Nie ma drugiego tak teatralnego miasta na świecie, jak Edynburg latem. Kilkanaście odbywających się równolegle festiwali (sic!), w tym co najmniej dwa stricte teatralne, sprawiają, że w każdej minucie każdego dnia na dziesiątkach scen całego miasta – w kawiarniach, na placach, w teatrach, kościołach, na łąkach i w podziemiach katedry – granych jest jednocześnie kilkadziesiąt spektakli. Od 8.30 rano do północy można delektować się teatrem. I tak przez wiele tygodni…

 

Tekst: Józefina Bartyzel

 

I choć najszerzej znany jest pewnie offowy, żywiołowy i zaskakujący Fringe Festival, to jednak przede wszystkim Edinburgh International Festival zasługuje na uwagę miłośników teatru, opery, tańca i sztuki na najwyższym poziomie. Jego renoma jest sprawą przede wszystkim znakomitej tradycji – swoją pozycję umacnia już od 1947 r., nie tylko dzięki znakomitym kuratorom i dyrektorom, ale także dlatego, że błyskawicznie stał się marką samą w sobie. Podczas tegorocznej 69. edycji Edinburgh International Festival zobaczyć będzie można arcyciekawe spektakle z całego świata. Francję będzie reprezentować (urodzony notabene w Anglii) Dan Jemmett, znany także polskim widzom. W Edynburgu ceniony reżyser pokaże spektakl Shake, powstały w oparciu o Wieczór Trzech Króli (który to tekst Szekspira przeniósł zresztą na polską scenę w warszawskim Teatrze Polskim – widzowie z Polski zyskają więc dodatkowy kontekst odbioru festiwalowego przedstawienia!).

Jemmett znakomicie radzi sobie z klasycznymi tekstami, z talentem odnajdując w nich odniesienia do współczesnego świata, często także przenosząc akcję o kilka stuleci w przód. I tym razem będzie można zobaczyć historię miłości Violetty i Orsina (a także, dodajmy lojalnie – dwóch innych par), rozgrywającą się w kolorowych latach 70. zeszłego wieku, w rytm muzyki granej z winylowych płyt. Szekspir będzie zresztą na tegorocznym festiwalu nad wyraz obecny – londyńska kompania Cheeck by Jowl oraz moskiewski Teatr im. Puszkina pokażą przygotowaną wspólnie Miarkę za miarkę, czyli komedię, w której mistrz ze Stradford ukazał polityków w krzywym zwierciadle, obnażając absurdy władzy i hipokryzję rządzących, a jeden z bezsprzecznie najlepszych współczesnych reżyserów niemieckich – Thomas Ostremeier, regularnie pokazujący swoje spektakle w Edynburgu – przywiezie z berlińskiego Schaubühne Ryszarda III. Wszyscy, którzy widzieli (także w Polsce, na szczęście!) przedstawienia wyreżyserowane przez Ostermeiera, na pewno pamiętają, w jak piękny, okrutny i poruszający sposób potrafi on opowiadać o świecie, szczególną uwagę przykładając do brutalnego, bezlitosnego, a nadal mimo wszystko uwodzącego, fenomenu zła. Nikt tak dobrze jak Ostermeier nie ukazał splotu miłości i śmierci, dobra i zła, łaskawości i okrucieństwa w kultowym już Łaknąć według tekstu Sarah Kane. A przecież Szekspirowski Ryszard III jest bodaj najgenialniejszą opowieścią o rozpadzie wartości w świecie polityki, o upadku w przemoc, mrocznej sile zdegenerowanej władzy i o tym, jak człowiek rozpada się w obliczu zła, którego nie chce (lub nie umie) zatrzymać. Festiwalowy Ryszard III będzie na pewno opowieścią tyleż fascynującą, co i niełatwą. Spektakle Ostermeiera uwodzą swoją estetyką (mroczną, niepokojącą i piękną), zostawiają w pamięci zamazane obrazy, czasami niosą niewygodę, ale zawsze uruchamiają wyobraźnię i poruszają. Reżyser tworzy bardzo współczesny teatr, także wtedy, kiedy inscenizuje teksty klasyczne.

Niemniej, dla miłośników dramaturgii XX-wiecznej tegoroczny International Festival przygotował także coś bardzo specjalnego: Szklaną Menażerię Tennessee Williamsa w reżyserii Johna Tiffany’ego, reżysera o światowej sławie, a wywodzącego się z teatralnego świata Edynburga. Tiffany związany był z wieloma szkockimi teatrami, w tym z Teatrem Narodowym, i o jego przedstawieniach mówiono, że wprowadza-ją na scenę nową dramaturgię. Do zrealizowanego w Ameryce spektaklu (i szybko przeniesionego na Broadway, a potem wyróżnionego nagrodami Tony) zaprosił m.in. Cherry Jones, znakomitą aktorkę, widzom kinowym znaną choćby z filmu Ocean’s Twelve. Wcieli się ona w rolę Amandy, despotycznej, choć wewnętrznie zagubionej matki, która poszukuje absztyfikanta dla córki o słabym zdrowiu i nieustannie wadzi się z synem, uciekającym z domu do bezpiecznego mroku kinowych sal. Szklana Menażeria jest przede wszystkim piękną w swoim smutku opowieścią o świecie, który przemija, utlenia się, ulatuje. Jest też historią o ludziach zamkniętych w swoich nieumiejętnościach i ograniczeniach. To dogłębnie smutna historia tęsknoty, uwięzienia we własnej pamięci i braku porozumienia ze światem, z bliskimi. W swojej inscenizacji John Tiffany udowadnia, że sprawnie i z lekkością operuje drobnymi środkami, gestami zatrzymanymi w pół i małymi, z początku nieoczywistymi znakami. W chłodnej, prostej scenografii i przy akompaniamencie minimalistycznej muzyki (skomponowanej przez cenionego Amerykanina Nico Muhly’ego) Tiffany opowiada nam o krzyku, który nigdy nie przechodzi przez gardło. O półpłynnym świecie, którego bezpieczeństwo stało się mirażem. Można wręcz postawić sobie pytanie, czy rodzina sportretowana w arcydziele Williamsa nie jest metaforą zachodniego społeczeństwa, które ciągle nie chce zobaczyć, że świat dokoła niego zmienił się diametralnie, a ono zostało w tyle, kurczowo przywołując wspomnienia o dawnej chwale? Nikt nam przecież nie obiecywał, że teatr nie zada trudnych pytań o nas samych. Przeciwnie: dobry teatr obiecuje to nieustannie. I właśnie dlatego w sierpniu warto wybrać się do Edynburga. |