Festiwal Ciało/Umysł to niepowtarzalna okazja, żeby poznać to, co dziś jest ważne w tańcu współczesnym. Pierwsza edycja festiwalu odbyła się w 1995 r. w Warszawie pod nazwą Małe Formy Teatru Tańca. 15. jubileuszowa edycja rusza 30 września. Każda edycja to jednak chwila refleksji, zatrzymanie obrazu. Taniec kojarzy się z obrazem, formą wizualną. Twórczyni i dyrektor festiwalu, Edyta Kozak, zaprasza nas do teatru, aby uchwycić jak najwięcej kadrów, obrazów, które pozostaną na długo.
Tekst: Jansson J. Antmann
W pani biografii czytamy, że jest pani wspaniałym przykładem tego, że można opuścić balet, poświęcając się tańcowi współczesnemu. Co to znaczy dla pani? Dzisiaj nie cały repertuar jest klasyczny…
Dziś wszystko jest inne niż 30 lat temu. Skończyłam Państwową Szkołę Baletową w Warszawie w 1988 roku. Uczono wtedy akademickiego tańca, przygotowując absolwentów do teatrów z klasycznym repertuarem baletowym i do zespołów ludowych. W Polsce było kilka teatrów baletowych, Teatr Tańca w Poznaniu i kilka zespołów ludowych jak Mazowsze czy Śląsk, także bazujących na technice klasycznej. Byłam przygotowywana do tego, by być baleriną. Przez kilka lat tańczyłam repertuar klasyczny w Teatrze Wielkim w Warszawie, potem w Szwajcarii, gdzie poznałam smak neoklasycznego tańca. Na początku lat 90. w Polsce była zupełna pustynia, jeśli chodzi o taniec współczesny, kiedy więc odchodziłam z Teatru Wielkiego, większość pukała się w czoło. Uważała, że zwariowałam. Po doświadczeniach w małym zespole w Szwajcarii nie chciałam pracować już w ponad-stuosobowym zespole w Warszawie, w którym nie mogłam być do końca sobą, nie czułam swojego ciała, nie miałam wpływu na to, co własnym ciałem reprezentuję. To był rodzaj buntu, bo nie potrafiłam się podporządkować temu, czego uczyłam się w szkole. Moje ciało mogło, ale emocje i umysł tęskniły do czegoś innego. Wtedy jeszcze nie wiedziałam do czego…
Kylián, Bejart to mistrzowie nowoczesnego tańca, ale ich korzenie są jednak w tańcu klasycznym. Obok tego mamy Physical Theatre, Conceptual Theatre w rodzaju tego, który wykonuje Yoko Ono. Czy to nadal taniec?
Taniec współczesny przyjmuje różne formy. Czasami ktoś stoi czy leży i też mówimy, że tańczy. To kwestia percepcji i decyzji samego artysty, który nazywa to tańcem. Obecnie zajmuję się znaczeniem tańca, tym, co przez niego przekazujemy, a nie samym stylem czy określoną techniką. Definicje już dawno straciły swoje ramy, ich granice stały się płynne. Interesują mnie nie zmysły, a konkretnie emocje. To, co wzbudza we mnie taniec. Zerwanie z baletem klasycznym było dla mnie jak powrót do normalnego życia, życia którego wcześniej nie miałam, bo od 9 roku życia byłam totalnie skoncentrowana na balecie. Balet klasyczny to zbiór bardzo precyzyjnych ćwiczeń, to ciało podporządkowane pewnym regułom, które pozwalają na uzyskanie określonego efektu. Tymczasem ja poszłam o 180 stopni w drugą stronę. Zaczęła mnie interesować codzienność, ta strona tańca, której początki sięgają lat 60. w USA, kiedy gesty, chodzenie, zwykłe czynności stały się źródłem inspiracji choreografów nazywanych dzisiaj postmodern dancers. Chciałam szukać źródła mojego ruchu, nauczyłam się bowiem w szkole bardzo precyzyjnej techniki, ale nie wiedziałam, dlaczego ja to robię, gdzie jest źródło emocji, skąd ten mój ruch wypływa. To była przepaść pomiędzy moją zdobytą nauką w szkole i Teatrze Wielkim, a tym, czego nagle zaczęłam się uczyć w Europie i USA. Dlaczego ruszam ręką, co czuję, gdy się ruszam. To już nie polecenia, reguły, ale próba odpowiedzi na pytanie, czym jest taniec dzisiaj, po co tańczymy. Co przez taniec komunikujemy? Przecież dzisiaj mamy XXI wiek i szukanie odpowiedzi na współczesne pytania jest wpisane w naszą rzeczywistość.
