć, a samochód powinien jeździć szybko i być bezpieczny. Estetyka jest tu prawdopodobnie drugorzędną sprawą. Najwa-żniejsze, aby przedmioty te dobrze spełniały funkcję, do której zostały stworzone. Proszę spojrzeć, jak ogromny skok w dziedzinie bezpieczeństwa dokonał się w ostatnich latach w motory-zacji. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu niemal każdy wyścig Formuły 1 kończył się śmiertel-nym wypadkiem. Obecnie, dzięki zastosowaniu szeregu zabezpieczeń przypadki śmierci w tym sporcie należą do rzadkości.
Przed panem projekt budynku idealnego – jaka będzie jego bryła i gdzie on stanie?
Cóż, projektowanie budynku nie przypomina gotowania posiłku – to znacznie bardziej skomplikowany proces. Jeśli architekt myśli, że zaprojektował idealny budynek, równie dobrze mógłby już położyć się w grobie. Człowiek może nauczyć się takiego podejścia do swojego zawodu od naukow-ców, ponieważ wiele z tych rzeczy, o których mówiłem, wywodzi się z nauki i praw fizyki. I to właśnie nauka powinna być dla nas najlepszym dowodem na to, że nigdy nie powinni-śmy ustawać w dążeniu do czegoś, co jeszcze nie zostało osiągnięte. Naukowiec nigdy nie jest w pełni usatysfakcjonowany ze swoich dokonań i wciąż stara się coś odkryć lub wymyślić. Wielu z nas chce czynić świat lepszym i zapewnić mu lepszą przyszłość, a projektując budynki czy nowoczesne samoloty, możemy w pewien sposób się do tego przyczynić. Grupa ludzi, którzy pchają świat do przodu, jest stosunkowo niewielka, ale są oni częścią niezwykle ważnego procesu.
Jakie jest pana ulubione miejsce na świecie?
W 1966 roku wyjechałem z Niemiec na rok do Chicago i – zamieszkałem tam na stałe. Nie chciałbym mieszkać nigdzie indziej, choć lubię odwiedzać różne zakątki świata i uważam, że podróże wzbogacają człowieka. Chicago to miasto, w którym komfortowo żyje się przez cały rok. Podoba mi się, że tak dobrze widać tam zmieniające się pory roku, a także bliskość ikon światowej architektury, zwłaszcza budynków powstałych w latach 60. ubieg-łego wieku. Chicago to także świetna baza wypadowa do innych miejsc na całym świecie. Ludzie często pytają mnie, czy nie chciałbym wrócić do Niemiec. Nie, nie chciałbym, choć nadal mam tu mieszkanie i lubię przyjeżdżać do Berlina. Lubię także Nowy Jork, ale nie mam tam wakacyjnego lokum, ponieważ wiem, że nigdy by mnie tam nie było. Mam za to własną, 13-metrową łódź, ponieważ pasjonuję się żeglarstwem i regatami. Ostatnio żeglowaliśmy we Włoszech, a także w Australii. Moja żona nie interesuje się żeglarstwem, ale za to ma stadninę koni. To profesjonalny obiekt z wykwalifikowanymi trenerami koni i nauczycielami jeździectwa. Jest tam także hodowla źrebiąt. Zaprojektowałem kilka z tamtejszych budynków i – przyznam nieskromnie – są całkiem ładne. Dam pani moją najnowszą książkę. Są w niej przedstawione chronologicznie projekty, które realizowa-liśmy na całym świecie. Jest ich ponad sto. Sproszę spojrzeć, tu jest budynek Cosmopolitan, a tu najnowszy obiekt w Tokio. |