Zawsze fascynował mnie Graeme Murphy, on też dociekał, gdzie jest źródło ruchu. Miał korzenie w klasycznym balecie, ale porzucił je, szukając prawdy o tańcu. Zupełnie jak pani…
Gdy zrezygnowałam z baletu, musiałam nauczyć się chodzić od nowa. Zajęło mi to około 6 lat. Musiałam zmienić swoje nawyki. Tancerze klasyczni nie potrafią robić prostych ruchów: chodzenie, upadanie, używanie grawitacji. Są za to znakomici w tworzeniu piękna ruchu, poszerzaniu możliwości ciała, przekonywaniu widzów, że ciało nie podlega prawu ciążenia. Wszystko jest w głowie. Mamy zakodowany pewien schemat, i albo go powielamy, dążąc do doskonałości, albo uznajemy, że nie wiemy nic i szukamy tej doskonałości, poznając różne techniki, świado-mość pracy z ciałem. Ja szukam harmonii pomiędzy tymi dwiema szkołami. Tancerze klasyczni uczą się najpierw klasyki, potem poznają inne techniki i style, dochodząc np. do improwizacji. Tancerze współcześni klasykę poznają później, zaczynając od improwizacji i naturalnego ruchu, ale oni mają małe szanse, aby stać się tancerzami klasycznymi. Po prawie 30 latach wracam do baletu klasycznego, który oglądam, analizuję, podziwiam. Ma on ogromny potencjał ze względu na olbrzymią precyzję, dyscyplinę ruchu, czystość intencji. Znajduję w nim także wspomnianą prawdę o tańcu. Interesuje mnie zarówno balet na wielkiej scenie, jak i taniec w galerii sztuki, w którym chodzi o percepcję i kontakt z widzem. Obie formy są utajonym sposobem opowiedzenia o dwóch stronach piękna człowieka.
Festiwal, który pani przygotowuje, to nie tylko taniec, lecz także połączenie z architekturą i sztuką. Jak to się łączy?
Taniec rozwija się wraz z innymi dziedzinami nauki i sztuki i jest odzwierciedleniem tego, co niesie życie… Taniec odbiera się bardziej jak żywą architekturę niż na przykład teatr. Teatr to słowo. Taniec to ruchomy obraz. Najlepiej się go ogląda z wyższej perspektywy. Kiedy widzimy architekturę całej przestrzeni. Choreograf używa tancerzy, by zbudować tę ruchomą architekturę, relację pomiędzy tancerzami-obiektami. Na przykład szwajcarski choreograf Guilherme Bothelo w spektaklu Sidewest rain buduje nieustannie zmieniający się krajobraz z piętnastu przepływających non stop przez scenę ciał. To pewnego rodzaju poezja.
Wydaje mi się, że nawet w nowoczesnym tańcu jest schemat, każdy taniec wygląda właściwie tak samo, przynajmniej w telewizyjnych konkursach.
Tak zwane TV show to jeszcze inna kategoria tańca, która jest czystą rozrywką. W XX wieku, a szczególnie w XXI taniec rozwinął się w wielu kierunkach. Każdy z nich korzysta z podobnych technik, często na bardzo wysokim poziomie. To trochę tak, jak z jedzeniem, które albo masowo sprzedaje się na rogu ulicy, albo robi się z niego wyszukane danie. Zależy od potrzeby. Mnie interesuje żywy taniec, który nie wynika z techniki, nie odtwarza schematów sprzed stu czy pięćdziesięciu lat. Może ich oczywiście użyć, by nadać pewne znaczenie dla sceny, relacji między tancerzami, tancerzami a widzem albo zbudować napięcie, a nie by wykonać doskonałe, określone pas. Na przykład spektakle duetu Anny Godowskiej i Sławka Krawczyńskiego powstają w bliskiej relacji z nauką, na bazie psychologii zorientowanej na proces Arnolda Mindella. Ich Bataille i świt nowych dni, który zobaczymy na Festiwalu, powstał z materiału stworzonego podczas procesu, gdzie rozmawiali z tancerzami o snach, emocjach i z tego budowali postaci. W ciele drzemią nie tylko nabyte techniki, ale mroczne emocje, impulsy, które aktualizują się w danej sytuacji. Artyści uwalniali z tancerzy tę utajoną, uwięzioną w ciele wiedzę. To wszystko jest świeże, powstaje dzisiaj, mówi o stanie psychofizycznym konkretnych ludzi. To zapis współczesności, która nigdy nie wygląda tak samo.
A jak wygląda współpraca z kompozytorem, dopasowywanie się do muzyki?
Taniec od lat kojarzony jest z muzyką. Są bardzo różne do niej podejścia. Kaya Kołodziejczyk, która często w swoich pracach bada relację ruchu i muzyki współczesnej, pracuje dla Festiwalu nad istniejącym utworem awangardowego, nieżyjącego już kompozytora Andrzeja Krzanowskiego. To dwugodzinna metaopera z 1974 roku, która nie miała swojej premiery. Kompozytor stworzył skrypt, w którym opisał dokładnie, co robią performerzy. Dołączył do tego teksty Mrożka i innych poetów, tworząc pełną opowieść. Teraz, po czterdziestu latach, Kaya odtworzy ten cały skrypt, uruchamiając tancerzy. Są ramy utworu, ale trzeba znaleźć miejsce dla tancerzy, na ich ruch, taniec, wizualną stronę. Ja w swoich wczesnych pracach często pracowałam z muzykami, którzy specjalnie tworzyli muzykę do moich spektakli. To zawsze było wyzwanie, aby pozostawić swobodę dla obydwu stron, aby muzyka nie stała się tylko ilustracją tańca. Ostatnio jednak pracuję z muzyką, która już istnieje, która oddaje charakter tańca, sceny, którą tworzę. Muzyka jest obecna w spektaklach w różny sposób. Często tancerze i muzycy występują na żywo.
Czy przygotowuje pani coś nowego na ten festiwal?
Niestety nie zdążyłam. Pomysł pojawił się zbyt późno. Nie jestem typem choreografa, który musi wciąż produkować nowe prace. Wolę czekać, aż pomysł dojrzeje.
Jak pani znosi to, że organizuje pani festiwal dla innych, sama nie tworząc?
Moja twórczość to także tworzenie programu na Festiwal, który organizuję od 1995 roku. Moje spektakle powstają często podczas procesu pracy nad Festiwalem, wtedy stają się jego komentarzem. Dużo podróżuję po świecie, oglądam mnóstwo spektakli, chcę być na bieżąco z tym, co się dzieje. To czasami przeszkadza mi zajmować się samą sobą. Gdy widzę genialny spektakl czy pracę choreografa, to już samo to daje mi spełnienie. To trochę substytut mojej własnej twórczości. W mojej drodze artystycznej jestem choreografką, ale i kuratorem.
Polityka zawsze miała wpływ na sztukę. Powiedziano, że bez kryzysu dobra sztuka by nie istniała.
Zgadzam się z tym. Kryzys to ukryty potencjał. Otwiera nowe możliwości. Tych kryzysów możemy szukać wszędzie. Na Festiwalu będzie można zobaczyć spektakl o politycznej wymowie, słoweńskiego kolektywu Via Negativa. Na scenie jest sześciu nagich performe-rów, którzy mierzą się z arcydziełem naszej cywilizacji, majestatyczną dziewiątą symfonią Beethovena. Jest to ogromne wyzwanie, bo jest ona nie tylko wspaniałym dziełem muzycznym, ale jednocześnie hymnem Unii Europejskiej, co nadaje pewien kierunek w odczytywaniu spektaklu. Umieszczanie problemów politycznych czy społecznych w europejskim tańcu w ostatniej dekadzie było bardzo wyraźne. Obecnie jest mniej widoczne w pracach choreografów.
Ale ludzie chodzą do teatru czy na festiwale, żeby się oderwać od rzeczywistości.
Trochę rozrywki nie zaszkodzi. Sztuka nie może być tylko polityczną debatą. Ma odpowiadać na duchowe potrzeby widza. To raczej miejsce, gdzie rodzą się emocje, gdzie chcę się zachwycić, kiedy tancerze zajmują mój umysł i bez względu na to, co robią, czuję, że stają mi się bliscy, choć nawet ich nie znam. Lubię spotkania w teatrze, które coś znaczą. Nie wyobrażam sobie, żeby ich nie było.
Jakie są pani oczekiwania wobec tego festiwalu?
W tym roku program Festiwalu wyjątkowo trudno mi się układał. Ciągle się rozpadał, a to dlatego, że w Warszawie brakuje przestrzeni dla tańca. Od lat współpracujemy m.in. z Teatrem Studio, Centrum Sztuki Współczesnej, Teatrem Powszechnym. Od tego roku jesteśmy obecni także w Nowym Teatrze. Ta współpraca układa się znakomicie, ale odczuwalny jest brak miejsca, w którym mogą powstawać nowe produkcje taneczne, gdzie testowane są idee, gdzie na co dzień spotykają się i pracują niezależni tancerze. Moje oczekiwania wobec Festiwalu? Niech już się odbędzie i z tego organizacyjnego napięcia zamieni się w miejsce do kontemplacji życia…
Jak możemy obejrzeć jak najwięcej?
Proponuję karnet na sześć spektakli, co pozwoli na zapoznanie się z całością głównego programu. Codziennie w Nowym Teatrze są też bezpłatne wydarzenia dodatkowe, np. mediateka, fotografowanie tańczących widzów, performensy. Trzy z nich są realizowane przez Martina Schicka, choreografa, który zajmuje się ekonomią tańca. Razem z widzami zastanawia się, jak taniec funkcjonuje w różnych obszarach geograficznych. Jest Szwajcarem, więc dostaje dużo pieniędzy za swoją twórczość i chce się dzielić swoją zamożnością. Realizuje np. spektakl Technika dzielenia chleba, by pokazać jak dzielić się tym, co mamy. Na koniec Festiwalu zapraszamy widzów na 12-godzinny nocny maraton tańca, zakończony porannym śniadaniem. W tym roku celebrujemy 15. edycję Festiwalu. Mam wrażenie, że to edycja trochę filozoficzna, empatyczna wobec widza, z dużą ilością znakomitej muzyki. Ciało/Umysł to zarówno radykalne propozycje, jak i czysta, inteligentna rozrywka.
A czym jest taniec dzisiaj?
Moja definicja tańca brzmi: taniec to wewnętrzny ruch ciała w wewnętrznych przestrzeniach ciała, skierowany na zewnątrz. |
Wiosenna kanapka
Powtórzę za Anną Marą Jopek, że najlepszym daniem jest świeży chleb z masłem, szczypiorkiem i solą. Wtedy zaczyna się wiosna. Ja do tego dodałabym jeszcze malinowego pomidora.